Polacy z początku grali dobrze. Kontrolowali piłkę, popisywali się większym doświadczeniem i wywalczali stałe fragmenty. Jednak brakowało tego, co najważniejsze… czyli strzałów na bramkę. Jan Oblak nie miał co robić za bardzo w pierwszej połowie. Bo jak już polscy piłkarze podchodzili pod pole karne, to albo kończyło się wszystko niedokładnym zagraniem, albo biało-czerwoni gubili się w swoich skomplikowanych akcjach. Zaś Słoweńcy grali prostą piłkę i to się opłaciło w 35. minucie. Gospodarze wyszli z szybkim kontratakiem, dzięki czemu rywale wywalczyli rzut rożny. Następnie Sporar przedłużył dośrodkowanie do Strona, który z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki.
W końcówce pierwszej części Polska tylko się broniła. Gra naszych piłkarzy wyglądała lepiej w drugiej połowie, ale znów brakowało strzałów. Polacy za bardzo kombinowali w ofensywie i tracili głowę podczas konstruowaniu ataków. A Słowenia dalej grała twardo w obronie i czekała na swoje szanse. Przez to więcej pracy miał Fabiański, aniżeli Oblak.
W 65. minucie Słowenia dwoma prostymi podaniami rozmontowała naszą obronę. Sporar znalazł się nagle za plecami Pazdana i z ostrego kąta założył „siatę” Fabiańskiemu. Pięć minut później Polska oddała dopiero pierwszy celny strzał. I to chyba jest najlepsze podsumowanie tego spotkania. Biało-czerwoni szukali ciągle absurdalnych rozwiązań, zaś gospodarze prostymi środkami zdobyli dwie łatwe bramki.
W poniedziałek Polska zmierzy się z Austrią. Po 5 meczach mają 12 punktów i prowadzą w grupie.