Leszek Krowicki objął kadrę w lipcu 2016 roku. Zastąpił powszechnie cenionego Duńczyka Kima Rasmussena, który dwukrotnie doprowadził reprezentację do czwartego miejsca na mistrzostwach świata. Nie udało mu się jednak wywalczyć kwalifikacji na Igrzyska do Rio de Janeiro.
Z nowym selekcjonerem podpisano czteroletni kontrakt. Celem numer jeden było zbudowanie drużyny i wywalczenie z nią awansu na Igrzyska Olimpijskie do Tokio. To się jednak nie udało. Kadra prowadzona przez Leszka Krowickiego nie zakwalifikowała się też na tegoroczne mistrzostwa świata. Na domiar złego, biało-czerwone fatalne występy zanotowały też na trzech innych imprezach. Do tego doszła nie najlepsza atmosfera w szatni.
„Umówiliśmy się na realizację konkretnych celów sportowych – w tym awans na Igrzyska Olimpijskie 2020. To się nie udało. Rozczarował poziom gry, miejsca i wyniki zdobyte na imprezach głównych. Niestety dalsza współpraca z trenerem Leszkiem Krowickim nie jest możliwa. Szanujemy jego dorobek i wiedzę. Dziękujemy za pracę z reprezentacją Polski. W sporcie najważniejsze są efekty i wynik. A tych nie ma” – powiedział Andrzej Kraśnicki, prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce.
Zwolnienie selekcjonera bardzo poważnie odbije się jednak na budżecie federacji. Leszek Krowicki miał bowiem zapis w umowie, że będzie otrzymywał wypłatę do końca obowiązywania kontraktu, czyli 31 sierpnia 2020 roku. Według informacji TVP Sport, pensja szkoleniowca oscyluje w okolicach 10 tysięcy euro.
„Trener dostał możliwość odejścia za porozumieniem stron i honorowego pożegnania się, ale nie przyjął tej propozycji” – skomentował Andrzej Kraśnicki, cytowany przez oficjalną stronę związku.
Fakt, że Leszek Krowicki nie zgodził się na rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, stawia w trudnej sytuacji związek. Z tak nadszarpniętym budżetem trudno będzie pokusić się o dobrego zagranicznego trenera, a właśnie to planowała centrala.