Reprezentacja Polski do ostatniego meczu podchodziła z bilansem dwóch porażek. Nasi zawodnicy po przyzwoitym spotkaniu ulegli Słoweńcom i po słabym Szwajcarom. Mimo to wciąż mieli matematyczne szanse na awans. Aby go wywalczyć Słoweńcy musieliby pokonać Helwetów (tak się stało), a ponadto wygrać z faworyzowanymi Szwedami różnicą jedenastu trafień. W taki obrót sprawy nie wierzył jednak nawet trener Patryk Rombel.
Mimo iluzorycznych szans, biało-czerwoni podjęli wyrównaną walkę ze Szwedami. Szczególnie dobrze wyglądało to w pierwszej połowie. Nasi zawodnicy długo toczyli najpierw długo grali na remis, a gdy rywale odskoczyli na dwa oczka nie podłamali się. Najpierw Piotr Chrapkowski i Arkadiusz Moryto wyrównali, a później Michał Olejniczak dał prowadzenie. Co więcej, chwilę później wynik podwyższyli grający bardzo dobre spotkanie Szymon Sićko i Moryto. Dzięki temu podopieczni Patryka Rombla prowadzili 10:7. Niestety potem gra się posypała, a Polacy stracili cztery bramki z rzędu. Ostatecznie do przerwy przegrywali 13:14.
W drugiej połowie już tak dobrze nasza gra nie wyglądała, choć pierwsze minuty dawały nadzieję. Obie drużyny szły łeb w łeb, a nieco więcej do powiedzenia na boisku mieli polscy szczypiorniści. Jeszcze po 40 minutach gry na tablicy widniał wynik 20:20, ale wtedy pojawiły się pierwsze oznaki kryzysu. W naszych szeregach zaczęły się pojawiać błędy i nieporozumienia, natomiast zaczęło brakować trafień. Szwedzi to wykorzystali i odskoczyli na kilka punktów. Polacy jeszcze gonili wynik, ale strata była zbyt duża. Spotkanie zakończyło się triumfem wicemistrzów Europy 28:26.