Przemysław Paszowski: Czy nadchodzący sezon będzie najlepszy w pani wykonaniu? Marta Orłowska: Walczę o awans do Pucharu Świata, więc musi być najlepszy.
Z reguły w sezonie poolimpijskim następują pewne przetasowania w środowisku. Czy chciałaby pani wykorzystać tę okazję?
Myślę, że to faktycznie dobry moment. Miejsca się zwalniają i warto o nie walczyć.
Jakie są założenia na ten sezon?
Na początku sezonu mamy cztery Puchary Interkontynentalne. One są bardzo ważne, bo można w nich zdobyć więcej punktów niż w Pucharze Europy. Wobec tego początek sezonu będzie najważniejszy. Bardzo potrzebuję tych punktów. Aby awansować do Pucharu Świata muszę być w rankingu w czterdziestce piątce. Jest więc co robić.
Tak obiektywnie, na jakie miejsca panią stać?
Myślę, że pierwsza szóstka jest realna. Niestety w tamtym roku coś nie zagrało. W pierwszym ślizgu potrafiłam być piąta, a w drugim coś nie szło i spadłam kilka pozycji niżej.
Jak będą wyglądały przygotowania do sezonu?
Obecnie jesteśmy w Siguldzie. To nasz drugi dom. Tutaj przygotowujemy się do sezonu. Szlifujemy nasze umiejętności na torze. Ale do tego dochodzą też inne elementy. Na ścieżce startowej ćwiczymy moment startu. Mamy też typowy trening motoryczny, czyli siłownię oraz trening sprinterski.
Czy cały cykl przygotowań będzie odbywał się za granicą?
Tak. Do Polski wracamy dopiero przed świętami Bożego Narodzenia. Wszystko połączone jest z treningami i zawodami.
Trudno jest tak długi czas spędzać poza domem?
Już się do tego przyzwyczaiłam. Wcześniej trenowałam lekkoatletykę, więc te obozy nie są dla mnie czymś nowym.
Z jakimi kłopotami musi mierzyć się polski skeletonista? Bo domyślam się, że ich nie brakuje.
Na pewno nie jest dobrze. Ale trudno się dziwić skoro, ten sport uprawia w Polsce zaledwie trzech zawodników. Nadal bardzo dużo brakuje nam do czołówki. Przede wszystkim nie mamy odpowiedniego sprzętu. Umiejętności są ważne, ale w skeletonie technologia odgrywa olbrzymią rolę.
Ile kosztuje skeleton?
To zależy od jakiego producenta. Te nasze to koszt do pięciu tysięcy euro. Skeleton z wyższej półki to już wydatek rzędu piętnastu tysięcy euro.
Sprzęt, na którym pani jeździ jest nowy?
Oczywiście, że używany.
Jak w ogóle wyglądał początek pani przygody ze skeletonem?
W moich rodzinnych Ustrzykach Dolnych był trener, który interesował się tą dyscypliną. Był nawet jako uczestnik w szkółce w Innsbrucku i zaproponował mi też taki wyjazd. Miałam wtedy akurat przerwę od lekkoatletyki i pomyślałam „dlaczego nie”. Początki były trudne. Pierwszy ślizg był straszny. Bałam się zjeżdżać. Potem z każdym ślizgiem było już coraz lepiej. Spodobało mi się i tak już zostało.
Jakie umiejętności trzeba mieć aby uprawiać skeleton?
Nie można się bać. Trzeba mieć odwagę, żeby zjechać. Zawsze jest wielu chętnych, ale jak przychodzi do zjazdów to rezygnują. Trzeba umieć przezwyciężać strach.
Jaką prędkość osiąga skeletonista?
Zależy od torów. Jedne są szybsze, drugie są wolniejsze. Ale tak średnio to sto dwadzieścia kilometrów na godzinę. Mój rekord to sto trzydzieści.
Czy przy tak dużej prędkości można na bieżąco reagować czy ruchy wykonuje się automatycznie?
Przy tej prędkości nie ma czasu na zastanowienie się. Wszystko musi być zautomatyzowane. My wcześniej uczymy się tych torów na pamięć. Przygotowujemy sobie różne scenariusze.
A rodzina się o panią nie boi?
Na początku się bali, ale teraz już nie. Chyba się przyzwyczaili.
W pani karierze nie było żadnych nieprzyjemnych wydarzeń?
Na szczęście nie. Oczywiście zdarzały się jakieś wypadki, ale wszystko kończyło się zawsze na siniakach czy potłuczeniach.
A nie boli panią głowa od ciągłego zjeżdżania w dół? Mnie boli na samą myśl.
Boli. Na początku boli, bo mięśnie karku nie są przyzwyczajone. Potem głowa boli od przeciążeń.
Coś jednak panią w tym skeletonie trzyma. Co to takiego?
Lubię, gdy coś się dzieje. W skeletonie mam aż nadto tej dawki adrenaliny. To jest chyba uzależniające. Nie każdy może tego doświadczyć.
Czuje się pani wyjątkowa?
Coś w tym stylu (śmiech). Do tego dochodzi ta prędkość…
Jeździła pani szybciej samochodem?
Tak, ale czasem śmieję się z mojego taty, żeby przyspieszył, bo ja szybciej jeżdżę na skeletonie (śmiech).