Przemysław Paszowski: Spodziewał się pan tak szybkiego polskiego końca na mistrzostwach świata? Michał Łogosz: Liczyłem, że Michał Rogalski poradzi sobie ze Zvonimirem Durkinajkiem. To był rywal w zasięgu naszego reprezentanta. Myślę, że Michał sam jest mocno rozczarowany tą porażką. Zwłaszcza że miał dobre losowanie. Jeśli chodzi o mikst Śmiłowski/Świerczyńska to bardzo perspektywiczny duet. To były dla nich pierwsze mistrzostwa świata, więc na pewno była jakaś presja debiutantów. Niemniej jednak Wietnamczycy Tuan Duc Ho i Nhu Thao Pham byli do ogrania. Uważam, że Polacy chyba powinni zagrać lepiej.
Michał Rogalski mógł przerwać tę złą serię. Zgadza się pan z opinią, że największym problemem tego zawodnika jest on sam?
Michał ma wszystko, co powinien mieć badmintonista. To wielki profesjonalista, który pracuje bardzo ciężko. Każdy młody badmintonista powinien brać z niego przykład. Niestety zbyt często przegrywa sam z sobą. Musi nad tym pracować, bo widać, że gdzieś jest kłopot. Michał potrafi prowadzić kilkoma punktami i nagle coś niewytłumaczalnego się dzieje. Widzieliśmy to zresztą w meczu z Chorwatem.
Brak jakiegokolwiek zwycięstwa na mistrzostwach świata od kilku lat i najpewniej najmniejsza reprezentacja olimpijska od ćwierć wieku. Czy można już otwarcie powiedzieć, że polski badminton znalazł się na zakręcie?
Zdecydowanie tak. Prognozy niestety się potwierdziły i od kilku lat mamy kryzys. Niestety mam wrażenie, że ten stan rzeczy będzie trwał dłużej. Miną lata zanim ktokolwiek osiągnie takie sukcesy jak poprzednia generacja. Tutaj nawet trener światowej klasy nie pomoże, jeśli nie będzie stworzonego systemu, współpracy z klubami, regionami , z trenerami. W pewnym momencie zaniedbano coś w szkoleniu i mamy tego owoce. Myślę, że koniecznie trzeba wdrożyć jakąś perspektywę wieloletnią i zacząć stawiać na najmłodszych, którzy dopiero wchodzą w tę dyscyplinę.
Michał Łogosz sugeruje, że należy już teraz skupić się nie na Igrzyskach w Tokio czy nawet Paryżu, ale już na tych w Los Angeles?
Tokio to walka o udział choćby jednego zawodnika i jeśli się uda to będzie sukces. Paryż, a na pewno Los Angeles to jest przyszłość. Tutaj można wiele zdziałać. Mamy teraz boom na badmintona. Trzeba to wykorzystać. Potrzebna jest jednak cierpliwość. W sporcie jest to cecha rzadka, ale niezbędna. Bez niej daleko nie zajedziemy. Oczywiście trzeba przy tym rozwijać takich zawodników jak Śmiłowski czy Świerczyńska, bo to oni póki co stanowią o sile naszej kadry.
Mam takie wrażenie, że przed tę dekadę, gdy cała wasza grupa odnosiła duże sukcesy, przykrywaliście swoimi sukcesami liczne niedociągnięcia szkoleniowe.
My trzymaliśmy poziom, a co się działo z całą resztą? Może przez ostatnie lata zbyt dużo atencji poświęcono nam, a za mało skupiano się na pracy u podstaw? Sam nie wiem. W każdym razie jak pan słusznie zauważył, gdy nas zabrakło, to powstała dziura. Jednak jestem przekonany, że można było temu zaradzić. To dla nas bolesna nauczka na przyszłość. W Danii czy w Anglii takich problemów nie mają. A to dlatego że mają system, plan działania gdzie każdy wykonuje powierzone mu zadanie.
Mówi pan, że najbliższe lata będą chude. A czy jest jakiś potencjał wśród tych najmłodszych?
Badminton staje się coraz popularniejszy. Jest powszechnie uprawiany, a dzieciaki lubią w niego grać. Z tego będzie nowy narybek. Jestem przekonany. Sam prowadzę zajęcia z dziećmi i widzę, że idzie to w dobrym kierunku. Są kluby i trenerzy w naszym kraju , którzy wykonują świetną pracę z młodymi zawodnikami i jest ich coraz więcej . Potrzebny jest dobry pomysł jak to wykorzystać i przekuć na sukces seniorski, a to już może być rola Polskiego Związku Badmintonowego. Na razie mam wrażenie, że każdy sobie rzepkę skrobie. Zresztą to nie jest tylko problem badmintona. A w takim układzie sukcesy mogą odnosić tylko jednostki, które jeszcze będą dofinansowywane przez rodziców. Niestety to może hamować rozwój dyscypliny.
No właśnie, jak na obecną sytuację sportową w badmintonie mogły pana zdaniem wpłynąć liczne zawirowania wokół rodzimej federacji?
Domyślam się, że bije pan do zmiany kierownictwa związku. Przypatrywałem się tej sytuacji blisko, bo byłem wówczas trenerem kadry. To była bardzo dziwna sytuacja. Nagle ministerstwo powiedziało, że nie da już złotówki Polskiemu Związkowi Badmintona. Wtedy w dość kontrowersyjnych okolicznościach federacja została przejęta przez obecną ekipę. Całe to wydarzenie tylko pokazuje jak słabe jest nasze środowisko. Tutaj ciągle jest jakaś bezsensowna walka o wpływy. Ale cóż. Jest nowy zarząd, który ma dobre stosunki z ministerstwem. Życzę im wszystkiego co najlepsze. Myślę natomiast, że w przyszłości warto byłoby zastanowić się nad funkcjonowaniem związków w ogóle. W większości wypadków praca zarządów jest społeczna. W takiej sytuacji trudno skupić się komukolwiek na pracy na rzecz dyscypliny. Chciałbym, aby w polskim sporcie związki były bardziej komercyjnie, żeby były korporacjami.
Michał Łogosz. Były badmintonista. Czterokrotny olimpijczyk. Najdalej zaszedł w Pekinie, gdzie wraz z Robertem Mateusiakiem odpadł dopiero w ćwierćfinale. Sześciokrotny medalista mistrzostw Europy. Multimedalista mistrzostw Polski. Michał Łogosz to również były trener kadry. Obecnie realizuje się jako szkoleniowiec.