Jest początek listopada 2018 roku. W setną rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę, w Łomiankach odbywają się mistrzostwa Europy w tańcach na wózkach. Na starcie staje ponad 100 zawodników z 15 krajów. Patronat honorowy nad imprezą obejmuje pierwsza dama – Agata Kornhauser-Duda.
Zawody okazują się sukcesem organizacyjnym, ale przede wszystkim sportowym. Biało-czerwoni w Łomiankach zdobywają aż pięć medali. W kategorii combi (tancerz na wózku + pełnosprawna partnerka) mistrzem Europy zostaje Paweł Karpiński. Na parkiecie towarzyszy mu Nadine Kinczel.
W duetach wspomniany już Karpiński z powodzeniem występuje razem z Joanną Redą. Para zdobywa podwójne wicemistrzostwo Europy w tańcach standardowych i latynoamerykańskich. Do tego wszystkiego dochodzą medale w rywalizacji solowej. W niej na najniższym stopniu stają Julia Sadkowska i ponowie Paweł Karpiński.
Dla naszych tancerzy to niezapomniane chwile szczęścia. Osiągają wielkie sukcesy i to w dodatku przed własną publicznością. O ich medalach jest głośno w całym kraju. Dzięki temu przez chwilę mogą czuć się docenieni nie tylko przez najbliższych. Jednak, gdy splendor opada pojawia się rzeczywistość, która swą brutalnością zaskakuje nawet samych zainteresowanych.
>> SPORTOWCY DRUGIEJ KATEGORII
„Za moje sukcesy na mistrzostwach Europy w Łomiankach nie dostałem żadnej nagrody finansowej ani stypendium, chociaż jako jedyny zawodnik zdobyłem dla Polski cztery medale. To bardzo przykre i demotywujące” – mówi „Magazynowi Sportowiec” Paweł Karpiński. Jego przypadek nie jest jednak odosobniony. Na jakiekolwiek gratyfikacje nie mogą liczyć także pozostali medaliści. Wszyscy muszą zadowolić się jedynie dobrym słowem i gratulacjami.
Jak alarmują zawodnicy i rodzice, to zresztą nie pierwsza taka sytuacja. „W kategorii duo zdobyłem trzy najważniejsze tytuły międzynarodowe: mistrzostwo świata, wicemistrzostwo świata i drugie wicemistrzostwo świata. Jestem obecnym mistrzem Europy w kategorii combi. Trzykrotnie zdobywałem Puchar Świata. Wszystkich zdobytych medali nie jestem w stanie ani policzyć, ani pomieścić w jednym pokoju” – opisuje Paweł Karpiński. I dodaje: „szkoda, że tego samego nie mogę powiedzieć o nagrodach i stypendiach, których w trakcie mojej kariery otrzymałem niestety niewiele”.
Teraz jednak czara goryczy się przelała. „To nie jest kwestia tego, że chcemy pieniądze za sukcesy córki. Tu chodzi o zasady. W innych dyscyplinach zawodnicy, którzy osiągają sukcesy są zauważani, a nasi zawodnicy są traktowani jakby ich nie było” – wyjaśnia Jacek Reda, tata Joanny. „Często odczuwam, że jesteśmy traktowani jak sportowcy drugiej kategorii” – wtóruje mu Karpiński.
>> LISTY DO PREZYDENTA NIE POMOGŁY
Nasi medaliści wnioskowali do ministerstwa sportu i turystyki o przyznanie im stypendiów sportowych z uwagi na zajęcie miejsc medalowych. Jednak w lutym 2019 roku resort wniosek rozpatrzył negatywnie. Dlaczego? Bo w imieniu tancerzy pismo w sprawie stypendiów wysłał Polski Komitet Paraolimpijski, a ten w świetle prawa nie jest związkiem sportowym.
Zawodnicy i rodzice poruszyli niemal niebo i ziemię. Pisali między innymi do prezydenta Andrzeja Dudy, a także ministerstwa sportu i turystyki. Co rzadkie, w tej sprawie jednym głosem mówią także Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska. Na dowód rodzice pokazują nam interpelacje poselskie kierowane do resortu. Za każdym razem odpowiedź jest jednak identyczna.
