Szymon Kastelik: Jakie emocje towarzyszyły panu podczas skoków Kamila?
Łukasz Rutkowski: Po pierwszej serii, kiedy Kamil Stoch był pierwszy, byłem już spokojny, ponieważ jest on mocny psychicznie i miał przewagę. Kamil musiał tylko wykonać ten jeden skok. Czułem, że po prostu to zrobi, bo stać go na to i jest w fenomenalnej formie, pomimo spóźnionych skoków.
Jednak musieliśmy nerwowo oczekiwać na ostateczny rezultat.
Ale jest złoty medal. Wielkie gratulacje dla Kamila. Czapka z głowy przed tym co dokonał w swojej karierze i historii skoków narciarskich. Owszem, było na pewno nerwowo. Mogło znów się okazać, że będzie tak samo jak wcześniej na małej skoczni, bo nie przeskoczył tej zielonej linii. Przeliczyłem szybko punkty za wiatr i można było przewidzieć, że wygra, ale też czasami przeliczniki lubią robić psikusy.
Reszta Polaków nie liczyła się w walce o podium, ale raczej nie świadczy to o słabości drużyny, która może wygrać w poniedziałek konkurs drużynowy?
Myślę, że nie ma co sugerować się całkowicie sobotnim konkursem. W poniedziałek będzie nowy dzień. Wszystko zależeć będzie od samopoczucia kolegów, warunków pogodowych i dyspozycji dnia. Wtedy zobaczymy jak rozegra się ta drużynówka. To nie jest tak, że jeśli Polacy indywidualnie gorzej skoczyli, to od razu w drużynie będzie tak samo. Ostatnio dobrze pokazały to Mistrzostwa Świata. Słoweńcy nie skakali najlepiej indywidualnie, ale przyszła pora na rywalizację zespołową i liczyli się w walce o medale. Drużynówki rządzą się swoimi prawami.
Czyli możemy liczyć na złoty medal?
Uczciwie powiem, że może być trudno. Maciek nie skacze tak dobrze jakby sam chciał. Po tym sobotnim konkursie można spokojnie stwierdzić, że medal będzie jak oddadzą osiem dobrych skoków. Stawiałbym na brąz lub srebro.
Norwegowie będą głównym faworytem?
Oczywiście. Oni są naprawdę w bardzo dobrej dyspozycji. Cała czwórka była w pierwszej dziesiątce. Świadczy to o ich sile. Większość mówi, że kiedy wieje z tyłu, to Norwegowie sobie nie radzą. A w sobotę widzieliśmy, że jednak dali sobie radę w takich warunkach. Owszem, są lotnikami i lubią wiatr z przodu, ale pokazują, że potrafią skakać też przy innym wietrze.
W drużynie zabraknie Piotra Żyły. Jak pan myśli? Czemu Piotr prezentuje taką przeciętną formę?
Powstała rywalizacja pomiędzy nim a Maćkiem. To na pewno nie było dla nich proste. Musieli walczyć ze sobą i pokazać, który z nich jest lepszy. Zrodziła się taka wewnętrzna presja. A gdyby skakali swobodniej, to byłoby im dużo łatwiej oddawać lepsze skoki. Zwłaszcza Piotrkowi.