Znany podróżnik i poszukiwacz przygód, Marcin Gienieczko, jest gotowy do wydania książki o swoich przygodach. Jak sam opisuje w niej, chciał po prostu przekonać innych do walczenia z trudnościami – Długo się zastanawiałem, czy napisać tę książkę. Ale pewnego dnia pomyślałem, że trzeba przedstawić ludziom, jak to wszystko się zaczęło, jak wyglądało i jak się wszystko zakończyło. Być może będzie to bodziec motywacyjny dla wielu ludzi, ażeby „przełamać” życiową nudę? Albo podpowiedź, jak pokonać przeciwności losu? Gdy dowiadujemy się pewnego dnia, że jesteśmy chorzy na raka, pierwszą myślą jest, że to już koniec. Ale później okazuje się, że po czterech zabiegach chemioterapii można raka pokonać. Tak było z wieloma sprawami w moim życiu – pisze Gienieczko.
CZYTAJ WIĘCEJ – Fragment książki Marcina Gienieczko – „Zatańczyć z Amazonką. Czyli jak zrealizowałem wielki triathlon przez Amerykę Południową”
Po wielu miesiącach ciężkiej pracy już wiemy, kiedy książka będzie dostępna do kupienia – W marcu będzie premiera mojej książki. Będzie opowiadać o moim wielkim triathlonie przez Amerykę Południową. Opisałem wszystkie moje przygody przeżyte podczas mojej podróży. Tym bardziej jest to ciekawe, bo jako pierwszy człowiek przepłynąłem Amazonię w canoe. Tak jak kiedyś pływali Indianie – informuje autor.
Co kierowało podróżnikiem, aby spisać na kartkach papieru swoje przygody? Oprócz wspomnianej już wcześniej chęci opowiedzenia swojej historii, autor pragnie również odeprzeć ataki swoich krytyków – Po wyprawie w Amazonii środowisko mnie krytykowało. Zarzucano mi, że okłamałem wszystkich. Wtedy przeżyłem bardzo trudny czas. Wpadłem depresję. Książka kończy się tym, że nie wolno się poddawać. Dlatego postanowiłem w Ameryce Północnej wziąć udział w jednym miesiącu w dwóch najtrudniejszych wyścigach i udowodnić wszystkim, że nie kłamałem. Książka jest jak najbardziej odpowiedzią dla krytyków. Odpowiadam w niej na te wszystkie zarzuty. Ale oczywiście, ta odpowiedź nie jest motywem przewodnim – komentuje.
Gienieczko dodaje również, iż książka jest jego lekiem na depresję – Zmagałem się z głęboką depresją w latach 2016 i 2017. Chodziłem do specjalisty. Zacząłem wierzyć, że ta cała krytyka i nieprawdziwe podejrzenia są jednak prawdziwe. Liczę na to, że ta książka będzie motywować do działania. Pokaże innym, iż nie warto słuchać krytyki. Ma to być bodziec nie tylko dla sportowców, ale też dla innych ludzi. Książka jest dedykowana dla mojego syna, Leona. To może być mój lek na te wszystkie problemy.
Nie tylko książka
Marcina Gienieczko czeka bardzo ciężki rok. Planuje coś więcej niż wydanie książki. Chce wreszcie dotrzeć do bieguna południowego. Ale wcześniej zmierzy się z innymi wyzwaniami – Teraz czekają mnie same pięknie, ale zarazem trudne przedsięwzięcia. Czeka mnie m.in. Amundsen Race. To pierwszy zdobywca bieguna. Trenował na olbrzymim płaskowyżu w Norwegii, który przypomina Antarktydę. I właśnie tam ponad 100 śmiałków chce pokonać 100 km w 60 godzin. Do tego trzeba ciągnąć sanki ważące 40 kilogramów. To będzie działo się pod koniec lutego. Już go wcześniej pokonałem. To też pierwszy poważny etap przygotowań właśnie na biegun. Kocham rywalizację. Mam 40 lat, więc posiadam jeszcze mnóstwo sił. Zawalczę podczas tego rajdu z elitą ekspedycyjną na nartach. Moimi konkurentami będą głownie Norwegowie. W lato będę chciał przejść Grenlandię w dwie strony. I to będzie ostatni etap przygotowań do bieguna południowego. A na Antarktydę chciałbym dotrzeć w listopadzie – opisuje Gienieczko.
CZYTAJ WIĘCEJ – Marcin Gienieczko – relacja z Yukon River Quest i YUKON 1000
Czy podróżnik jest przygotowany w pełni na zimowy atak bieguna południowego? W jego siłę fizyczną i psychiczną trudno wątpić. Przecież ilu znamy ludzi, którzy chcieliby w samotności podróżować przez amazońską dżunglę lub walczyć z przerażającym zimnem. Niestety jak to w świecie sportu i eksploracji bywa, o wszystkim decydują pieniądze – Brakuje mi jeszcze 100 tysięcy złotych do zrealizowania mojego finalnego celu. Sam biegun południowy kosztuje 340 tysięcy złotych. Przede wszystkim kosztuje bardzo dużo lot. Cena wynosi prawie 70 tys dolarów. To są olbrzymie kwoty – mówi Gienieczko.
Pozostaje tylko trzymać kciuki za podróżnika. Oczywiście o jego dalszych losach będziemy informować.