Przemysław Paszowski: Jak to jest wracać z tak wielkiej imprezy pełnej gigantycznych emocji do domu?
Magdalena Warakomska: Cudownie jest wracać do ludzi, którzy na ciebie czekają i wspierali cię na każdym kroku. Można powiedzieć, że był to od jakiegoś czasu wyczekiwany moment. Ja przebywałam w Korei od początku do prawie końca Igrzysk. To naprawdę bardzo dużo czasu. Emocje opadają i schodzi z ciebie całe napięcie. Teraz jest czas przemyśleń i refleksji nad tym co było dobre, a co jest jeszcze do dopracowania.
Przynajmniej niedawna pogoda w Polsce dopasowała się do koreańskich mrozów.
To prawda, dzięki temu nie było jakiegoś szoku termicznego (śmiech).
Najbliżsi się stęsknili?
Stęsknili się i to bardzo. Mama powiedziała, że czuje się jakby dopiero teraz wróciła do normalnego życia, bo cały czas tylko żyła Igrzyskami, moimi stratami i treningami. Funkcjonowała wręcz według czasu koreańskiego. Moja rodzina i przyjaciele zrobili mi cudowną niespodziankę, witając mnie po powrocie. Nie spodziewałam się tak pięknego przywitania. To było cudowne zakończenie Igrzysk.
Obserwując social media mam wrażenie, że twój chłopak przeżywał te starty chwilami bardziej niż ty.
Dominik zawsze przeżywa moje starty. Każdy bieg stara się oglądać na żywo i zawsze po starcie dostaję od niego wiadomość. Jednak co najważniejsze zawsze jest, kiedy go najbardziej potrzebuję, czyli jak coś nie wyjdzie. Zawsze przed treningiem dostaje jeszcze smsa, że trzyma kciuki i że jest ze mnie dumny. To jest kochane i jestem mu wdzięczna za to, że jest i mnie wspiera.
A ty z siebie jesteś dumna? Jako pierwsza Polka wystąpiłaś na trzech dystansach. Na 1000 metrów zajęłaś dwunaste miejsce. Jak ocenisz te starty?
Jestem z siebie bardzo dumna! To był naprawdę najcięższy sezon w mojej dotychczasowej karierze. Miałam bardzo dużo startów i jeszcze więcej stresu, jeśli chodzi o kwalifikacje. Igrzyska były piękna nagrodą za tę ciężką pracę. Oczywiście z występu na 1000 metrów jestem najbardziej zadowolona. Przed wyjazdem do Pjongczangu, założyliśmy sobie z trenerką, że powinnam się znaleźć w pierwszej dwunastce. Bardzo się cieszę, iż udało się to zrealizować. Myślę, że gdyby 1500 metrów lub 500 metrów był później to byłoby mi dużo łatwiej.
Magdalena Warakomska przeszła do historii naszego short-tracku /fot. fanpage Magdaleny Warakomskiej/
Patrząc na ćwierćfinał na dystansie 1000 metrów trudno jednak mieć jakikolwiek niedosyt. Pojechałaś na miarę swoich możliwości.
Ćwierćfinał chciałam pojechać tak żeby, zejść i powiedzieć, że walczyłam d końca i jestem z siebie zadowolona. W tym biegu był jeden moment, gdy Chinka zwolniła i Holenderka się w nią wbiła. Wtedy mogłabym spróbować wyprzedzić. Cieszę się, że zawalczyłam do końca o trzecią pozycję i ciągle jechałam w czołówce biegu.
Z jakimi refleksjami i wnioskami wróciłaś z Korei Południowej? Co trzeba poprawić?
Na pewno muszę dużo uwagi poświecić mojej technice. To jest rzecz nad którą będę dużo pracowała. Ponadto wiele nowych elementów możemy wnieść do naszych treningów. Dzięki nim będzie można na przykład lepiej pracować nad doskonaleniem szybkości.
A jak zapamiętasz ten olimpijski czas? Wspominałaś, że było trochę nerwów.
Oczywiście były nerwy i stres, ale tego nie da się uniknąć. Każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony. Ja będę wspominała ten czas jako moje sportowe osiągnięcie. Jestem bardzo dumna, że startowałam na Igrzyskach i że mogłam reprezentować Polskę. Gdy o tym myślę, to aż sama się uśmiecham. To jest cudowne przeżycie, piękne chwile. Życzę każdemu sportowcowi, który poświęca swoje życie dla sportu, żeby dostał taką nagrodę.
A atmosfera Igrzysk Olimpijskich cię zachwyciła czy trochę przytłoczyła?
Raczej zachwyciła. Spotkałam się z najlepszymi sportowcami na świecie, którzy mają wspólny cel. Znaleźć się w takim gronie to powód do dumy.
Jak rozumiem, teraz wszystkie siły skierowane na Pekin?
Oczywiście, to będzie mój kolejny cel do osiągnięcia.
Musisz być zalogowany by opublikować komentarz Zaloguj się