Polscy siatkarze do meczu ze Stanami Zjednoczonymi przystępowali jako wiceliderzy Pucharu Świata. Wcześniej biało-czerwoni pewnie pokonali Tunezję i Japonię. Spotkanie z Amerykanami zapowiadało się jako większe wyzwanie. Po raz pierwszy na tym turnieju na boisku pojawił się najmocniejszy skład naszej reprezentacji. Od początku zagrali Maciej Muzaj, Wilfredo Leon, Fabian Drzyzga, Aleksander Śliwka, Mateusz Bieniek, Karol Kłos i Damian Wojtaszek. Również Amerykanie podeszli do spotkania całkowicie poważnie, desygnując najlepszych graczy.
Początek spotkania był bardzo wyrównany, ale widoczna była nieznaczna przewaga naszych zawodników. Po ataku Aleksandra Śliwki i asie Mateusza Bieńka biało-czerwoni prowadzili 8:6. Później jednak podopieczni Vitala Heynena zaczęli popełniać błędy. Nasze szeregi pustoszyły też ataki Matthew Andersona. Polacy utrzymywali jedno oczko zapasu nad Amerykanami, ale ci w końcu ich dopadli. Najpierw wyrównali do stanu po 14, a potem Matthew Anderson dał im prowadzenie na drugą przerwę techniczną. W tym momencie rywale złapali wiatr w żagle, a Polacy nie mieli pomysłu jak ich zatrzymać. Ostatecznie Amerykanie triumfowali 25:19.
Druga partia rozpoczęła się pod dyktando Polaków, którzy grali fantastycznie w ataku i obronie. W krótkim czasie trzy punkty zdobył Wilfredo Leon. W pewnym momencie biało-czerwoni mieli aż pięć punktów przewagi. Amerykanie wtedy jednak przycisnęli i zaczęli odrabiać straty. Przyniosło to efekt, zwłaszcza że w naszych szeregach zaczęły mnożyć się błędy. Po zablokowaniu Aleksandra Śliwki był remis po 14. Vital Heynen chwilę później zdjął go z boiska wraz za Karolem Kłosem. Zamiast nich na parkiet weszli Artur Szalpuk i Jakub Kochanowski. Nasza gra nadal się jednak sypała, a w ataku szalał Matthew Anderson. W końcówce gra Polaków całkowicie stanęła. Amerykanie wygrali tego seta 25:20.
Kolejny set dla odmiany lepiej zaczęli rywale. To oni uzyskali kilka punktów przewagi, ale Polacy tym razem nie pozwolili im na zbyt wiele. Ciężar gry próbował wziąć na siebie Bartosz Kwolek i to po jego asie na tablicy wyświetlił się wynik 11:11. Później jednak inicjatywę znów przejęli Amerykanie. Rywale trzymali naszych graczy na dystans i wydawało się, że pewnie zmierzają po wygraną. W końcówce biało-czerwoni zdołali doprowadzić do remisu. To przeważyło szalę na korzyść mistrzów świata, którzy poczuli, że można jeszcze powalczyć. Ostatecznie po ataku Mateusza Bieńka Polacy wygrali 26:24.
Czwarty set od prowadzenia 4:1 zaczęli podopieczni Vitala Heynena. Później jednak Amerykanie wrócili do gry, a spotkanie zaczęło toczyć się punkt za punkt. Żadna z ekip nie zdołała uzyskać przewagi większej niż jedno oczko. Udało to się dopiero Polakom, którzy doprowadzili do wyniku 16:14. Tyle tylko, że chwilę później Matthew Anderson dwukrotnie zaatakował i znów był remis. Kolejną dwupunktową przewagę uzyskali Amerykanie, prowadząc 20:18. Wtedy jednak najpierw mocnym atakiem popisał się Wilfredo Leon, a Bartosz Kurek obił potrójny blok rywali. Końcówka była pełna błędów, ale zarazem niezwykle zacięta. Amerykanie mieli dwie piłki meczowe w górze, ale wykorzystali dopiero trzecią. Spotkanie zakończył Matthew Anderson. Amerykanie wygrali tę partię do 25, a cały mecz 3:1.