Mico Ahonen nie ma jeszcze na swoim koncie większych sukcesów. Na zeszłorocznych mistrzostwach świata juniorów zajął odległe 32. miejsce. Został też powołany na mistrzostwa świata do Seefeld, ale nie wystąpił w żadnym z konkursów. W tym sezonie Mico Ahonen na arenie międzynarodowej startował w zawodach Pucharu Kontynentalnego i FIS Cupie. Na poziomie drugiej ligi najlepiej wypadł w połowie grudnia w Ruce, gdzie dwukrotnie zajął 30. lokatę.
Jego ojciec Janne to z kolei prawdziwa legenda skoków narciarskich. W Pucharze Świata triumfował 36 razy, dzięki czemu dwukrotnie sięgał po Kryształową Kulę. „Człowiek maska” ma też na swoim koncie aż pięć zwycięstw w Turnieju Czterech Skoczni. Więcej od niego nie ma nikt.
Janne Ahonen to też indywidualny mistrz świata z Trondheim i Oberstdorfu, a także drużynowy z Thunder Bay, Trondheim i Predazzo. Poza tym na swoim koncie ma też pięć innych medali ze światowego czempionatu. Siedmiokrotnie stał też na podium mistrzostw świata w lotach, ale nigdy na jego najwyższym stopniu.
Legendarny Fin nie miał natomiast szczęścia do Igrzysk Olimpijskich. Startował na nich siedmiokrotnie, ale ani razu nie zdołał indywidualnie wskoczyć na podium. Trzykrotnie zajmował za to czwarte miejsce. Na osłodę pozostały mu dwa srebrne medale w drużynie.
>> DALEKO OD LEGENDY
Obecnie w Pucharze Świata skacze też syn innej niegdysiejszej gwiazdy skoków. To Filip Sakala. 23-latek w elicie debiutował dwa lata temu, ale dopiero od tego sezonu startuje w niej regularnie. Jednak jak dotąd nie może się pochwalić niczym szczególnym. Jego najlepszy start to 36. lokata na inaugurację cyklu w Wiśle. Był za to 29. w konkursie na normalnej skoczni na zeszłorocznych mistrzostwach świata.
Jego ojciec Jaroslaw to natomiast legenda czeskich skoków. Jego życiowy sezon miał miejsce na przełomie lat 1992/1993. Na mistrzostwach świata w Falun zdobył wówczas dwa srebrne medale, a także jeden brązowy. Był też drugi w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Jaroslaw Sakala tych sukcesów ma znacznie więcej. W 1992 roku zajął w drużynie trzecie miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Albertville. Z kolei dwa lata później został indywidualnym mistrzem świata w lotach.
Na podium Pucharu Świata stał łącznie jedenastokrotnie, z czego cztery razy na jego najwyższym stopniu. Karierę zakończył w 2002 roku.
>> W CIENIU WIELKIEGO OJCA
W ślady ojca próbuje iść też Federico Cecon. 25-letni Włoch furory na skoczni jednak do tej pory nie zrobił i zapewne już nie zrobi. W Pucharze Świata jeszcze ani razu nie punktował, a i w Pucharze Kontynentalnym czyni to raczej sporadycznie. Może za to pochwalić się udziałem w Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczangu i mistrzostwach świata w Falun.
Roberto Cecon to z kolei ikona włoskich skoków i jeden z najlepszych zawodników lat 90. Siedemnaście razy wskakiwał na podium Pucharu Świata. Sześciokrotnie zdołał nawet w nim zwyciężyć. W sezonie 1994/1995 zajął drugie miejsce w klasyfikacji generalnej cyklu.
Wielkie sukcesy osiągnął na mamutach. W 1992 roku w Harrachovie wywalczył brąz mistrzostw świata w lotach. Powtórzył ten sukces dwa lata później w Planicy.
>> ŁĄCZĄ ICH KONTUZJE
Na zawsze w cieniu ojca pozostał Mario Innauer, którego obiecującą karierę przerwały kontuzje. Austriak legitymuje się trzema miejscami w dziesiątce Pucharu Świata. Najlepszy weekend w karierze zaliczył w 2007 roku w Titisee-Neustadt, gdy plasował się na dziewiątej i piątej lokacie.
