Przemysław Paszowski: Rok dopiero się zaczął, a u pani sukces goni sukces. Lepiej ten 2018 chyba zacząć się nie mógł. Natalia Bajor: To prawda. Cieszę się, że w tym roku udało mi się osiągnąć tyle sukcesów. To bardzo szczęśliwe pasmo zaczęło się od Młodzieżowych Mistrzostw Polski. Po raz pierwszy w karierze wygrałam na nich we wszystkich konkurencjach. Półtora tygodnia później grałam już z seniorkami.
I została pani mistrzynią Polski Na początku marca została pani mistrzynią Polski pokonując dość pewnie faworyzowane rywalki w tym między innymi Natalię Partykę.
Myślę, że to wszystko było trochę niespodziewanie. Wiedziałam, że stać mnie na wiele, ale nie zaliczałam się do ścisłego grona faworytek.
Czyli jadąc do Raszkowa nie zakładała pani, że będzie złoto?
Na pewno się tego sukcesu nie spodziewałam. Dla mnie najważniejsze na tych mistrzostwach było wejście do czwórki. W półfinale trafiłam na Anię Węgrzyn. Prowadziłam z nią 3:0, potem zrobiło się 3:2, ale ostatecznie wygrałam 4:2. Weszłam do finału.
I tam pokonała pani Natalię Partykę. Wreszcie można powiedzieć.
Faktycznie jeszcze nigdy z nią nie wygrałam. Cieszę się, że udało się to zmienić.
A gdzie tkwił klucz do sukcesu?
Myślę, że gdy weszłam do finału to stres opadł. Nie czułam takiej presji jak Natalia. Wiedziałam, że nic nie muszę. Zdawałam sobie sprawę, że jak przegram to nic się nie stanie. I to mi chyba pomogło. Zagrałam tak jak potrafię i wygrałam.
Dawno nie mieliśmy tak młodej mistrzyni Polski w singlu. Czy to jest jakiś znak, że już wkrótce dojdzie do zmiany warty w polskim tenisie stołowym?
Trzeba pamiętać, że w Raszkowie nie grały Chinki. Nie było Li Qian. Myślę, że gdyby ona startowała to na pewno bym z nią nie wygrała. Poza tym nie przywiązywałabym się tak do tych wyników. Równie dobrze za dwa dni mogę przegrać z Natalią Partyką. To że zostałam mistrzynią Polski nie oznacza, że jestem już najlepsza w kraju. Na pewno jednak byłam najlepsza na tych zawodach.
A to mistrzostwo Polski jakoś dodatkowo zmotywowało do gry na mistrzostwach Europy U-21?
W sumie nie myślałam o tym, że jestem mistrzynią Polski. Pojechałam na te zawody i bardzo chciałam zdobyć medal. Zwłaszcza że jeszcze nigdy mi się to nie udało w singlu. Na pewno jednak czułam, że jestem w formie i mam szansę na dobry wynik.
W Mińsku wywalczyła pani złoto w deblu i brąz w singlu. Nie mogę więc nie zadać tego nielubianego pytania – który z tych sukcesów jest cenniejszy? Na papierze na pewno singiel.
Rzeczywiście ten brąz w singlu jest ważniejszy. Zdobyłam go sama. Ale debla też doceniam. W końcu jest to złoto i tytuł mistrzyni Europy. Poza tym z Solomiyą Brateyko bardzo dobrze się znamy i rozumiemy.
Chyba większość tenisistów stołowych traktuje tego debla jako dodatek. Czy u pani jest podobnie?
Ja nie trenuję debla ani miksta. Niemniej zawsze na zawodach staram się grać we wszystkich konkurencjach. Najważniejszy jest jednak dla mnie singiel. Gdy przegrywam w deblu czy mikście nie przeżywam tego jak bardzo jak porażki w singlu.
Sukcesy juniorskie to jedno, a zmagania wśród seniorów to drugie. Czy pani jest już gotowa do rywalizacji na najwyższym poziomie w gronie seniorek?