„Jedynym uprawnionym podmiotem, do wniesienia wniosku o przyznanie stypendium sportowego jest polski związek sportowym” – czytamy. Problem jednak w tym, że tancerze na wózkach swojej federacji nie mają. W resorcie o problemie wiedzą, ale bezradnie rozkładają ręce. „Ministerstwo Sportu i Turystyki jest jak najbardziej otwarte na przyznawanie tancerzom stypendiów, natomiast musi działać w oparciu o przepisy prawa” – tłumaczy rzeczniczka resortu Anna Ulman.
>> DIABEŁ TKWI W SZCZEGÓŁACH
Co więc zrobić, aby unormować tę sprawę? „Do zmiany statusu tancerzy na wózkach, konieczne jest złożenie przez środowisko, poprawnego, spełniającego wymogi określone w ustawie o sporcie, wniosku o ustanowienie pzs-u w tym sporcie” – mówi Anna Ulman. Rzeczniczka ministerstwa przypomina również, że na przełomie 2014 i 2015 roku o status związku sportowego w tańcu na wózkach ubiegał się Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „START”, który od lat opiekuje się tą dyscypliną w Polsce. Wszystko zakończyło się jednak fiaskiem. „Ponieważ PZSN „START” nie przedstawił zaświadczenia o przynależności do żadnej międzynarodowej federacji prowadzącej działalność w tym zakresie, decyzja była odmowna” – komentuje Anna Ulman. Przypomnijmy, że aby założyć związek sportowy trzeba należeć do struktur międzynarodowych w danej dyscyplinie.
W PZSN „START” wzruszają ramionami. „Rzeczywiście czyniliśmy próby rejestracji „START-u” jako związku sportowego. W tańcu na wózkach nie posiadamy jednak międzynarodowego umocowania” – wyjaśnia „Magazynowi Sportowiec” Robert Kamiński, kierownik działu sportu w „STARCIE”. Jak się bowiem okazuje nie istnieje międzynarodowa federacja tańca na wózkach. „Światowym tańcem na wózkach zarządza Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski, a jego jedynym przedstawicielem w naszym kraju jest Polski Komitet Paraolimpijski” – tłumaczy Robert Kamiński.
To wszystko rodzi kolejny problem. Polski Komitet Paraolimpijski nie jest związkiem sportowym. Istnieją również spory, czy w rozumowaniu polskiego prawa, Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski, można byłoby uznać za międzynarodową federację w tańcu na wózkach.
>> NOWY ZWIĄZEK? NIE W TYM WYPADKU
„Słyszeliśmy, że jedynym rozwiązaniem obecnej finansowej sytuacji byłoby „wyjście” ze START-u i przejście pod auspicje innego związku lub stowarzyszenia. Rzekomo otworzyłoby to nowe możliwości” – zastanawia się Jacek Reda.
W przeszłości taką drogą poszła w naszym kraju między innymi koszykówka na wózkach. W przypadku tancerzy taka możliwość nie wchodzi jednak w grę. Wszystko przez to, że nie ma wyspecjalizowanej światowej federacji, a imprezy mistrzowskie organizuje właśnie Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski. Nowy podmiot nie mógłby natomiast stać się jego członkiem. Oznaczałoby to, że tancerze nie mogliby startować w zawodach mistrzowskich.
„Ale przecież „START” też nie jest członkiem Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego, a mimo to odpowiada za taniec na wózkach w Polsce” – słyszymy od rodziców. To prawda. W tym wypadku dochodzimy jednak do zawiłości historycznych. Polski Komitet Paraolimpijski jest bowiem młodszy od „START-u”.
„PZSN „START” pomimo tego, że formalnie nie jest członkiem Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego (IPC) to z uwagi na swoją historyczną rolę w reprezentowaniu polskiego sportu paraolimpijskiego w światowych strukturach organizacyjnych, ściśle współpracował i w dalszym ciągu współpracuje z IPC. Na przestrzeni ostatnich lat IPC zapoznało się dosyć dokładnie z funkcjonującymi u nas strukturami organizacyjnymi i akceptują fakt zarządzania dyscypliną taniec na wózkach przez PZSN „START” – opisuje szczegółowo Robert Kamiński. W rezultacie odpada z pozoru najrozsądniejsza opcja rozwiązania problemu. Bo choć środowisko by chciało, to ma w tej sprawie związane ręce.