Jego ojciec Toni Innauer również zakończył karierę we wczesnym wieku z powodu kontuzji. Zanim jednak to zrobił osiągnął spektakularne sukcesy. Na Igrzyskach Olimpijskich w Lake Placid w 1980 roku sensacyjnie wywalczył złoty medal na normalnej skoczni. Na dużej sięgnął natomiast po srebro.
Do tego Toni może pochwalić się wicemistrzostwem świata w lotach narciarskich i dwoma zwycięstwami w raczkującym wówczas Pucharze Świata.
>> HISTORIA ZATACZA KOŁO W HARRACHOWIE
Na przeciwnym biegunie jest natomiast Richard Freitag. On w porównaniu do wyżej wymienionych osiągnął więcej od swojego ojca.
Holger Freitag w latach 80. reprezentował NRD na skoczniach świata. Startował nawet na Igrzyskach Olimpijskich w Sarajewie i mistrzostwach świata w Oslo. Życiowy sukces odniósł jednak w Harrachovie, gdy 8 stycznia 1983 roku wygrał tam po raz pierwszy i ostatni konkurs Pucharu Świata.
Richard Freitag pięknie nawiązał do tej historii 11 grudnia 2011 roku, gdy właśnie w Harrachovie po raz pierwszy zwyciężył w Pucharze Świata. Później wygrywał jeszcze siedmiokrotnie.
Największe sukcesy Niemiec odniósł jednak w drużynie. Na Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczangu zdobył srebrny medal. Na mistrzostwach świata sięgnął z kolei po cztery krążki – dwa złote, jeden srebrny i jeden brązowy. Indywidualnie jego największym osiągnięciem jest brąz mistrzostw świata w lotach narciarskich sprzed dwóch lat w Oberstdorfie. Na mamutach był też dwa razy drużynowych wicemistrzem świata.
>> OJCIEC I TRENER
Więcej od ojca osiągnął też Władimir Zografski. Jego ojciec, a także trener Emił Zografski, rywalizował na skoczni na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nigdy nie zdołał zdobyć punktów Pucharu Świata. Sukcesów nie odniósł też na Igrzyskach Olimpijskich w Calgary czy Albertville.
Władimir Zografski w 2011 roku został natomiast mistrzem świata juniorów. Wielu wróżyło mu wielką karierę, ale jak dotąd Bułgar nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Co prawda od ponad dekady jest etatowym uczestnikiem Pucharu Świata, ale spisuje się w kratkę. Najwyższej – na szóstym miejscu – był w grudniu 2018 roku w Ruce.
Dwukrotnie startował też na Igrzyskach Olimpijskich. Najlepiej spisał się w Pjongczangu, gdzie na normalnej skoczni uplasował się na 14. lokacie. Na mistrzostwach świata startował sześciokrotnie.
>> RODZINA NA REMIS
Na przestrzeni lat na skoczniach świata startował też Tepes ojciec i Tepes syn. Miran Tepes zanim został zastępcą Waltera Hofera z powodzeniem radził sobie jako zawodnik. Życiowy sukces odniósł na Igrzyskach Olimpijskich w Calgary, gdy wywalczył w drużynie srebrny medal. Indywidualnie był czwarty na normalnej skoczni.
W Pucharze Świata Miran Tepes sześciokrotnie stał na podium, ale ani razu nie zwyciężył. W sezonie 1986/1987 zajął czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej cyklu.
Jurij Tepes przebił swojego ojca w tej konkretnej statystyce. Jemu udało się bowiem siedem razy plasować się w czołowej trójce zawodów. Co więcej wygrał dwa konkursy Pucharu Świata w Planicy. Słoweniec ma też na koncie dwa brązowe medale mistrzostw świata w drużynie. Po pierwszy z nich sięgnął w Oslo w 2011 roku, a po drugi podczas lotów w Vikersund.
>> KLAN TAJNERÓW TRZYMA SIĘ MOCNO
Powiązań ojciec – syn nie brakuje też w polskich skokach narciarskich. Do niedawna w akcji oglądaliśmy między innymi Damiana Skupnia. To syn wieloletniego reprezentanta Polski Wojciecha. I choć uważany był za duży talent, to nigdy nie zbliżył się do wyników ojca i zakończył rok temu karierę.
