Przemysław Paszowski: Wróciłaś niedawno z Egiptu. Przeżyłaś szok termiczny?
Natalia Grabowska: Trochę tak (śmiech). Po wylądowaniu przywitał nas śnieg i zero stopni. Ale w sumie nie jest tak źle. Daję radę!
W Egipcie zdobyłaś brązowy medal Mistrzostw Europy i Afryki w wakeboardingu. Jak właściwie przebiegały te zawody?
To były właściwie moje pierwsze międzynarodowe zawody. Nigdy nie startowałam poza Polską, a tutaj debiut i od razu na takich zawodach. To niesamowite uczucie zobaczyć w jednym miejscu najlepszych zawodników. Do Egiptu przyleciało prawie dwustu sportowców z ponad dwudziestu krajów. Same zawody trwały tydzień. Uczestnicy byli podzieleni na kilka kategorii wiekowych. Ja startowałam w klasie masters.
Czy te finalne zawody poprzedzały jakieś kwalifikacje?
Tak. Wszystko rozpoczęło się właśnie od eliminacji. W mojej kategorii było dziewięć dziewczyn z siedmiu krajów. Zostałyśmy podzielone na dwie grupy. Z każdej bezpośrednio do finału wchodziły najlepsze dwie osoby. Mnie udało się awansować z pierwszego miejsca. Pojechałam na całość, bo bałam się, że mi się nie zdołam zakwalifikować się do finału. Potem odbywały się baraże, z których do finału kwalifikowały się jeszcze dwie dziewczyny.
Jak wygląda taki start?
Jeden przejazd to praktycznie jedno kółko na wakeparku. Musisz w tym czasie wykonać jak najwięcej trików. Zarówno z przeszkód jak i z wody. Każdy ma dwa takie przejazdy. Liczy się ten lepszy.
Twój przejazd w Egipcie musiał być wobec tego bardzo dobry.
Niby tak, ale czuję pewien niedosyt. W eliminacjach wyszłam ze swojej grupy jako pierwsza, więc naturalnie chciałam więcej. Niestety w finale pierwszy przejazd pojechałam zbyt ostrożnie i w pewnym momencie spadłam na czwarte miejsce. Przegrywałam podium jednym punktem, a bardzo mi zależało, żeby zdobyć dla kraju medal. Musiałam więc nadrobić to w drugim przejeździe, ale nie mogłam też za bardzo zaryzykować, bo przy ewentualnym upadku skończyłabym właśnie na czwartym miejscu. Na szczęście udało się!
Stresowałaś się w finale?
Jeszcze jak! W tygodniu poprzedzającym zawody, gdy tylko zamykałam oczy widziałam swój przejazd. Nie myślałam o niczym innym. Ale chyba nie było tego po mnie widać, bo wszyscy mówili, że jestem jedną z najbardziej wyluzowanych i uśmiechniętych osób.
Ale stres chyba nie pasuje do tej dyscypliny…
Masz rację. Ogólnie wszystkie sporty deskowe kojarzone są z imprezami i z luźnym stylem życia. Ale wiadomo, że na imprezie tej rangi każdego łapie stres.
I faktycznie ten sport jest taki luzacki?
Raczej tak. Podczas tych zawodów każdego dnia zapraszali nas do innego klubu, codziennie były imprezy. Przed samym startem już nie imprezowaliśmy, ale wieczorem trzeba było się napić piwka na rozluźnienie (śmiech).
Fajna ta dyscyplina…
Prawda? Siedzenie w hotelu i stresowanie się nie pomaga. Lepiej jest wyjść gdzieś ze znajomymi i się pośmiać, rozładować ten stres.
Z tego co mówisz to środowisko jest bardzo towarzyskie i koleżeńskie.
To prawda. Wszyscy się znają z różnych wakeparków na całym świecie. Zazwyczaj się wspierają i dzielą doświadczeniem, pokazują sobie nowe tricki, kibicują na zawodach.
Łatwo się rywalizuje w takich warunkach?
Na co dzień razem pływamy i imprezujemy. Ale na zawodach trzeba się skupić na sobie i na swoim przejeździe. Oczywiście jak kończyłam swój przejazd to dalej kibicowałam innym.
Czyli nie ma takiej chęci wygrywania za wszelką cenę.
To zależy od osoby. Niektórzy podchodzą do zawodów bardzo ambicjonalnie i jedynie wygrana jest dla nich sukcesem. Dla wielu innych, w tym dla mnie liczy się przede wszystkim przyjemność z pływania. A jak robisz coś z sercem to wyniki pojawiają się prędzej czy później.
