Powołanie Tomasza Pilcha nie jest żadnym zaskoczeniem. Zawodnik jest objawieniem tego sezonu, a swoją świetną dyspozycję potwierdził dwiema wygranymi w Pucharze Kontynentalnym. Decyzja Stefana Horngachera ma jednak tyle samo entuzjastów, co i sceptyków. Rację jak to w życiu często bywa, mają obie strony.
Z jednej strony Pilch na to wyróżnienie sobie zapracował. W związku z tym byłoby czymś niewłaściwym powoływać na jego miejsce kogoś innego. Poza tym skoro skacze na tyle dobrze czemu nie dać mu szansy w zawodach wyższej rangi? Gregor Schlirenzauer w tym wieku regularnie już wygrywał Puchary Świata. „Chłopak powinien się ogrywać” – słyszymy często.
Trudno z tymi argumentami polemizować, bo wszystkie są prawdziwe. Tadeusz Mazowiecki wykuł kiedyś jednak bardzo słuszną sentencję „śpiesz się powoli”. Te słowa idealnie sprawdzają się w przypadku Tomasza Pilcha. Nie jest sztuką rzucić młodych zawodników na głęboką wodę i czekać co się wydarzy. Taki eksperyment może się udać, ale równie dobrze zakończyć się nieodwracalną stratą. W skokach znamy niestety więcej tych drugich przypadków. Nawet i na naszym podwórku. Sztuką jest i ich tak poprowadzić, aby wilk był syty, ale i owca cała.
Werner Schuster słusznie kiedyś zauważył, że młodzi skoczkowie powinni mieć przede wszystkim czas na spokojny trening. Nawet największe talenty trzeba chronić przed zgiełkiem mediów i presją wyników. Na to wszystko przyjdzie jeszcze czas. Tymczasem w przypadku Tomasza Pilcha media i kibice już teraz robią mu sporą krzywdę. Nazywa się go „wielką nadzieją”, „talentem na miarę mistrzów”. Na jakiej podstawie wygłasza się takie teorie? Chłopak tak naprawdę jeszcze nic nie wygrał i takie uwagi są absolutnie niepotrzebne, bo zwiększają oczekiwania. Zresztą ilu skoczków już tak tytułowano? Gdzie są teraz? Po drugie, na każdym kroku podkreśla się, że jest siostrzeńcem Adama Małysza. Można to traktować jako pewną ciekawostkę, ale nie jako notoryczny zamiennik dla imienia i nazwiska.
Stefan Horngacher wykazał się dużą roztropnością i przezornością w przypadku Tomasza Pilcha. 17-latek dostał powołanie na drugą część Turnieju Czterech Skoczni, pierwsze dwa konkursy obejrzy w domu. To pokazuje, że Austriak nie ulega medialnej presji i chce wprowadzać skoczka stopniowo w wielki świat. I słusznie, bo szalony pęd jeszcze niczego dobrego nie przyniósł.