Przemysław Paszowski: Nowy rok, nowa ja? Milena Olszewska: Dla mnie czas, kiedy myślę zarówno o podsumowaniach jak i planach, postanowieniach przypada na przełom października i listopada. Wtedy też zaczynamy przygotowania do kolejnego sezonu i wydaje mi się, że za każdym razem wchodzę w ten czas jako nowa wersja siebie. Mam nadzieję, że ulepszona, bo każdy rok, każdy sezon czegoś uczy.
A czy Milena Olszewska ma jakieś postanowienia noworoczne?
Raczej nie robię żadnych postanowień noworocznych, jeżeli coś sobie postanawiam, to robię to niezależnie od pory roku.
Jakie są cele sportowe na ten rok?
W tym roku najważniejsze jest zdobycie nominacji na kolejne Igrzyska Paraolimpijskie. Jednak moim celem jest jak najlepszy start na mistrzostwach świata. Dwie poprzednie imprezy tej rangi nie były w moim wykonaniu udane, chciałabym złamać tę regułę i powalczyć o miejsce w strefie medalowej. Przypominam sobie o tym za każdym razem, kiedy na treningach brakuje sił lub motywacji.
Miniony rok był dla pani pasmem sukcesów. Wreszcie udało się wywalczyć to upragnione indywidualne złoto. Została pani mistrzynią Europy.
Cieszę się, że ten indywidualny złoty medal wywalczyłam w stulecie odzyskania niepodległości. Czułam, że każdym dobrym startem przykładam się do uczczenia tej rocznicy i udało mi się to zrobić najlepiej jak umiałam. Zresztą, nie tylko mnie samej, zdobyliśmy dublet z Irkiem Kapustą i oba Mazurki Dąbrowskiego wzruszyły mnie tak samo.
Gdy odbierała pani złoty medal pomyślała sobie „cholera, wreszcie”?
Poczułam ogromną satysfakcję i radość. Może zabrakło tego „wreszcie”, ale wydaje mi się, że wszystko dzieje się we właściwym czasie i ta dość długa droga do indywidualnego złota pozwoliła mi zbudować pod ten medal porządne fundamenty.
Ile godzin dziennie trzeba trenować żeby wystrzelać taki sukces?
W moim przypadku samego strzelania jest od sześciu do ośmiu jednostek treningowych w tygodniu, średnio po trzy godziny każda. Wszystko zależy od tego, na jakim etapie się znajdujemy. Jednak po wyjściu z treningu praca się nie kończy. Do tego dochodzi praca w domu, między innymi trening mentalny, rozciąganie czy praca nad ogólną kondycją. Bycie łuczniczką weszło mi w krew i czasami mam wrażenie, że trening trwa cały dzień, bo zaliczam również do niego odpoczynek, pracowanie nad charakterem czy samodyscypliną.
W sporcie jest tak, że łatwiej jednak gonić rywalki niż być przez nie gonionym. Nie obawia się pani nowej dla siebie roli?
Może nie tyle obawiam się tej roli, ale zdaję sobie sprawę z trudności z niej wynikających. Zdecydowanie lepiej czuję się w ataku niż na obronie, ale pozycja na której się znajduję nie powinna robić różnicy. Pracuję nad tym, aby strzelać tak samo niezależnie od tego czy jestem o włos od wygranej czy przegranej.
Czuje się pani najlepszą albo jedną z najlepszych na świecie? Ranking światowy chyba nie kłamie.
Uważam siebie za jedną z najlepszych łuczniczek niepełnosprawnych na świecie, potwierdza to ranking czy też dorobek medalowy. Do ścisłej czołówki zaliczyłabym sześć – siedem zawodniczek. Są to bardzo ciekawe osobowości, uwielbiam z nimi rywalizować, jednak trudno byłoby mi ustawić nas w pewnej hierarchii, małe rotacje występują co sezon.
Pani do tych sukcesów podchodzi jakoś emocjonalnie czy jednak zachowuje dystans?
Musiałam nauczyć się zachowywać zdrowy dystans, zbyt duże emocje raczej wykluczyłyby mnie ze sportu. Łucznictwo jest moją pracą i staram się być w niej profesjonalistą, po prostu jak najlepiej wywiązywać się ze swoich obowiązków.
A jak świętuje swoje sukcesy Milena Olszewska?
Świętowanie jest zazwyczaj krótkie i intensywne, ale koniecznie z rodziną i przyjaciółmi. Często myślę o nich podczas startów, mogę liczyć na ich wsparcie, dlatego ten czas spędzony na wspólnym cieszeniu się po sukcesie jest dla mnie najważniejszy. Lubię się też nagradzać, zazwyczaj książkami. Za mistrzostwo Europy kupiłam sobie cykl neapolitański Eleny Ferrante.
Nie będę pytał czy celem są Igrzyska, bo to oczywiste. Ale czy w Tokio celem będzie medal czy liczy się tylko złoto?
Medal Igrzysk Paraolimpijskich, niezależnie od koloru ma dla mnie ogromną wartość. Celem jest medal, ale w pełni spełniona będę się czuła dopiero, gdy zdobędę ten złoty.
Ma pani na swoim koncie już dwa brązowe medale. Ryszard Rynkowski byłby dumny, że tak dobrze realizuje pani słowa jego piosenki.
Za tym brązem, o którym śpiewa Ryszard Rynkowski nie przepadam, nie lubię słońca i opalania. W sporcie brąz pokochałam, ale mam nadzieję, że moja sportowa przyszłość będzie mieniła się jaśniejszymi kolorami.
