Szymon Kastelik: Za panią już inauguracja sezonu olimpijskiego. Czy te pierwsze starty są traktowane jeszcze treningowo czy od początku daje Pani z siebie wszystko?
Maryna Gąsienica-Daniel: Zawsze zawody inaugurujące sezon są w pewnym sensie trudne. Trzeba przestawić się na tryb startowy. Dodatkowo jest to pierwsze sprawdzenie się po okresie przygotowawczym. Startując w zawodach zawsze daję z siebie wszystko, nawet gdy traktuję je treningowo.
Do sezonu przygotowywała się Pani indywidualnie pod okiem Marcina Orłowskiego. Czy to rozwiązanie nie jest dowodem na fatalną kondycję narciarstwa alpejskiego w Polsce?
W tym sezonie otrzymałam możliwość podążania indywidualnym programem treningowym i startowym pod okiem Marcina Orłowskiego, co na dzień dzisiejszy jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem.
Jakie są największe różnice pomiędzy treningami indywidualnymi a treningami z kadrą?
Dzięki indywidualnemu programowi mam możliwość przyłączania się do zagranicznych kadr, co daje możliwość konfrontacji z moimi rywalkami i pomaga mi podnosić poziom sportowy. Obecnie Polska ma jedno miejsce startowe w Pucharze Świata oraz dwa miejsca w Pucharze Europy. W związku z tym trudno byłoby, gdybyśmy podążały tym samym planem treningowym jak i startowym. Zwłaszcza że w większości przypadków przygotowujemy się do innych zawodów w sezonie.
W tym sezonie używa Pani sprzętu po Tinie Weirather. To celowy wybór czy po prostu brak funduszy?
Firma Atomic Polska dba o to, abym miała najlepszy sprzęt. Narty po takiej zawodniczce jak Tina to celowy wybór. Jestem bardzo zadowolona z posiadania tych nart. Sprzęt po najlepszych zawodniczkach z danej firmy jest najwyższej klasy, wyselekcjonowany oraz bardzo zadbany. Czego chcieć więcej?
Widać jakieś promyki nadziei, aby w niedalekiej przyszłości doceniono w Polsce narciarstwo alpejskie i zainwestowano w nie więcej pieniędzy?
Uważam, że trzeba doceniać to co jest i starać się robić wszystko by było jeszcze lepiej. Jeśli zaczniemy osiągać lepsze rezultaty, wtedy będą też większe fundusze. Na sezon 2017/2018 pozyskałam prywatnego, głównego sponsora firmę Poltent, która wspiera mnie w tej trudnej drodze profesjonalnego sportowca, za co bardzo dziękuję.
Martyna Gąsienica-Daniel to najlepsza polska alpejska /fot. instagram.com/marynagd/
Startuje pani w kilku konkurencjach. Czy na któreś z nich zamierza się pani szczególnie skupić w tym sezonie?
W tym sezonie głównie będę skupiała się na slalomie gigancie oraz supergigancie. Te konkurencje będę też uzupełniała treningami oraz startami w slalomie, zjeździe i superkombinacji.
Ten sezon jest na pewno ważniejszy niż poprzednie, ale czy będzie lepszy?
Mam taką nadzieje. Włożyłam bardzo dużo pracy w przygotowania do sezonu. Czuję się mocniejsza na nartach, fizycznie oraz psychicznie. Mam nadzieję, że przełoży się to na zadowalające rezultaty oraz bardzo dobry sezon.
Jak duża jest różnica między panią a światową czołówką? Czy jest szansa, że ona będzie się zmniejszać?
W zeszłym sezonie kilkakrotnie byłam bardzo blisko czołowej trzydziestki, co oznacza, że różnica nie jest tak znaczna. Wierzę w to, że w tym sezonie jestem w stanie regularnie punktować w Pucharze Świata.
W Soczi zaliczyła Pani dwie nieukończone zjazdy oraz zajęła 32. miejsce w gigancie. Jak bardzo ta obecna Maryna Gąsienica-Daniel różni się od tamtej sprzed czterech lat?
Na Igrzyska w Soczi pojechałam jako bardzo młoda zawodniczka. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość w młodym wieku uzyskać doświadczenie z najważniejszej imprezy sportowej. Jestem o cztery lata starsza, a więc, też można powiedzieć, że o cztery lata mądrzejsza. W tym roku na Igrzyska pojadę jako bardziej dojrzała oraz lepiej jeżdżąca zawodniczka.
Maryna Gąsienica-Daniel /fot. fanpage Maryny Gąsienicy-Daniel/
Wychowała się Pani w zasłużonej, narciarskiej rodzinie. Debiutowała Pani w Pucharze Świata mając zaledwie 17 lat, potem było złoto na Uniwersjadzie. To jednak powoduje, że te oczekiwania są większe niż w przypadku pozostałych zawodników. Zdaje sobie Pani z tego sprawę?
Od małego marzyłam żeby być zawodniczką na miarę podium Pucharu Świata. Teraz mam 23 lata i ciężko pracuję, by spełniać marzenia. Mam spore ambicje i stawiam sobie wysokie cele, a sukcesy które osiągałam w przeszłości tworzą ścieżkę na szczyt.
Czuje Pani, że dźwiga na swoich barkach nasze narciarstwo alpejskie?
Trochę inaczej do tego podchodzę. Kocham narciarstwo alpejskie i kocham to co robię. Im większą radość czerpię z tego co robię, tym lepsze rezultaty osiągam. Staram się nie obciążać psychicznie, a cieszyć się narciarstwem.
Czy w przeszłości nazwisko dawało Pani przewagę nad rówieśnikami? A może na odwrót – wymagano od Pani więcej?
W mojej rodzinie było wielu olimpijczyków, więc przewagę mogę mieć w genach. A nazwisko „Gąsienica” z różnymi przydomkami jest bardzo popularne na Podhalu, trudno tutaj mówić o jakiejkolwiek przewadze.
Jeżeli jakieś dziecko w Polsce myśli o zrobieniu kariery w narciarstwie alpejskim, to co jest ważniejsze: talent oraz wiek rozpoczęcia treningów czy jednak zasobność portfela rodziców i kontakty?
Oczywiście każda z tych kwestii ma znaczenie w narciarstwie. Jednak uważam, że bardzo istotnymi cechami są również: zaangażowanie, sprawność fizyczna, chęć do jazdy na nartach i sumiennej pracy. Będąc jeszcze dzieciakiem pamiętam jak trudne było wstawanie wczesnym rankiem o piątej-szóstej rano, aby w kilkunastostopniowym mrozie wyruszać na trening. W większości moi rówieśnicy w tym czasie przekręcali się na drugi bok pod ciepłą kołdrą. Żaden sport nie jest łatwy.
Między innymi z tych powodów, profesjonalne kariery narciarzy alpejskich w Polsce trwają krótko. Czy z Panią będzie inaczej? Jak długo wystarczy determinacji?
Jestem profesjonalną zawodniczką, więc muszę być zdeterminowana. Bez tego ani rusz.
Musisz być zalogowany by opublikować komentarz Zaloguj się