W tym szaleństwie jest metoda.
Jak się spojrzy na mój wynik to chyba tak.
Jak wyglądają przygotowania do takiej imprezy?
Ja w ogóle miałam jechać do Brazylii na kitesurfing. Wszystko było już zaplanowane. Jeszcze w październiku nie sądziłam, że pojadę na te mistrzostwa. Cały czas w głowie miałam Brazylię. Niestety nie mogłam znaleźć taniego biletu. W związku z tym zaczęłam zastanawiać się nad jakimś alternatywnym miejscem, gdzie mogłabym pływać na kitesurfingu i wake’u. Stwierdziłam więc, że skoro w Egipcie są te zawody to mogłabym spróbować w nich swoich sił. Do tego tak się fajnie złożyło, że w sierpniu na zawodach w Szczecinie wygrałam dwutygodniowy karnet na Sliders – wakepark na którym odbywały się mistrzostwa. Tak było! (śmiech)
Czyli start z przypadku?
Tak, to była trochę spontaniczna decyzja. Szkoda, że w tych mistrzostwach nie ma żadnych nagród, a wpisowe kosztuje aż sto osiemdziesiąt euro. Gdyby nie mój sponsor, Nobile Wake, byłabym więc w Egipcie, ale nie byłoby mnie stać na pokrycie kosztów startu.
To generalnie jest chyba bardzo drogi sport.
Zgadza się. Co ciekawe najdrożej jest w Polsce, bo sama cena jednodniowego pływania jest bardzo wysoka. Latem prawie całe moje oszczędności idą na uprawianie wakeboardingu.
U nas jest duże zainteresowanie tym sportem?
Tak. Wake zrobił się bardzo modny. Przede wszystkim dlatego że to jest sport miejski. To super, że ludzie w garniturach potrafią wyjść z korporacji, wskoczyć w piankę i pływać. To takie odrywanie się od tej szarej rzeczywistości. Przez to, że wakeboarding jest coraz popularniejszy, w Polsce w końcu buduje się duże wyciągi. W Warszawie jest sporo małych, dwusłupowych parków, ale to nie to samo . Na szczęście w lipcu powstał wakepark w Brwinowie. Tam właśnie pływam. W tym roku wybudowano też wyciąg w Sosnowcu.
Naprawdę w Sosnowcu?
(śmiech) To chyba jedyna atrakcja Sosnowca. Nawet tam specjalnie pojechałam na weekend. Wczasy w Sosnowcu (śmiech). Wiesz co jest najlepsze w Sosnowcu?
Bilet do Katowic?
(śmiech) To już nieaktualne! Teraz mówi się, że wakepark! Serio!
Dajmy spokój Sosnowcowi (śmiech). Zapytam cię teraz o godzenie wakeboardingu z codziennymi obowiązkami. To chyba nie jest łatwe.
Na pewno. Tak naprawdę to nie wiem czy w Polsce jest ktoś, kto się z tego utrzymuje. No może jedna osoba.
I to nie jesteś ty…
No niestety nie (śmiech).
Finansowania ze związku też chyba nie ma…
Polski Związek Motorowodny i Narciarstwa Wodnego nie chce inwestować w wakeboarding. Główny nacisk federacja kładzie na motorówki, bo tam kiedyś były sukcesy. Trzeba jednak stawiać na dzieci i młodzież! Ile dzieci pływa na motorówkach, skuterach wodnych, a ile na wake’u? Trzeba wejść na wakepark żeby zobaczyć ile zdolnych dzieci tam trenuje. Niestety Związek tego nie widzi.
Czy w tej dyscyplinie liczy się bardziej technika czy aspekt wizualny?
Tak naprawdę liczy się wszystko. W zawodach oceniane są kompozycja, styl, wysokość, trudność trików, wszechstronność. Tych czynników jest wiele. Porównałabym to do snowboardu. To jest oceniane na podobnej zasadzie.
Czyli skomplikowanie…
Trochę tak.
Jak dużą rolę odgrywa w tym sporcie sprzęt?
Bardzo dużą. Na szrocie nie da się pływać. Chociaż pewnie bardzo utalentowani ludzie i na kiepskim sprzęcie zrobią super triki.
To jest sport luzacki, ale patrząc na jakieś filmiki to chyba też dość niebezpieczny.
To jest sport akrobatyczny. Łatwo w nim o kontuzję. Triki wykonuje się z dużą prędkością. Jak coś nie wyjdzie to zalicza się nieprzyjemną „wcinę” w wodę. Ale myślę, że upadek jest i tak łagodniejszy niż na przykład na snowboardzie, bo wpada się do wody.
