Jeszcze do wczorajszego późnego wieczora wydawało się, że sprawa zwycięstwa w „generalce” Pucharu Świata jest już przesądzona. Natalia Maliszewska w finale wyprzedziła bowiem swoją najgroźniejszą rywalkę, czyli Larę van Rijven. Polka cieszyła się z sukcesu, Holenderka i inne rywalki pogratulowały osiągnięcia, a zewsząd napłynęły głosy uznania. Napłynęły jednak też informacje dotyczące kruczków regulaminowych.
W rezultacie okazało się, że radość naszego obozu była przedwczesna. Przed sezonem zdecydowano, że kasowane będą ostatecznie dwa najsłabsze występy. Początkowo jednak usunięty miał być tylko jeden najsłabszy rezultat. I właśnie tych pierwotnych ustaleń trzymała się polska ekipa.
Mimo gry nerwów tak się jednak nie stało. Natalia Maliszewska po raz pierwszym w tym sezonie nie awansowała do finału, ale co ważniejsze nie dokonała tego też Lara van Rijven. Obie zawodniczki odpadły solidarnie na etapie półfinałów. Tym samym Holenderka straciła – i tak czysto matematyczną – szansę na końcowy triumf w cyklu Pucharu Świata.
Można więc już oficjalnie potwierdzić, że Natalia Maliszewska wywalczyła więc Puchar Świata na dystansie 500 metrów. W tym sezonie nasza reprezentantka sięgnęła w tej konkurencji także po mistrzostwo Europy.