Cała sytuacja ma swój początek podczas marcowego Grand Prix Polski w Lublinie. Paweł Juraszek przed tą imprezą był przeziębiony i zmagał się z katarem. W związku z tym postanowił zażyć dostępny bez recepty specyfik, stosowany do leczenia górnych dróg oddechowych. Problem w tym, że w składzie leku znajduje się pseudoefedryna, rozszerzająca oskrzela. Nie jest to substancja zabroniona, ale tylko do pewnego poziomu.
W organizmie pływaka wykryto jednak poziom pseudoefedryny przekroczony aż o 13 procent. Paweł Juraszek zarzeka się, że niczego nie zrobił celowo, a już na pewno nie po to, aby poprawić swoje wyniki. „Miałem zwykły katar. Jestem na takim poziomie, że nie ma szans, żebym gdziekolwiek cokolwiek przekraczał. A tu się okazało, że o 13 procent przekroczyłem dozwoloną dawkę. Wziąłem 240 mg pseudoefedryny. To dozwolona ilość, ale później okazało się, że jej stężenie w pobranej próbce moczu było zbyt duże” – powiedział „Przeglądowi Sportowemu” zawodnik.
Paweł Juraszek nie wie skąd wzięło się to przekroczenie. „Nie mam pojęcia jakim cudem wyszedł taki wynik. Może byłem odwodniony, albo wątroba inaczej działała?” – zastanawia się pływak w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. „Po co miałbym to robić?” – pyta przy okazji.
Argumentacja pływaka jest o tyle racjonalna, że pseudoefedryna nie poprawia w sposób znaczący wyników sportowych. A po drugie jaki sens miałoby stosowanie dopingu na nieistotnych zawodach. Mimo tych wątpliwości bez kary raczej się nie obędzie. Polski pływak jak na razie jest tymczasowo zawieszony, ale najpewniej zostanie też zdyskwalifikowany.