Który z tamtych medali trudniej było wywalczyć? Na który ciężej trzeba było pracować?
Zdecydowanie trudniej było walczyć o drugi medal, ten z Rio de Janeiro. Do Londynu jechałam po doświadczenie, obserwacje, nikt nie stawiał mnie w roli faworytki, zaatakowałam z zaskoczenia. Na kolejnych Igrzyskach sytuacja wyglądała inaczej, jednak to nie oczekiwania były najtrudniejsze, bo zawodnik który chce walczyć o medale musi się liczyć z presją. Igrzyska w Rio de Janeiro wykończyły mnie fizycznie i psychicznie. Zmierzenie się z tym zmęczeniem było najtrudniejsze. Dodatkowo były to pierwsze Igrzyska po połączeniu grup, sama rywalizacja była trudniejsza, tym bardziej cieszę się, że podołałam.
Przygotowując się do naszej rozmowy tradycyjnie przejrzałem Internet. Niewiele tam informacji o pani. Gdybym był na pani miejscu zrobiłoby mi się przykro…
Mistrzynią w szukaniu informacji na mój temat jest moja mama, dzięki niej mam wrażenie, że jest ich całkiem sporo. Łucznictwo jest raczej sportem niszowym, ogólnie nie mówi się o nas dużo, dlatego wykorzystuję szanse, kiedy mogę się wypowiedzieć i o tej naszej dyscyplinie przypomnieć. Cieszy mnie to, że po każdym starcie odzywa się do mnie dziennikarz z lubuskiego radia, słuchacze z Gorzowa są zawsze na bieżąco. Zdaję sobie sprawę z tego, że obecność w mediach, w Internecie jest obecnie częścią życia sportowca, ale czuję się najlepiej na torach łuczniczych i tak się na tym skupiam, że być może zabiegam o tę uwagę za mało.
Zgadza się pani z opinią, że Milena Olszewska jest wizytówką polskiego łucznictwa?
Jestem reprezentantką Polski i uważam, że to czyni mnie wizytówką polskiego łucznictwa. A to sprawia, że muszę więcej od siebie wymagać. Nie tylko w sporcie, ale i w kwestii swojego zachowania, bo wiem, że również od mojej postawy zależy jak to nasze łucznictwo będzie postrzegane.
Wiara w Boga pomaga w osiąganiu sukcesów?
Wydaje mi się, że dzięki wierze w Boga wykształciły się we mnie pewne cechy, które pomagają mi w sporcie, chociażby pokora. Pomaga mi również to, że z zaufaniem przyjmuję każde doświadczenie, bo wiem, że czasami trzeba wyjść poza ludzkie postrzeganie, żeby dostrzec w nim dobro i sens. Raczej nie modlę się o konkretny medal czy zwycięstwo, modlę się o to, żebym umiała pokazać to, co umiem i o spokój.
Kiedyś powiedziała pani, że wiara w Boga pomaga pani zrozumieć sukcesy i porażki. Co to znaczy?
Wynika to z doświadczenia, które miałam krótko po rozpoczęciu strzelania. Miałam taki, na szczęście krótki okres, kiedy zachłysnęłam się tym byciem w sporcie i wydawało mi się, że nikogo nie potrzebuję, a już na pewno nie Pana Boga. Opuszczałam niedzielną Eucharystię, bo wyjazdy na zawody… Zresztą na wszystko znajdywałam wymówkę. W pewnym momencie coś się zmieniło i zaczęłam wpuszczać do sportu Pana Boga i dopiero wtedy odkryłam jak mogę się w nim pięknie rozwijać i uwrażliwiać na każde doświadczenie. Bycie przy Bogu daje mi pokój i szczęście, a im większy pokój w sobie mam tym bardziej i jaśniej umiem dostrzegać sens tego, czego doświadczam.
Nie było momentu, że miała pani żal do Boga o nogę?
Nigdy nie miałam w sobie żalu o to, że jestem niepełnosprawna, czy też o stratę nogi. Być może jest tak dlatego, że jestem niepełnosprawna od urodzenia i nie znam innego życia. A może dlatego, że zostałam wychowana w atmosferze akceptacji i bez jakichkolwiek ulg. Przez to, czego doświadczałam od dziecka jestem tym, kim jestem i nie chciałabym niczego zmieniać, bo bardzo siebie lubię.
Czuje pani na co dzień obecność Boga?
Mam świadomość tego, że wiele rzeczy dzieje się dzięki Bożej interwencji, inaczej nie umiem sobie ich wytłumaczyć. Czasem są to drobnostki, ale dzięki temu, że je dostrzegam jestem przekonana o Jego obecności.
Jak tak panią słucham, to uświadamiam sobie, że sport to dla pani nie tylko wyniki, ale jednak coś innego.
Sport to dla mnie przede wszystkim ludzie i tak jak czasami potrzebuję się od nich odizolować, tak nie wyobrażam sobie trwać w nim w pojedynkę. Zadziwia mnie to, jak bardzo polubiłam rywalizację, a poza tym sport mnie zdefiniował, pomógł wydobyć ze mnie moje najlepsze cechy, odkrył atuty, nauczył pewności siebie. Można powiedzieć, że zostałam stworzona przez łucznictwo i mam nadzieję, że jak najdłużej będę to łucznictwo tworzyć.
Milena Olszewska. Łuczniczka. Dwukrotna paraolimpijska. Z Igrzysk w Londynie i Rio de Janeiro przywoziła brązowe medale. Jedna z czołowych łuczniczek świata. W 2018 roku Milena Olszewska po raz pierwszy wywalczyła mistrzostwo Europy.