Przemysław Paszowski: Gdy rozmawialiśmy rok temu pytałem pana o cele na 2018 rok. Pamięta pan co wtedy odpowiedział? Wojciech Nowicki: Następnie pytanie proszę (śmiech).
Mówił pan, że chce w Berlinie sięgnąć po srebrny medal. Został pan mistrzem Europy. Mówił pan, że chce rzucić powyżej 81 metrów. Rzucił pan. Czy to oznacza, że ten sezon był udany w ponad stu procentach?
Chyba tak. W końcu zrobiłem to co zakładałem. Ale w życiu bym się nie spodziewał, że to tak wszystko się potoczy. Przed sezonem nastawiałem się raczej na to żeby się zbliżyć wynikami do Pawła. Ale fajnie, że tak to wyszło. Żałuję tylko tych ostatnich zawodów w Ostrawie.
Ale panie Wojtku…
Niestety ta porażka nadal we mnie siedzi. W Ostrawie spaliłem pierwszy rzut. Zaczęła się niepotrzebna nerwówka. Nie chciałbym szukać wytłumaczenia, ale raziło mnie słońce przez co miałem problem się ustawić. A ten ostatni rzut to już nawet sam nie wiem co to było. No trudno. Wyszło jak wyszło. To jest dla mnie dobra lekcja na przyszłość.
Jak zwykle perfekcjonista.
Nie wiem czy perfekcjonista. Po prostu staram się z takich porażek jak ta w Ostrawie wyciągnąć wnioski. Wiem jaki błąd zrobiłem i na pewno popracuję na treningu, żeby się to nie powtórzyło. Muszę też się nauczyć tego, że nie wszystko wychodzi tak jakbym chciał.
>> Wojciech Nowicki: Wymagam przede wszystkim od siebie
W poprzednich sezonach sięgał pan głównie po brązowe medale. Ale na pana twarzy nie widziałem nigdy uśmiechu. Pan to tłumaczył tym, że zawsze coś można było zrobić lepiej. W Berlinie widziałem po panu radość. To znaczy, że wreszcie może pan powiedzieć, że zrobił coś bezbłędnie?
Tego to na pewno nie powiem! Zwłaszcza że w Berlinie mogłem rzucić dalej. Myślę, że nawet ponad 81 metrów. Byłem bardzo dobrze przygotowany, świetnie trafiliśmy z formą. Ale mówiąc naszym żargonem, za bardzo spieszyłem się nogami. Te rzuty przez to nie były takie luźne. Gdybym troszeczkę przeczekał to rzucałbym dalej.
Pan naprawdę bardzo dużo od siebie wymaga…
Ja zawsze bardzo dużo od siebie wymagam. Trenerka mówi mi, że to czasem niezbyt dobre. Ale trudno. Ja taki już jestem i nie zamierzam tego zmienić.
Ale chyba ten złoty medal pana ucieszył?
Oczywiście, że tak. Bardzo się ucieszyłem. Może też dlatego że się tego nie spodziewałem. Do końca sądziłem, że Paweł mnie jeszcze przerzuci. A tu się okazało się wygrałem. Poza tym nie co dzień zostaje się mistrzem Europy. Tym bardziej, że w naszej konkurencji to zawodnicy europejscy dominują na świecie. To mój wielki sukces.
Czy było jakieś świętowanie?
Nie było. Musiałem się skupić na przygotowaniach do zawodów w Ostrawie.
Czy ten sezon, w którym wreszcie był pan najlepszy, dał panu taki większy spokój? W końcu pokazał, że to co pan robi jest właściwe i słuszne.
Na pewno tak. Bardzo mnie to cieszy. Za mną kolejny sezon, w którym poprawiłem wyniki. Potwierdza to, że to co robimy jest słuszne. Jeszcze muszę jednak popracować nad techniką. Na pewno są rezerwy.
To jak oceniłby pan w skali szkolnej ten sezon w swoim wykonaniu?
Coś koło piątki.
Już się bałem, że da pan sobie tróję.
Nie, nie. Nie mogę mieć aż takiego podejścia. To jest sport. Nie da się rzucać za każdym razem życiówki. Nie jestem robotem. Ale szóstki też sobie nie dam, bo wiem, że zawsze mogłoby być lepiej.
Rok temu mówiłem też, że jest pan człowiekiem z cienia. Ciągle za Pawłem Fajdkiem. Wtedy twierdził pan, że mu to pasuje. A teraz nie przeszkadza panu cały ten zgiełk?
Raczej nie. Myślę, że to taki miły aspekt. Ciesze się, że jestem doceniany. Ale gdybym dalej był w cieniu Pawła to wcale by mi to nie przeszkadzało.
A gratulacje i życzenia, które napłynęły po złocie w Berlinie pana nie przeraziły?
Raczej odwrotnie. Mnie to bardzo cieszy, że ludzie dostrzegają też inne dyscypliny niż piłka nożna. Fajnie, że ludzie mnie oglądają i kibicują. To mobilizuje mnie do jeszcze lepszych startów.
W pańskim domu rozmawia się o sporcie czy raczej zostawia się to na stadionie?
Czasami. Staramy się jednak z żoną rozdzielać te kwestie. Dla mnie to też bardzo ważne. W domu przede wszystkim odpoczywam.
Pana córka Amelka już wie, że tata jest najlepszy w Europie?
Chyba jeszcze do końca nie jest świadoma skali tego sukcesu. Ale oglądała zawody i kibicowała. Medal też oczywiście widziała medal.
Chyba cieszy się pan, że teraz będzie mógł pan jej oraz żonie wreszcie poświęcić więcej czasu.
Bardzo! Dla mnie rodzina jest bardzo ważna. W ciągu roku dużo czasu mnie nie ma w domu. Dlatego teraz to wszystko nadrabiam i cieszę się każdą chwilą, którą spędzam razem z nimi.
Czyli teraz odpoczynek psychiczny?
Tak. Jest mi to bardzo potrzebne. Bez chłodnej głowy nie da się wygrywać.
A to wszystko po to aby w przyszłym sezonie zachować status quo czy się poprawić?
Co do miejsc to nie wiem. To zależy od konkurencji. Ale jeśli chodzi o wyniki, to mam nadzieję, że się poprawię. Będę cały czas nad tym pracował. Niech rywale wiedzą, że nie będzie ze mną łatwo i niech się mnie boją (śmiech). Ja wierzę w siebie i wiem, że jeśli zdrowie dopiszę to będę mógł walczyć o najwyższe cele.
Wojciech Nowicki. Lekkoatleta specjalizujący się w rzucie młotem. Brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. W 2015 roku wywalczył brązowy medal Mistrzostw Świata w Berlinie, dwa lata później powtórzył ten wynik w Londynie. Mistrz Europy z Berlina (2018 rok) i brązowy medalista z Amsterdamu (2016 rok). Dwukrotny Mistrz Polski. W 2018 roku Wojciech Nowicki wygrał też cykl IAAF Hammer Throw Challenge.