Przemysław Paszowski: Pierwszą część tego sezonu Natalia Czerwonka chyba może zaliczyć do bardzo udanych.
Natalia Czerwonka: To prawda. Zwłaszcza że to bardzo ważny okres ze względu na kwalifikacje do mistrzostw świata. U nas trudno je się zdobywa. Tylko dwadzieścia cztery osoby mogą pojechać na te zawody. To jest w ogóle dość specyficzny sezon. Mimo że jest po Igrzyskach to poziom rywalizacji jest niesamowity. Dwa lata temu z wynikiem 1:57 zajęłam piąte miejsce na Pucharze Świata w Heerenveen, a teraz 1:55 daje mi ósmą pozycję.
Bardziej niż miejsca cieszy chyba taki regularny progres…
To jest na pewno bardzo satysfakcjonujące. Ja się śmiałam z tego, że pomimo swoich trzydziestu lat, wciąż się poprawiam. Dlatego zresztą trenuję. To dla mnie bardzo ważne. Takie momenty jak ten, gdy w Heerenveen osiągnęłam czas 1:55,9 są niesamowite. Pokazują mi, że mogę spokojnie dotrwać do Pekinu i nadal się poprawiać.
W jednym z wpisów napisała pani, że wciąż ma jeszcze rezerwy. Czy to powoduje, że może pani być w stanie walczyć o podia kolejnych Pucharów Świata czy o medale mistrzostw świata? Czy może jednak pani nie chce podchodzić do tego w ten sposób?
Lepiej się na tym nie skupiać. Zbyt wysokie wymagania za bardzo tłamszą. Teraz w Holandii bardzo dobrze przejechałam 1500 metrów, a potem skupiłam się na czystym wyniku na 1000 metrów i już nie było tak jak powinno. Myślę, że najważniejsze jest stawianie małych kroczków do przodu, które będą powoli zbliżać mnie do tej ścisłej czołówki. Chciałabym na przykład przejechać teraz 1000 metrów w czasie 1:13.
A pani czuje się obecnie liderkę naszej kadry? Wyniki by na to wskazywały.
Ja się tak nie czuję. Wolałabym aby ta nasza reprezentacja była silniejsza, żeby te wyniki były lepsze. Pomału wraca do formy Zbigniew Bródka, czekamy na powrót po kontuzji Luizy Złotkowskiej. Myślę, że jak ona wróci to będziemy mogli walczyć o wyższe miejsce w drużynie.
Może jest trochę tak, że po Pjongczangu zeszło trochę napięcia i teraz startuje pani na większym luzie?
Na pewno atmosfera jest lepsza. Ja pierwszy raz od dłuższego czasu nie muszę się martwić o swojego wieloletniego trenera. Wcześniej musiałam go opłacać sama, zajmować się wszystkimi przejazdami czy przelotami… Teraz Arkadiusz Skoneczny jest asystentem trenera kadry, więc jest zawsze tam gdzie ja jestem. Ma na mnie czujne oko. Daje mi to dużo spokoju psychicznego w trakcie przygotowań.
Własna akademia też jest taką formą odreagowania?
Na pewno tak. Gdy jestem w domu, to trenuję z dzieciakami. Przynosi mi to dużą radość. Jestem szczęśliwa, widząc ich postępy. Bardzo mnie to motywuje.
Czuła pani na sobie jakąś presję, gdy dzieciaki przyjechały oglądać panią w Tomaszowie Mazowieckim?
Czułam niesamowitą presję, ale też wielkie wsparcie. Bardzo mi się ten start w Tomaszowie Mazowieckim podobał i mam nadzieję, że te zawody zostaną na stałe w kalendarzu.
Start przed własną publicznością w Tomaszowie Mazowieckim to był wyjątkowy moment w karierze?
Tak. Na pewno był to też moment bardzo długo wyczekiwany. Szkoda tego straconego czasu. Gdyby ta hala powstała wcześniej to może wyniki byłyby jeszcze lepsze. Ale nie ma co gdybać. Jesteśmy szczęśliwi, że hala powstała, bo mamy gdzie trenować i nie musimy marznąć.
Polska, polscy kibice muszą się dopiero uczyć łyżwiarstwa szybkiego?
Kibice spisali się znakomicie. Zagraniczni panczeniści mówili, że nie spodziewali się takiego dopingu. Myślę, że wszyscy stanęliśmy na wysokości zadania.
Natalia Czerwonka. Panczenistka. Drużynowa wicemistrzyni olimpijska z Soczi. Medalistka mistrzostw świata w drużynie.