Z Karolem Mikrut po starcie Macieja Kurowskiego i Mateusza Sochowicza
Szymon Kastelik: Czy możemy mówić o tym, że Polki zawiodły w ślizgach jedynek?
Karol Mikrut: Wydaje mi się, że w pewnym sensie tak. Sam osobiście liczyłem na dużo lepsze rezultaty. Zawody Pucharu Świata w tym sezonie pokazywały, że dziewczyny potrafią zjechać w okolicach pierwszej piętnastki, ale niestety olimpijski tor zweryfikował to inaczej. Zauważyłem, że Natalia od dłuższego czasu boryka się z problemami. Taki jest sport, a tym bardziej saneczkarstwo. Jeżeli popełni się w nim jeden błąd, to tracisz możliwość na jakikolwiek dobry wynik.
Jakie błędy popełniły Polki w swoich próbach?
Natalia w pierwszym ślizgu pozbawiła siebie samą jakichkolwiek szans. Zaczęła popełniać błędy od dziewiątki (wiraż numer dziewięć – przyp. red.) i powtarzała je do samego końca toru. Straciła sekundę, a z taką stratą po pierwszym ślizgu nie można nic już zrobić. Ewa pierwszy ślizg zjechała trochę sztywno, co skutkowało gorszym czasem. Twarde wejścia w wiraże i lekkie posuwy podczas wychodzenia z nich, nie pozwoliły napędzić sanek na tyle, żeby liczyć się w walce o pierwszą piętnastkę.
A były jakieś pozytywne strony ich występu?
Ewa jest wysoka i dobrze zbudowana. Daje jej to znaczną przewagę nad innymi zawodniczkami. Często to wykorzystuje. Jeżeli będzie częściej zjeżdżać tak pięknie jak przecież potrafi, to naprawdę będziemy mieli super wyniki w kobiecych jedynkach. Natalia pokazała w drugim ślizgu, że potrafi jeździć szybko i drzemie w niej duży potencjał. Problemy według mnie wynikają z braku obiektu szkoleniowego w Polsce. Saneczkarze nie mają gdzie trenować. Dziewczynom mogę powiedzieć, że szkoda, iż w taki sposób to się skończyło, ale głowa do góry, bo to jeszcze nie jest koniec.
Obsada podium w rywalizacji kobiecych jedynek jest również niespodzianką jak w przypadku mężczyzn?
Podium olimpijskie nie jest dla mnie zaskoczeniem. Było to do przewidzenia, że oczywiście Niemki zajmą wysokie miejsca. Na szczęście udało się Alex Gough zdobyć trzecie miejsce i urozmaicić podium, ale tuż za nią uplasowała się kolejna z Niemek. Największą niespodzianką kobiecej rywalizacji jest Rumunka Raluca Stramaturaru na siódmej pozycji. Sam dobrze pamiętam, że dla niej kilka lat temu samo wejście do zawodów Pucharu Świata było sporym osiągnięciem.
Dwunaste miejsce Polaków w dwójce można potraktować jako sukces?
Oczywiście, że tak. Wojtek i Kuba zrobili najlepszy wynik od 1976 roku. Chociaż wiem, że stać ich na wiele więcej, co nie raz udowadniali. Pamiętajmy cały czas o tym, że nie mamy w Polsce toru sztucznie lodzonego, który byłby w stanie dać naszym zawodnikom więcej możliwości.
Polska sztafeta zaprezentowała się z dobrej strony?
Nasi zawodnicy pokazali pazur i osiągnęli swój cel, ponieważ ósme miejsce na Igrzyskach daje stypendium, które znacznie ułatwia trenowanie. Sztafeta po prostu zjechała swoje i w chwili obecnej nie stać nas na więcej.
Który z naszych reprezentantów pokazał się w sztafecie z najlepszej strony, a który z najgorszej?
Nie można określać kto zjechał najlepiej, a kto najgorzej. Ponieważ jedzie cała drużyna i to jest najważniejsze, żeby nikt nie zawiódł, poprzez na przykład dyskwalifikację. Maciej Kurowski odrobił stratę do rumuńskiej sztafety o około cztery dziesiąte sekundy i to jest jego sukces. Dużą robotę wykonała później dwójka Chmielewski i Kowalewski, która popisała się pięknym ślizgiem. Ewy nie ma co rozliczać, bo zjechała swoje.
Kogo z Polaków startujących ogólnie w Pjongaczangu można ocenić najwyżej?
Według mnie najlepiej spisali się na równo Maciej Kurowski oraz nasza dwójka Chmielewski i Kowalewski. Maciej wykonał solidna robotę i osiągnął cel, czyli finałowy czwarty ślizg. A w obecnej kondycji sanek w Polsce ten wynik jest olbrzymim osiągnięciem.
Kto wypadł najgorzej?
Zawiodłem się trochę na Natalii Wojtuściszyn. Znam ją od wielu lat. Występowałem z nią w zawodach Pucharu Świata juniorów i wiem, że naprawdę było ją stać na dużo więcej. Mateusza zjadła trema i presja pierwszych Igrzysk. Szkoda, bo wszystko wskazywało na to, iż zostanie czarnym koniem tych zawodów. Ale ma jeszcze czas żeby coś pokazać.
Jakie wnioski można wyciągnąć z występu wszystkich Polaków?
Wniosek jest tylko jeden. Jeżeli chcemy mieć saneczkarstwo w Polsce musimy wybudować obiekt, na którym można będzie szkolić saneczkarzy. Pamiętajmy, że nic nie trwa wiecznie. Teraz mamy znakomitych zawodników, ale co będzie później? Kolorowo to nie wygląda. Proszę zwrócić uwagę na to, iż każdy z zawodników i trenerów poświęca wszystko co ma, żeby realizować marzenia i spełniać oczekiwania. Ale też trzeba im to ułatwić, poprzez wybudowanie obiektu. Wtedy będziemy liczyć się na świecie. Chciałbym dodać, że wszyscy nasi saneczkarze oddali w Pjongczangu swoje serca. Mają wszystko to, co potrzebne jest do reprezentowania Polski. Za to należy się im szacunek.