>> TANCERZE NA WÓZKACH KARTĄ PRZETARGOWĄ?
„Taniec towarzyski jest taką samą dyscypliną sportową jak na przykład lekkoatletyka. A nasi lekkoatleci dostali nie tylko stypendium, ale i nagrodę. To dla mnie bardzo przykre” – mówi Julia Sadkowska. Przywołuje w ten sposób sytuację, jaka miała miejsce po zeszłorocznych mistrzostwach Europy w Berlinie. Mimo ogromnej liczby medali, niepełnosprawni lekkoatleci początkowo nie otrzymali stypendiów, a jedynie nagrodę od premiera Mateusza Morawieckiego. Powód? Niespełnienie kryteriów. Sęk w tym, że w przypadku mistrzostw Europy trudno oczekiwać, że na starcie stanie co najmniej 12 zawodników z 8 państw. Po materiale „Magazynu Sportowiec” minister sportu i turystyki Witold Bańka zdecydował się przyznać zawodnikom stypendia specjalne.
Czy tak nie mogłoby być również w przypadku tancerzy? Okazuje się, że nie. „Sytuacja lekkoatletów jest odmienna, gdyż posiadają oni status członków kadry narodowej” – mówi Anna Ulman z ministerstwa sportu i turystyki. Taki sam status posiadają również przedstawiciele wszystkich innych dyscyplin paraolimpijskich. Nie mają go za to tancerze na wózkach.
„Zgodnie z przepisami wynikającymi z ustawy o sporcie musimy kierować prośby do polskich związków sportowych o zatwierdzanie naszych kadr narodowych. Formalnie wygląda to tak, że wysyłamy do związków wykaz szkolonych zawodników, oni je akceptują i wysyłają do ministerstwa” – objaśnia Robert Kamiński ze „START-u”. W ten sposób kształtuje się współpraca między innymi z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki czy Polskim Związkiem Narciarskim.
„Zwracaliśmy się również do Polskiego Związku Tańca Sportowego z prośbą o podpisywanie naszych kadr narodowych. W ostatnich latach w przypadku tańców na wózkach związek przychylił się do naszej prośby jedno- lub dwukrotnie i to zresztą po staraniach ministerstwa. Później PZTSport. odmawiał” – mówi Robert Kamiński. I dodaje: „Gdyby Polski Związek Tańca Sportowego chciał nam podpisywać kadry narodowe, a później występować z wnioskami o stypendia do resortu, byłoby świetnie. Tak to zresztą funkcjonuje we wszystkich innych dyscyplinach, które nam podlegają”.
>> DZIAŁACZE NIE POTRAFIĄ SIĘ DOGADAĆ, A ZAWODNICY CIERPIĄ
W świetle prawa Polski Związek Tańca Sportowego nie ma obowiązku zatwierdzać kadr proponowanych przez „START”. Może to jednak zrobić, tak jak czynią to inne federacje. Kontaktujemy się w tej sprawie z prezesem Polskiego Związku Tańca Sportowego Ryszardem Nowogórskim. Uznany sędzia międzynarodowy stwierdza, że ze strony kierowanego przez niego związku złej woli nie ma. Winą za obecny stan rzeczy obarcza natomiast „START”. Niestety prezes PZTSport. nie zgodził się zautoryzować swoich wypowiedzi. Od czasu ostatniej rozmowy nie odpisuje na e-maile i nie odbiera telefonów.
Tajemnicą poliszynela jest, że kością niezgody w sprawie jest to kto będzie zarządzał całą dyscypliną i dystrybuował środki przekazywane na jej rozwój przez ministerstwo sportu i turystyki. Jak anonimowo wyjaśniają nam osoby zainteresowane tematem, w interesie obu podmiotów jest trzymanie pełnej kontroli nad tańcami na wózkach. W tej sytuacji trudno o jakikolwiek kompromis.
Okazuje się jednak, że kilka lat temu była szansa na porozumienie na linii „START” – Polski Związek Tańca Sportowego. „Warunki, które postawił Polski Związek Tańca Sportowego były dla nas nie do przyjęcia. Chcieli przejąć kontrolę nad wszystkim co się dzieje w sporcie wyczynowym, chociaż nie mieli odpowiedniej wiedzy i kompetencji. Organizowanie mistrzostw Polski i wyznaczanie zawodników na imprezy międzynarodowe było jednym z warunków. Do porozumienia więc nie doszło i do dzisiaj mamy pat” – tłumaczy Robert Kamiński.
