Znajdź nas

Długie rozmowy

Tomasz Kaczor jak feniks z popiołu. Chciał kończyć karierę, czuł się upokorzony, teraz jest najlepszy w Europie!

Czasem na sukces w sporcie czeka się chwilę, a czasem wiele lat. O tej starej zasadzie doskonale wie Tomasz Kaczor. Nasz kanadyjkarz na złoty medal wielkiej imprezy musiał czekać aż do tego roku. „Mazurka Dąbrowskiego” wysłuchał w końcu na Igrzyskach Europejskich (zarazem mistrzostwa Europy). Na jego twarzy pojawiły się wówczas łzy. To nie może dziwić, bo Tomasz Kaczor przeszedł bardzo długą i krętą drogę, aby stanąć na najwyższym stopniu podium. Pojawiły się u niego objawy depresji, musiał pracować na fermie indyków, przeżył wiele upokorzeń. Wszystko zmienił jeden telefon z Chin. ” Gdyby nie ten wyjazd to już bym dawno nie trenował” – mówi „Magazynowi Sportowiec” Tomasz Kaczor.

Tomasz Kaczor ze złotym medalem
Tomasz Kaczor na podium Igrzysk Europejskich

Przemysław Paszowski: Kiedy w Mińsku zagrano „Mazurka Dąbrowskiego” po pana policzkach popłynęły łzy. Jakie myśli, uczucia panu wtedy towarzyszyły?                                                                      Tomasz Kaczor: To była przede wszystkim radość. Wielka radość, że praca, którą wykonałem przyniosła takie efekty. Bardzo się cieszyłem, że tym razem wszystko ułożyło się po mojej myśli.

A pojawiła się taka myśl „wreszcie”? Pan długo czekał na taki sezon.

Bardzo długo! Zawsze na mistrzostwach świata czy Europy przegrywałem medal o ułamki sekund. To mnie deprymowało, w końcu ile można. Te Igrzyska Europejskie przerwały tę serię. Mogę, więc powiedzieć, że wreszcie zwyciężyłem!

Często pyta się sportowców co znaczy dla nich dany sukces. Ale w pana wypadku to pytanie jest podwójnie ważne.

To prawda. Wygrałem tę imprezę, choć jadąc do Mińska, dowiedziałem się, że wcale miało mnie tam nie być. Początkowo nie brano mnie pod uwagę przy ustalaniu składu. Na Białorusi pokazałem więc wszystkim, że nie wolno mnie przedwcześnie skreślać.

To złoto z Mińska jest taką motywacją, że warto jeszcze raz włączyć piąty bieg i znów powalczyć o marzenia?

Dzięki temu medalowi jeszcze bardziej chce mi się walczyć o marzenia, czyli o wyjazd na Igrzyska. W Tokio chciałbym osiągnąć historyczny sukces, jakim byłoby wywalczenie złotego medalu. W polskim kajakarstwie nikomu się to jeszcze nie udało. Ktoś musi to wreszcie zrobić i mam nadzieję, że będę to ja.

Ambitnie.

To prawda. Pracując z Markiem Plochem, nauczyłem się, że trzeba stawiać przed sobą wysokie cele. W końcu trenuje się po to, żeby wygrywać. Dlaczego miałbym więc nie myśleć o złotym medalu olimpijskim?

Tomasz Kaczor nie kryje wzruszenia

Tomasz Kaczor roni łzę

Jak duży wpływ na obecne wyniki miała praca z psychologiem? Czy to pana w jakiś sposób odblokowało?

Miałem w swojej karierze bardzo trudny moment. Byłem już nawet w początkowym stadium depresji. Nie miałem motywacji do treningu. Nie chciało mi się wstać z łóżka. Nic mnie nie cieszyło. Szedłem na trening i zastanawiałem się po co tu przeszedłem. W tym kiepskim czasie zdecydowałem się nawiązać współpracę z Magdą Kemnitz-Kaczmarek. To była wioślarka, a obecnie psycholog sportu. Dzięki pracy z nią sporo się zmieniło. Przede wszystkim zmieniłem nastawienie. Wychodzę z założenia, że ja nic nie muszę.

Podczas zawodów zauważyłem, że wreszcie sport znów pana cieszy.

Zdecydowanie. Zacząłem się bawić sportem. Sprawia mi znacznie większą przyjemność niż kiedyś.

Po zdobyciu złotego medalu podziękował pan również Annie Lewandowskiej. Czy współpraca z nią także miała wpływ na ten sukces?

Ania Lewandowska pojawiła się w trudnym momencie mojego życia i dużo mi pomogła. Pokazała mi jak się regenerować czy jak właściwie układać dietę. Jednak przede wszystkim Ania nauczyła mnie pozytywnego myślenia. Oprócz tego pomogła mi w znalezieniu kilku sponsorów. To prywatnie super osoba.

