Li Qian od początku turnieju odnosiła pewne i przekonujące zwycięstwa. W pierwszych dwóch rundach „Mała” nie straciła nawet seta. W 1/8 Li Qian natrafiła na opór Rosjanki Poliny Michajłowej, ale potrafiła odwrócić wynik spotkania i wygrała 4:2. W ćwierćfinale nasza reprezentantka pokonała 4:1 Rumunkę Bernadettę Szocs.
Trudniejszą drogę do strefy medalowej musiała pokonać Katarzyna Grzybowska-Franc. Zwłaszcza że w 1/16 Polce przyszło się mierzyć z byłą mistrzynią Europy. Grzybowska-Franc podołała jednak wyzwaniu i wygrała 4:2 z Austriaczką Jia Liu. W 1/8 rywalką Polki była wielokrotna medalistka mistrzostw Europy w grze podwójnej Rumunka Daniela Dodean. Kasia pokonała ją jednak 4:2. Prawdziwy koncert Grzybowska-Franc dała w ćwierćfinale, w którym wygrała 4:0 ze znacznie wyżej notowaną Niemką Sabine Winter.
W półfinale doszło do polskiego pojedynku. Po raz kolejny potwierdziło się, że Katarzyna Grzybowska-Franc ma problem z defensywnie grającą Li Qian. „Mała” przeważała w spotkaniu i dała sobie ugrać tylko jednego seta. Tym samym Katarzyna Grzybowska-Franc wywalczyła brąz, a pochodząca z Chin zawodniczka przepustkę do walki o złoto.
W finale rywalką Li Qian była Margaryta Pesocka. Ukrainka w pierwszym secie grała lepiej i wygrała 11:8. W drugim Li Qian miała piłeczki setowe, ale przegrała do 10. Później „Mała” zmiażdżyła jednak Ukrainkę. W kolejnych czterech setach reprezentantka Polski straciła łącznie jedynie 16 punktów. Pierwsze złoto dla Polski w grze pojedynczej stało się faktem.
Przemysław Paszowski: Co pan czuje, gdy widzi dwie Polki na podium turnieju indywidualnego Mistrzostw Europy?
Leszek Kucharski: Nastroje są znakomite. Mnie nadal towarzyszą wielkie emocje. W końcu po raz pierwszy w historii nasza reprezentantka zdobyła mistrzostwo Europy w grze pojedynczej.
Li Qian przeszła przez ten turniej jak burza. Imponowała nam zwłaszcza w końcowej fazie mistrzostw.
Ma pan rację. Li Qian grała doskonale w decydujących meczach. A to co pokazała w finale to już naprawdę klasa światowa. Te ostatnie sety zagrała genialnie. Nie dała absolutnie żadnych szans Margarycie Pesockiej. Mówiąc wprost, Li Qian po prostu zdemolowała Ukrainkę.
Gdzie pana zdaniem tkwił klucz do sukcesu „Małej”?
Przy tak wyrównanej stawce bardzo dużo zależy od dyspozycji w danym czasie. Widzimy po przebiegu tych mistrzostw, że Li Qian doskonale trafiła z formą. Drugim równie istotnym czynnikiem jest też oczywiście drabinka turniejowa. Zwłaszcza że Li Qian gra defensywnie przez co w tym wypadku dużo zależy od tego na jaką rywalkę trafi.
Większym zaskoczeniem jest dla pana złoty medal Li Qian czy brązowy Katarzyny Grzybowskiej-Franc? Chyba się pan zgodzi, że Kasia była absolutną rewelacją turnieju.
Zdecydowanie tak. To nie ulega wątpliwości. Tak jak po Li Qian mogliśmy się spodziewać dobrego wyniku, tak medal Katarzyny Grzybowskiej-Franc to spora sensacja. Kasia znakomicie radziła sobie w tych mistrzostwach. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że polski półfinał był przedwczesnym finałem. Uważam, że gdyby Kasia Grzybowska-Franc awansowała do finału to również miałaby dużą szansę sięgnąć po złoto.
Nie ma co ukrywać, że nie spodziewaliśmy się aż takich wyników. Liczyliśmy na medal, ale może bardziej w deblach. A tutaj dwa i to indywidualne. Co się stało, że poszło tak dobrze?
To jest bardziej pytanie do trenerów niż do mnie. Ja w tym momencie nie jestem związany z kadrą. Nie znam cyklów treningowych zawodników żeby móc to tak wnikliwie przeanalizować. Mogę tylko się cieszyć z tego, że tak potoczyły się te mistrzostwa.
Czy te wyniki są wynikami do jakich powinnyśmy się przyzwyczajać czy są jednak ponad stan?
Trudne pytanie. W europejskim tenisie stołowym grupa poziom jest tak wyrównany, że powtórzenie sukcesu świadczy o ścisłej przynależności do czołówki. Li Qian tutaj to potwierdziła. Pamiętajmy przecież, że przed siedmioma laty w Trójmieście wywalczyła brązowy medal. Pokazuje więc, że cały czas trzyma wysoki poziom. Kasia cały czasie się kręciła w granicach ścisłej czołówki, a teraz udało jej się to wreszcie zaznaczyć.
Rozczarował pana Jakub Dyjas? Po nim spodziewaliśmy się więcej.
Wynik Kuby Dyjasa jest potwierdzeniem tego wyrównanego poziomu, o którym mówiłem. Dwa lata temu Kuba wywalczył brązowy medal, teraz odpadł w I rundzie. Ale to jest znakomity zawodnik. Po prostu nie jest łatwo powtarzać takie znakomite rezultaty, gdy konkurencja jest tak silna. Na pewno Kubie trzeba dać jeszcze czas. To bardzo młody zawodnik, który potrzebuje zbierać jeszcze więcej doświadczenia.
Polska zorganizuje Mistrzostwa Europy w 2020 roku. Czy sytuacja naszego tenisa stołowego będzie wówczas lepsza?
Jestem przekonany, że w przypadku mężczyzn to na pewno tak. Obecnie mamy jeden z najmłodszych zespołów. Oni mogą iść tylko do góry. Nie wiem co by się musiało stać, żeby było inaczej. W przypadku kobiet sytuacja jest bardziej problematyczna. Przede wszystkim liderki naszej kadry są starsze. A po drugie dziewczyny same sobie powiesiły teraz bardzo wysoko poprzeczkę. Po takich wynikach jak te w Alicante łatwo będzie o niedosyt.
Leszek Kucharski. Jeden z najlepszych polskich tenisistów stołowych w historii. Na swoim koncie ma sześć medali wywalczonych na Mistrzostwach Świata i Europy. Multimedalista mistrzostw Polski. Dwukrotny olimpijczyk. Przez lata występował w grze podwójnej wraz z Andrzejem Grubbą. Obecnie prowadzi Pingpongową Akademię Leszka Kucharskiego.
Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.