Jak wysoko wykonywane są triki?
Najlepsi skaczą pod wysokość liny, czyli po kilka metrów. Wiadomo, że im wyżej tym lepiej.
Trenujesz też kitesurfing. Nie lepiej skupić się na jednej dyscyplinie? Kitesurfing jest chyba bardziej perspektywiczny…
Kite jest super, bo daje bardzo dużo wolności. Nie tak jak w wake’u, gdzie pływasz na jednym akwenie, w kółko. Jednak jak ktoś tak jak ja mieszka w Warszawie to musi jechać na weekend na Hel, żeby uprawiać kitesurfing. A do tego jeszcze nie ma gwarancji, że w tym czasie będzie wiało. Dlatego wake jest dla mnie super alternatywą. Poza tym dlaczego mam się skupić na jednej dyscyplinie skoro obie uwielbiam? Robię to dla funu.
Nie dla sukcesów?
Sport zawodowy zawsze wiąże się z wyrzeczeniami. Do tego dochodzą męczące treningi, które trzeba cały czas powtarzać. A ja tak nie chcę. Bałabym, że się zrażę do sportu. Chcę pływać dla siebie i robić to co sprawia mi przyjemność. Sukcesy przychodzą przy okazji.
Ale sport nie jest dodatkiem?
To jest moja pasja, pod nią podporządkowuje swoje życie.
Co powinienem zrobić gdybym chciał dzisiaj zacząć trenować wake?
Jedno musimy ustalić. W moim przypadku nie ma czegoś takiego jak trenowanie. Nie mam trenera, treningów. Przyjeżdżam na park, spotykam się z ziomkami i sobie razem pływamy. Podpowiadamy sobie jak zrobić dany trick. Nie ma to zbyt wiele wspólnego z prawdziwym treningiem. Co prawda powoli powstają różne kluby dla dzieciaków i to jest super. Każdy może pływać. Przychodzą ludzie w różnym wieku. Ja zaczęłam pływać na wake’u, gdy miałam chyba dwadzieścia sześć lat. Jeszcze pięć lat temu nie chciałam pływać na waku. Gdy moi kumple namawiali mnie na wake to mówiłam, że mnie to nie interesuje bo jestem surferką. Ale raz po mnie przyjechali i zabrali mnie na zawody. No i je wygrałem. Jakoś mi się spodobało i tak zostało (śmiech).
Same przypadki rządzą twoim życiem sportowym.
Nigdy nie uprawiałam tych dyscyplin po to, żeby startować w zawodach. To nie był mój cel. Uwielbiam jeździć na desce. To najpiękniejsze uczucie na świecie. A że przy okazji szybko robiłam progres, to zaczęłam startować w zawodach. To mi też pomogło zdobywać nowe umiejętności. Bo gdy startujemy z najlepszymi to podnosimy swój poziom.
Czy twoje cele są jakieś skrystalizowane czy nie planujesz niczego pod kątem rywalizacji?
Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. W Polsce już zdobyłam wszystko to, co chciałam. I to mimo że tego nie planowałam. We wrześniu zdobyłam mistrzostwo Polski w wake’u w kategorii open. Pięć lat temu wywalczyłam Puchar Polski w kitesurfingu, a w tym roku wicemistrzostwo Polski. Teraz na mistrzostwach Europy też mi całkiem nieźle poszło. Chciałoby się więcej i więcej. Ale z drugiej strony takie zawody to duży stres i nie wiem czy chce to jeszcze raz przeżywać. Chciałbym po prostu pływać dla siebie. Oczywiście jeśli znajdę się w miejscu, gdzie będą odbywały się jakieś zawody to czemu by w nich nie wystartować.
Czyli pozostajemy przy tym, że sport ma dawać ci frajdę.
Tak, to przede wszystkim. Po pierwsze sport zawodowy niszczy zdrowie. Po drugie zabija tę przyjemność. A ja nie chcę się ograniczać. Mam też ochotę w końcu pojeździć na snowboardzie. Zaniedbałam go przez ostatnie trzy lata, a to była moja pierwsza miłość. W Egipcie śnił mi się po nocach.
Trasy w Polsce są już gotowe.
No właśnie dlatego nie wiedziałam czy na pewno uda nam się spotkać! Bardzo chciałam jechać na snowboard. Jednak uznałam, że muszę odpocząć i spotkać się ze znajomymi no i z tobą oczywiście.
Spokojnie, zima u nas trwa teraz do maja.
Właśnie wiem. Dlatego szukam już jakiegoś wyjazdu!
Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.
Musisz być zalogowany by opublikować komentarz Zaloguj się