Kiedy rok temu wyjechał pan do Anglii pracować na fermie indyków, wierzył, że taki sezon jak obecny ma prawo się zdarzyć?

Wtedy nie wierzyłem już w nic. Byłem zniechęcony do wszystkiego. Po poprzednim, nieudanym sezonie prezes zapowiadał, że nie zostawi mnie w potrzebie. Ale ta pomoc nigdy nie nadeszła. A ja też muszę myśleć o rodzinie, bo mam dwójkę dzieci. Trzeba było więc podjąć drastyczne kroki. Nadarzyła się okazja, aby pojechać na fermę indyków do Anglii i pojechałem.

Pobyt w takim miejscu jak ferma indyków była dla pana – sportowca z sukcesami, pewną formą upokorzenia?

Tak. Czułem się upokorzony. Nawet chłopaki, którzy tam byli ze mną dziwili się, co ja tu robię. Nie wierzyli, że olimpijczyk może pracować na fermie indyków, zamiast trenować do kolejnych Igrzysk. To była jednak dla mnie prawdziwa szkoła życia. Cała sytuacja pokazała mi, że potrafię i nie boję się ciężko pracować. Z perspektywy czasu nie żałuję tego wyjazdu.

Potem pojechał pan do Chin, gdzie został pan asystentem Marka Plocha, obecnego trenera tamtejszej kadry. Skąd taka propozycja?

To była bardzo niespodziewana oferta. W grudniu podjąłem decyzję o zakończeniu kariery. Pamiętam jak któregoś wieczoru powiedziałem żonie, że nie mam już motywacji i kończę trenować. Na drugi dzień rano dostałem telefon od Marka Plocha z Chin. To było dla mnie jak grom z jasnego nieba. Porozmawiałem z żoną i to właściwie ona podjęła za mnie decyzję. „Spróbuj, daj sobie szansę” – mówiła i chyba miała nosa.

Z tego morał, że żony zawsze należy słuchać (śmiech).

Chyba tak (śmiech). Moja żona ma zawsze bardzo dobre przeczucia. Poza tym zawsze mogę na nią liczyć i bardzo mnie wspiera. Opiekuje się naszymi dziećmi, a ogarnięcie tych rozrabiaków jest niemal równie dużym osiągnięciem co złoto olimpijskie.

Tomasz Kaczor po wygranej w Mińsku

Tomasz Kaczor celebruje sukces

Tomasz Kaczor z Markiem Plochem w kadrze nigdy nie pracował. W związku z tym dlaczego zdecydował się on akurat zadzwonić do pana?

Na pewno przemawiał za mną fakt, że przez wiele lat nie wypadałem ze światowej czołówki. Dzięki temu mogłem mu sporo pomóc w przygotowaniu Chińczyków do Igrzysk Olimpijskich. Marek Ploch przyznał też, że chciał mi pomóc. Wiedział, że znalazłem się na rozdrożu. Poza tym kiedyś na kolacji zdradził mi, że marzy mu się medal dla Polski. Nie było mu to dane podczas pracy z kadrą, ale dlaczego nie w takiej formule? Gdy powiedział mi, że jedziemy do Tokio po medal, bardzo mnie zmotywował do działania.

Ale Marek Ploch chyba nie będzie mógł pana prowadzić do Igrzysk?

To skomplikowana sprawa. Na razie trenuję z trenerem klubowym. Jednak Marek Ploch zrezygnował z pracy w Chinach i jeśli będzie taka możliwość to będę się starał, aby nawiązać z nim współpracę.

Marek Ploch dał panu drugie sportowe życie.

Zgodzę się z tym. Gdyby nie ten wyjazd to już bym dawno nie trenował. Jestem za to trenerowi bardzo wdzięczny.

Te wszystkie wydarzenia zmieniły coś w panu?

Z całą pewnością. Nawet ostatnio mój trener klubowy powiedział, że jestem już zupełnie innym zawodnikiem. Zmieniło się moje podejście. Po prostu robię swoje. To, że dostałem tak ciężko po tyłku od życia przyniosło bardzo dobre efekty.


Tomasz Kaczor. Kanadyjkarz. Specjalizuje się w jedynce na 1000 metrów. Wielokrotny medalista mistrzostw Europy. Dwukrotny olimpijczyk. Były mistrz świata juniorów. W 2019 roku Tomasz Kaczor odniósł największy sukces w karierze sięgając po złoty medal Igrzysk Europejskich w Mińsku. 

Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.

Więcej w Długie rozmowy