Stawką walki był nie tylko finał WBSS, ale również pas mistrza świata wagi junior ciężkiej federacji WBO. Początkowo Krzysztof Głowacki i Mairis Briedis mieli też walczyć o wakujący tytuł WBC, ale niespodziewanie w ostatniej chwili federacja wycofała się z tego pomysłu.
Pierwsza runda miała bardzo spokojny przebieg. Skandaliczne zachowania zaczęły pojawiać się w drugiej rundzie. Krzysztof Głowacki otrzymał od Łotysza cios łokciem w twarz. W rezultacie Polak przez chwilę leżał na ringu. Briedis otrzymał ostrzeżenie, choć wielu już w tym momencie domagało się dla niego dyskwalifikacji. Polak wstał, ale później leżał na deskach. Problem w tym, że ciosy otrzymywał już po gongu kończącym rundę. Jak się okazało 74-letni sędzia Robert Byrd nie słyszał gongu. Słyszał go za to – co przyznał z uśmiechem na twarzy – Briedis. Łotysz nie widział też niczego złego w swoim zachowaniu. W trzeciej rundzie nasz bokser był już cieniem samego siebie. Dostał mocny cios i upadł na deski. Sędzia zakończył pojedynek.
Polski obóz złożył oficjalny protest w sprawie przebiegu walki. Jak uargumentowano, podczas starcia doszło do licznych naruszeń przepisów. Nie wiadomo jednak, czy protest przyniesie jakikolwiek efekt.