Lewandowski i spółka polecieli do Rygi tylko po to, aby wygrać. Taki był plan i na szczęście został zrealizowany. Bo dobrze pamiętamy, jak wyglądała gra naszych piłkarzy w dwóch poprzednich spotkaniach. Wszyscy martwili się przed meczem o taktykę, ponieważ Brzęczek postawił na 4-5-1, a nie na 4-4-2. Do tego w pierwszej jedenastce wybiegł Sebastian Szymański. Jednak czwartkowe wybory trenera okazały się słuszne. Przynajmniej wystarczyły one na Łotwę.
Spotkanie można opisać w następujący sposób: 9. i 13. minuta meczu. Wtedy właśnie wpadły gole zdobyte przez Roberta Lewandowskiego, który w tym sezonie nie potrafi przestać zdobywać bramek. Jednak co ważniejsze, w obu sytuacjach udział wziął młody Szymański. Najpierw asystował, a następnie odciągnął uwagę obrońców przy dośrodkowaniu Grosickiego. Oby to nie był tylko jednorazowy wystrzał tego utalentowanego piłkarza.
Przez kolejne części meczu Polska grała spokojnie. Może nie była to najlepsza piłka, ale też biało-czerwoni nie musieli pokazywać czegoś nadzwyczajnego. Łotysze nie potrafili stworzyć żadnego poważnego zagrożenia. Można wręcz uznać, iż Wojciech Szczęsny zmarzł w swoim polu karnym. W 76. minucie Lewandowski dosyć przypadkowo zakończył dzieła zniszczenia, zdobywając tym samym hat tricka.
Polska wygrała ostatecznie i dalej znajduje się na 1. miejscu w grupie G. Swoje pojedynki wygrały dzisiaj Austria i Macedonia Północna – obie ekipy zajmują kolejno 2. i 3. pozycję. W niedzielę Brzęczek i jego ekipa zmierzą się w Warszawie z Macedonią.