Na pewno nadal muszę dużo pracować. Do końca roku gram w kategorii U-21. W związku z tym nawet gdy mi nie pójdzie w rywalizacji seniorek to startuję jeszcze wśród młodzieżowców. Ale od przyszłego roku już tak nie będzie. Na razie gdy realia są takie, że na seniorskich Pro Tourach wyjście z grupy jest sukcesem. Nie przeżywam porażek wśród seniorek aż tak bardzo. Niemniej
nie mogę mówić, że ciągle mam czas. W czołówce światowej są Japonki, które są młodsze ode mnie o pięć, sześć lat…
Jak duża różnica jest między rywalizacją juniorską, a seniorską w tenisie stołowym?
Moim zdaniem jest to przepaść. Gdy jako juniorka jeździłam na Pro Toury czy Mistrzostwa Europy to zawsze byłam gdzieś w czołówce. Czułam, że mogę. A wśród seniorek jak wspomniałam sukcesem jest wyjście z grupy. To pokazuje dobitnie jaka jest różnica.
Gdy pyta się w środowisku o Natalię Bajor często słyszy się opinie „wielki talent”, „wielka nadzieja”. Czy pani zdaje sobie sprawę jak postrzega się pani karierę?
Spotykam się z różnymi opiniami. Ja w klubie mam swojego trenera, który we mnie wierzy. Podobnie zresztą rodzice. Ale wiem też, że są osoby, które mi źle życzą. Ale nie mogę się tym przejmować, bo wiem, że takie jest środowisko.
A życzą źle, bo?
Gdy byłam młodsza były sytuacje, że takie osoby podchodziły do moich rodziców i mówiły, że nie będę grała, bo się nie ruszam przy stole i mam złą technikę.
Pani dzieli tę karierę ze studiami. To niełatwe.
Ja się głównie skupiłam na tenisie stołowym. Myślałam o roku przerwy na uczelni, ale ostatecznie wybrałam studia zaoczne na Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji w Opolu. Daje mi to duży komfort. Uczelnia idzie mi na rękę i pozwala pogodzić studia z tenisem. To nie jestem tak, że jak mam zjazdy to muszę być na każdym. Mogę także dopasować egzaminy do kalendarza swoich startów.
A studiuje pani zarządzanie… I co, chciałaby pani zarządzać potem związkiem?
(śmiech) Jeszcze nie wiem co chciałabym robić w przyszłości. Czy zostać trenerką czy pomyśleć o innej dziedzinie. Na razie na pewno skupiam się na tenisie stołowym.
Pytam o to bo nie ma co ukrywać, że tenis stołowy nie jest dyscypliną z pierwszych stron gazet. Sukcesy w niej nie gwarantują ani możnych sponsorów ani popularności. Nie zabraknie pani przez to w końcu motywacji?
Myślę, że motywacji mi nie zabraknie. Poza tym moim zdaniem da się wyżyć z tenisa stołowego. Zresztą ta dyscyplina jest całym moim życiem. Zaczęłam ją trenować, gdy miałam cztery i pół latka. Nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło w moim życiu miejsca na tenis stołowy. Czasem wiadomo, że jest moment, gdy potrzebuje odpoczynku. Ale gdy nie gram dwa dni to już mnie nosi.
Co chciałaby pani w tym tenisie stołowym osiągnąć?
Na razie się nad tym nie zastanawiam. Życie potrafi zaskoczyć i zawsze może się przydarzyć jakaś kontuzja, po co więc wybiegać w przyszłość. Na pewno chciałabym się jednak rozwijać i liczyć się w czołówce.
Czyli żyjmy chwilą i zobaczymy co przyniesie przyszłość.
Dokładnie.
A przyszłość przyniesie pracę licencjacką…
(śmiech)
Temat już wybrany?
Tak -„Sponsoring, a dojście do sukcesu sportowego zawodnika”. Praca będzie bazować na moim przykładzie.
To być może jest gwarancja sukcesu, bo Robert Lewandowski też bazował na swoim przykładzie.
Byłoby świetnie. Na razie jednak chciałabym znaleźć trochę czasu, aby móc ją napisać.
A czasu nie ma…
To prawda. Niestety teraz mój kalendarz jest teraz wypełniony zawodami. Mam wrażenie, że cały czas gram.
Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.
Musisz być zalogowany by opublikować komentarz Zaloguj się