W Polsce jest kilka dyscyplin, w których pełnosprawni i niepełnosprawni podlegają w całości pod jeden związek sportowy. W Polskim Związku Kajakowym jest nawet wiceprezes ds. parakajakarstwa. Międzynarodowe imprezy pełnosprawnych i niepełnosprawnych w kajakach organizuje jednak ta sama światowa federacja. W przypadku tańca tak nie jest. Powoduje to, że jakakolwiek współpraca między „START-em” a Polskim Związkiem Tańca Sportowego robi się niezbędna.
>> TANCERZE NA WÓZKACH I ICH RODZICE JUŻ NIE DAJĄ RADY
Brak porozumienia rozpaczliwie wpływa na sytuację tancerzy na wózkach. A w grę wchodzą wydatki rzędu nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Wszyscy więc zaciskają pasa, aby móc realizować marzenia swoje lub swoich najbliższych.
„My musimy kupić wózek za własne pieniądze. To samo dotyczy zakupu strojów. Zawodnik startujący w trzech, czterech kategoriach tanecznych musi mieć inny strój do każdego z nich. Nie mówię już tutaj o pokryciu kosztów dojazdów na zgrupowania. Wózek na którym tańczą to jest koszt kilkunastu tysięcy złotych. Za samą sukienkę trzeba wydać ponad dwa tysiące, a trzeba pamiętać, że co jakiś czas trzeba je wymieniać” – żali się Jacek Reda.
Wtóruje mu Paweł Karpiński. „Musimy dojechać na treningi, które często są kilka razy w tygodniu. Niestety nie dostajemy na to żadnych środków. Do udziału w zawodach potrzebujemy odpowiednich strojów, innych do każdego stylu tańca. Są one szyte na miarę i niestety szybko się zużywają. Żeby dobrze prezentować się na turniejach powinniśmy wymieniać je raz w roku. Są to koszty kilku tysięcy złotych na jednego zawodnika. Żeby zobrazować to na przykładzie powiem, że kilka lat temu kupiłem trzy koszule, każda za ponad tysiąc złotych. Eksploatuję je do oporu, ponieważ nie stać mnie na nowe koszule przed każdymi zawodami” – wylicza mistrz Europy.
Największy kłopot to jednak zakup wózka inwalidzkiego i jego konserwacja. „Trenuję na wózku, służącym mi do codziennej egzystencji. Do tańca powinienem mieć wózek specjalizowany, który kosztuje dużo więcej. Chciałbym podkreślić, że we wszystkich zawodach tanecznych, jako nieliczni, nie mamy specjalizowanych wózków do tańca, co zmniejsza nasze szanse w rywalizacji. Generuje to także większe koszty utrzymania wózka w należytym stanie technicznym. Na swoim wózku jeżdżę już od siedmiu lat i nie stać mnie na zakup nowego, który kosztuje około dwudziestu tysięcy złotych. Refundacja z NFZ wynosi zaledwie niecałe dwa tysiące złotych co pięć lat” – smuci się Paweł Karpiński.
>> „START” POMAGA JAK MOŻE, ALE TO ZA MAŁO
Nie jest jednak tak, że zawodnicy pozostawieni są na pastwę losu. Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „START” w miarę możliwości wspiera tancerzy na wózkach. „Na kadrę narodową przekazujemy w tym roku sto siedemdziesiąt tysięcy złotych. Jest to około sześćdziesięciu procent kwoty, którą otrzymujemy z ministerstwa na sporty nieparaolimpijskie. Oprócz tego przekazujemy też około dwudziestu tysięcy złotych do klubu Swing Duet w Łomiankach. To jest wsparcie na udział w treningach zawodników, którzy nie są w kadrze narodowej. Organizujemy też mistrzostwa Polski. W związku z tym pokrywamy wszystkie koszty organizacji tej imprezy. Rok temu wydaliśmy na to dwadzieścia pięć tysięcy złotych. Dodatkowo organizowane są jeszcze obozy dla młodzieży z niepełnosprawnościami” – wylicza Robert Kamiński.
„Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „START” opłaca starty, przeloty i zakwaterowanie na mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy oraz – jeśli są pieniądze – na pozostałe międzynarodowe zawody. Raz w roku organizowane jest zgrupowanie w Wiśle na koszt „START-u”. Co jakiś czas – jeśli są pieniądze – dostajemy jednolite koszulki, dresy, jak również buty taneczne, opony i dętki do wózka” – dodaje Paweł Karpiński.
To wszystko to jednak kropla w morzu. „Gdy jadę na zawody to mam wszystko opłacone, ale ja sama nie pojadę. Musi ze mną jechać moja mama, bo ja sobie sama nie poradzę. A to nie jest tanią rzeczą” – narzeka Julia Sadkowska. I wymienia dalej: „Start w turnieju to jest koszt kilku tysięcy złotych. Na przykład za udział w zawodach na początku sierpnia musimy zapłacić trzy tysiące złotych. A takich turniejów w skali roku mam około czterech”.
„W ramach zgrupowań „START” pokrywa zajęcia taneczne z trenerem kadry. Rozpiętość kategorii tanecznych wymaga jednak zajęć z choreografami i trenerami kategorii tanecznych jak na przykład jazz, taniec nowoczesny i inne. Możliwe jest to wyłącznie na koszt własny zawodnika” – opisuje Jacek Reda.
Tancerze na wózkach nie mogą we własnym zakresie dysponować środkami przekazywanymi z ministerstwa. Są więc całkowicie zależni od decyzji trenera głównego, który rozporządza budżetem. „To on wyznacza harmonogram przygotowań do imprezy głównej. Szkoleniowiec planuje liczbę zgrupowań czy konsultacji, a także starty kontrolne. Do tego musi też przeznaczyć jakąś kwotę na zakup sprzętu sportowego czy suplementów diety. Ma więc on bardzo duże pole manewru. My niczego nie narzucamy, trener główny dysponuje środkami zgodnie z katalogiem kosztów” – mówi Robert Kamiński.
>> CZY JEST NADZIEJA?
O znalezieniu rozwiązania problemu mówi się od lat, ale impas wciąż trwa. Albo więc Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „START” dogada się z Polskim Związkiem Tańca Sportowego, albo należy zmodyfikować przepisy.
„Chcielibyśmy powrotu do sytuacji, w której Polski Komitet Paraolimpijski przejąłby wnioskowanie i dystrybuowanie środków, w tym wypłacanie stypendiów. Związki sportowe nie współpracują na co dzień z naszymi sportowcami, wskutek czego nie są zorientowane w naszej rzeczywistości. Składanie dokumentów za sportowców niepełnosprawnych to dla nich dodatkowa praca, generująca czasami nieporozumienia i frustracje. Z korzyścią dla wszystkich byłoby więc, gdyby pieczę nad tym znów trzymał PKPar. Możliwe więc, że w tej sytuacji łatwiej byłoby o stypendia dla tancerzy na wózkach, aczkolwiek do rozstrzygnięcia wciąż pozostawałaby kwestia kto akceptowałby formalnie skład kadry narodowej” – mówi Robert Kamiński.
Z tego powodu, idealnym rozwiązaniem wydawałoby się zarejestrowanie Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego jako związku sportowego. Z naszych informacji wynika, że w ministerstwie trwa ustalanie, czy istniałaby taka możliwość. Na ten pomysł przychylnie patrzą w „START-cie”. Robert Kamiński podkreśla, jednak że współpraca na linii Polski Komitet Paraolimpijski – „START” musiałaby być kontynuowana.
To wszystko jednak niepewna wizja przyszłości, a kłopoty są tu i teraz. „Tym artykułem chciałbym zwrócić uwagę opinii publicznej na problemy finansowe, z którymi na co dzień się borykamy. Dla nas taniec jest pasją i formą aktywnej rehabilitacji. Wsparcie finansowe jest niezbędne, abyśmy mogli skoncentrować się na treningach i podnoszeniu swoich umiejętności, po to by godnie reprezentować nasz kraj na arenach międzynarodowych. Ale jest także niezbędne aby pozyskiwać nowych zawodników do uprawiania tej dyscypliny sportu” – kończy mistrz Europy Paweł Karpiński.
Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.