Wojciech Skupień trzykrotnie startował na Igrzyskach Olimpijskich i pięciokrotnie na mistrzostwach świata. Podczas olimpijskiego konkursu w Hakubie zajął 11. miejsce na dużej skoczni. Był to jeden z najlepszych polskich wyników na tych Igrzyskach w ogóle. W Pucharze Świata najwyżej był na szóstym miejscu w Iron Mountain w 2006 roku.
Przed laty w polskich skokach startowali też synowi Jana Kowala – Dawid i Kamil. Ojciec był reprezentantem Polski na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Startował na Igrzyskach Olimpijskich w Calgary i czterokrotnie na mistrzostwach świata. W Oberstdorfie w 1987 roku był czternasty na normalnej skoczni. W Pucharze Świata punktował rzadko, ale zdarzały mu się takie lokaty jak siódma czy ósma.
Duże nadzieje eksperci wiązali z jego synami, a zwłaszcza z Dawidem. Były one tym większe, że podopieczny Heinza Kuttina na mistrzostwach świata juniorów w Strynie sięgnął po srebro w drużynie. Skakał wówczas razem z Kamilem Stochem, Mateuszem Rutkowskim i Stefanem Hulą. Cztery lata później na juniorskim czempionacie w Zakopanem wywalczył z drużyną brąz. Jednak zarówno on, jak i jego brat Kamil, nie poradzili sobie w rywalizacji seniorskiej.
Znany w polskich skokach jest też klan Tajnerów. Leopold Tajner był dwukrotnym olimpijczykiem. Apoloniusz poszedł w ślady swojego ojca, ale kariery na skoczni nie zrobił. Zasłynął natomiast jako trener Adama Małysza. To właśnie popularny Polo doprowadził „Orła z Wisły” do trzech złotych medali mistrzostw świata, dwóch medali olimpijskich, a także zdobycia trzech Kryształowych Kul z rzędu.
Jako trener Apoloniusz Tajner często stawiał też na swojego syna Tomisława. Powołał go między innymi na Igrzyska Olimpijskie w Salt Lake City, gdzie zajął 39. miejsce na dużej skoczni. W Pucharze Świata pięciokrotnie wchodził do „30”.
Na tym era Tajnerów na polskich skoczniach się nie kończy. Córka Tomisława Sara jest bowiem skoczkinią i odnosi coraz większe sukcesy. W tym roku wywalczyła brązowy medal mistrzostw Polski juniorek.
>> OJCOWIE I SYNOWIE W SKOKACH NARCIARSKICH, ALE I W KOMBINACJI
Bogatą tradycję w naszym kraju mają także relacje ojciec kombinator – syn skoczek. Takim przykładem jest na przykład Stefan Hula. Jego ojciec Stefan Hula senior w kombinacji norweskiej zdobył brązowy medal na mistrzostwach świata w Falun w 1974 roku. Był też dwukrotnym olimpijczykiem.
Stefan Hula junior kilka dekad później nawiązał do tych sukcesów. W swoim życiowym sezonie 2017/2018 wywalczył z drużyną brąz mistrzostw świata w lotach, a także brąz Igrzysk Olimpijskich. W Pjongczangu otarł się też o podium w indywidualnym konkursie na normalnej skoczni.
Kolejnym takim przykładem są państwo Długopolscy. Ojciec Kazimierz Długopolski dwukrotnie startował na Igrzyskach Olimpijskich, z których przywoził przyzwoite rezultaty. Na mistrzostwach świata w Lahti w 1978 roku zajął nawet dziewiąte miejsce.
Krystian Długopolski do wyników ojca nigdy się jednak nie zbliżył, choć tak samo jak on został olimpijczykiem. Na Igrzyskach w Hakubie furory jednak nie zrobił, zajmując miejsce w siódmej dziesiątce na skoczni normalnej. W Pucharze Świata na przestrzeni dziesięciu lat punktował tylko dwa razy, gromadząc łącznie 6 punktów.
Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.