Magazyn Sportowiec – wywiady, analizy, komentarze sportowe

Udany debiut polskich biegaczek. „Dziewczyny są zdolne, ale nie wszystko zależy od talentu”

Monika Skinder na starcie sztafety

Przemysław Paszowski: Justyna Kowalczyk stwierdziła podczas tych mistrzostw, że nie trzeba było ratować honoru polskich biegów. I chyba ma rację, bo występ dziewczyn był dobry i obiecujący.

Bernadeta Piotrowska: Też tak uważam. Są to młode dziewczyny, które pojechały tam zdobywać doświadczenie, a nie wyniki. Jedynym niedosytem jest występ sztafety. Dobry wynik zmieniłby bardzo dużo. W końcu miejsce w ósemce gwarantuje stypendium do Igrzysk Olimpijskich. Ale myślę, że to będzie dla dziewczyn dobra lekcja na dalszą część kariery.

Edward Budny twierdzi, że dziewczyny trochę za wcześnie pojechały na tak wielką imprezę. Ale chyba się pani ze mną zgodzi, że dzisiaj sportowy świat tego wymaga.

Z całym szacunkiem dla dorobku pana Edwarda Budnego, ale ma zbyt staroświeckie podejście. Niestety teraz dziewczyny już w tym wieku muszą zakosztować tego dużego świata. Muszą zobaczyć jak to jest, jak pracują najlepsze i co jeszcze trzeba poprawić. Mistrzostwa świata juniorów to jest zupełnie inna ranga. Dziewczyny muszą poczuć jak to jest, kiedy stoją na starcie i fotokomórka odlicza ostatnie sekundy. Trzeba zmierzyć się z tym stresem. Jeżeli zajrzymy do ekip innych państw to mamy Fridę Karlsson, która na tegorocznych mistrzostwach świata juniorek przegrała w sprincie z Monika Skinder. A miesiąc później w Seefeld była rewelacją seniorskich mistrzostw, zdobywając trzy krążki. Trzeba iść w tym kierunku.

Na tych mistrzostwach świata w Seefeld, a także wcześniejszym czempionacie juniorskim w Lahti wyrosły nam dwie liderki kadry – Monika Skinder i Izabela Marcisz. Czy pani zdaniem są to zawodniczki, które faktycznie mają tak duży potencjał?

Są to bardzo zdolne dziewczyny, ale we współczesnych biegach nie wszystko zależy od talentu. Żeby dziewczyny mogły osiągać coraz lepsze wyniki będzie potrzebny sztab serwismenów, psychologów, dietetyków. To są podstawy. Bez tego nie ma co marzyć o super wynikach.

Ten psycholog wydaje się być bardzo ważną kwestią, biorąc pod uwagę jak dziewczyny przeżywały te mistrzostwa.

Tego olbrzymiego stresu nie można uniknąć, nawet, jeśli psycholog odpowiednio przygotuje zawodnika. Młody sportowiec zawsze będzie przeżywał takie wydarzenie. Dlatego dobrze, że dziewczyny pojechały do Seefeld. Jeden stres mają już za sobą, mam nadzieję, że z dobrym rezultatem.

Monika Skinder i Izabela Marcisz /fot. Instagram Moniki Skinder/

Czy gdyby nie współpraca z Aleksandrem Wierietielnym i Justyną Kowalczyk dziewczyny zrobiłby taki duży postęp?

Wątpię. To są jednak fachowcy z najwyższej półki. Widać, że jest między tą grupą zaufanie, a dziewczyny wiedzą, że trenerzy nie zrobią im krzywdy. Jeżeli sprostają tej dużej pracy, jaka ich czeka to musi być dobrze.

Poza autorytetem dochodzą też inne kwestie. Mówiąc wprost – nazwisko Kowalczyk otwiera wszystkie drzwi.

To druga sprawa, ale obecnie równie ważna. Justyna Kowalczyk i Aleksander Wierietielny wiedzą jak zdobyć najlepszy sprzęt czy najlepsze smary, a rezultatem tego jest mniejsza przepaść do innych bogatszych krajów. Jak to jest ważne widać po ekipie panów, którzy jak podejrzewam nie mają aż takich możliwości.

A czy pani zdaniem Justyna Kowalczyk, która sporo ostatnio mówi o zmęczeniu, będzie dalej pracować z kadrą?

Zmęczona jest na pewno, bo przez ten rok była nie tylko trenerką, ale też zawodniczką. To musi się odbić. Ale wierzę, że zostanie i nie zostawi dziewczyn. Zwłaszcza, że jej brak byłby bardzo odczuwalny. Pewnie gdyby nie było jej, to nie byłoby też Aleksandra Wierietielnego.

Podczas tych mistrzostw sporo emocji wzbudziła też kwestia wypowiedzi Justyny Kowalczyk na temat Macieja Staręgi i Kamila Burego. Czy należało mówić o tym w przestrzeni publicznej?

Justyna taka jest. To profesjonalistka, więc wymaga tego od wszystkich. Widocznie coś było nie tak, skoro Justyna to napisała.

Czyli pani zdaniem nic się nie stało?

Oczywiście, że nie. Oni poczuli się urażeni, Justyna przeprosiła. Zachowała się elegancko. Nie każdy potrafi powiedzieć „przepraszam”.

Maciej Staręga na trasie /fot. fanpage Macieja Staręgi/

To powiedzmy słówko o tych panach. Przed każdym sezonem są zmiany i oczekiwania, że będzie lepiej. Tymczasem z roku na rok jest coraz gorzej.

Szczerze to mi ich po prostu szkoda. Widać, że chcą jak najlepiej. Trenują na tyle na ile są w stanie. Obecnie w biegach bardzo dużą rolę odgrywają pieniądze, ale w treningu jednak najważniejszy jest trener. To on ustala plany. I to przeważnie szkoleniowiec jest winny takiej sytuacji. Skoro nie możemy znaleźć dobrego trenera w Polsce, to poszukajmy go na świecie. Nie możemy kolejny rok eksperymentować, bo odbija się to na zawodniku.

Przed tym sezonem trener zagraniczny był szukany, ale nikt w Polsce pracować nie chce.

I nie ma co się dziwić, skoro to tak wygląda od kuchni. A naprawdę szkoda, bo to są zdolne chłopaki. Ta ekipa ma spory potencjał. Dominik czy Kamil pokazywali się z dobrej strony na dużych imprezach. Maćka też stać na wiele, a chyba teraz kompletnie się pogubił. Widać, że męczy się na trasie i nie radzi sobie z presją.

I na koniec. Czy panią te biegi narciarskie już trochę nie nudzą? Biegają wszyscy, a na końcu wygrywają zawsze Norwegowie. W Seefeld tylko w dwóch konkurencjach triumfowały Szwedki.

Nie. Jestem przygotowana na to, że Norwegia będzie górą. W tym sezonie podobają mi się Szwedki – ich zadziorność i duch walki. Jak pan wie to nie jest tak, że nic tam się nie dzieje. Dominuje Norwegia, ale mimo wszystko są emocje, a one dla prawdziwego fana są najważniejsze.


Bernadeta Piotrowska. Jedna z najlepszych polskich biegaczek w historii. Trzykrotna olimpijka. Uczestniczka mistrzostw świata. Najlepiej spisała się w 1993 roku w Falun, gdzie zajęła 7. miejsce w biegu na 30 kilometrów. Po zakończeniu kariery pracowała jako komentatorka biegów narciarskich. W 2018 roku udzieliła głośnego wywiadu „Magazynowi Sportowiec”, w którym ujawniła kulisy polskiego narciarstwa lat 90.