Sebastian Zamarski: Gdy rozmawiamy zegary wskazują godzinę 9:00. Opowiedz jak wygląda poranek według Kingi Kołosińskiej?
Kinga Kołosińska: Poranek wygląda u mnie tak jak u każdego sportowca i jest zależny od godziny rozpoczęcia treningu. Po przebudzeniu wykonuję krótki zestaw ćwiczeń, który zajmuje mi maksymalnie 10 minut. Po ćwiczeniach idę na śniadanie. Następnie wykorzystując chwilę wolnego czasu odpoczywam i przygotowuję się do wyjścia na trening. Tak właśnie wygląda moja pierwsza część dnia i jest ona podporządkowana przede wszystkim siatkówce.
Czyli obecnie Twój poranek jest mocno związany z rytuałem, który wypracowałaś przez lata treningów. A gdyby był on uzależniony od twojej osobowości?
Wcześniej miałam tak, że spałam dłużej. Jednak w trakcie sezonu poranne wstawanie jest już dla mnie naturalne i czuję się z tym dobrze. Chyba coś mi się zmieniło na starość (śmiech). W wyjątkowych sytuacjach kiedy jestem bardzo zmęczona, to nie daję rady wstawać tak wcześnie. Poza sezonem godzina 07:30 jest dla mnie optymalna.
Jak mówią: „Ludzie sukcesu wstają wcześnie rano”. Poruszmy teraz temat dyscypliny jaką jest siatkówka plażowa. W Polsce ta odmiana pomimo dużej promocji w ciągu ostatnich lat oraz m.in. Twoich sukcesów na arenie międzynarodowej wciąż stoi w cieniu jej starszej siostry siatkówki halowej. Nie wszyscy zawodnicy mówiąc kolokwialnie są w stanie z tego „wyżyć”. Pamiętasz może ten moment kiedy Ty przeszłaś na pełen etat bycia sportowcem?
Hmm… Tak naprawdę utrzymywałam się z tego już na samym początku. Pomagały mi w tym stypendia, które otrzymywałam za pierwsze zdobyte tytuły w Polsce. Miałam wtedy około 19 lat. Fakt faktem nie płaciłam wtedy za mieszkanie czy jedzenie, ale miałam już pieniądze dla siebie. Z roku na rok było coraz łatwiej dzięki stale rosnącym wynikom na arenie międzynarodowej. Myślę, że już po liceum byłabym w stanie się utrzymać.
Nie każdy może liczyć na takie wsparcie finansowe. Uważasz, że te stypendia szczególnie na początku ci pomogły?
Na pewno tak. Pomoc finansową otrzymywałam z miasta Lublina (rodzinnego miasta Kingi – przyp. red.) oraz Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Nie miałam na co narzekać. Byłam młodą zawodniczką, która dopiero rozpoczynała poważną karierę sportową. W chwili obecnej w siatkówce plażowej jak się wygrywa to te pieniądze też są na wysokim poziomie. Myślę, że w porównaniu do innych dyscyplin sportowych mamy się bardzo dobrze.
„Bardzo dobrze”, ale zawsze mogłoby być „lepiej”…
Oczywiście (śmiech). Na pewno nie możemy się porównywać na przykład do tenisa ziemnego albo piłki nożnej, ale jesteśmy w dobrej sytuacji.
To również zasługa tego, że siatkówka plażowa jest efektowna. Widać to na trybunach nawet podczas turniejów rangi ogólnopolskiej.
Tak, to prawda. Sama gra jest widowiskowa i potrzebuje jeszcze więcej promocji, aby zachęcić ludzi do oglądania i wspierania nas swoim dopingiem. W innych krajach dużo lepiej wykorzystują jej potencjał marketingowy, na przykład w Niemczech na każdym meczu są pełne trybuny. Łatwiej także zawodnikom jest znaleźć sponsorów, bo są bardziej rozpoznawalni. Da się to zrobić, tylko musimy to umiejętnie wykorzystać. Największy „boom” zaczął się od sukcesów Grzegorza Fijałka i Mariusza Prudla. Dopiero od tego momentu siatkówka plażowa zaczęła być rozpoznawalna na szerszą skalę. Dzięki temu z roku na rok jej popularność stale rośnie.
„Na ten moment wiem, ze chcę kontynuować karierę sportową przez najbliższe kilka lat”
Czy Twoim zdaniem to niepełne wykorzystywanie potencjału to wina marketingu czy sposobu zarządzania?
Myślę, że chodzi o kwestię marketingową pod kątem znajdowania sponsorów dla poszczególnych par. Nie mamy takich stricte menadżerów, którzy mogliby nam pomóc. Inną rolę ma menadżer przy siatkówce halowej, gdzie znajduje tylko klub, w którym jego zawodniczka chce grać. Tutaj potrzebna byłaby osoba do rozmów z partnerami biznesowymi, chcącymi wspierać nas finansowo.
Trenerzy w trakcie pracy z zawodniczkami podkreślają by skupiły maksimum swojej uwagi na najbliższym treningu, meczu, turnieju. Wdrażają tak metodę „step-by-step”, żeby nie rozpraszały swoich myśli wokół innych tematów. Ale przecież jesteście ludźmi. Wasze życie nie składa się jedynie z treningów, meczów i turniejów. Czy zdarza Ci się rozmyślać o tym co będziesz robić za 5, 10 lat? Czy starasz się podążać za maksymą „carpe diem”? Czy masz już określony plan na przyszłość?
Coraz częściej się nad tym zastanawiam, jednak nadal nie jestem w stanie dokładnie określić czy będę robiła „to” czy „to”. Na ten moment wiem, że chcę kontynuować karierę sportową przez najbliższe kilka lat i jest to mój główny cel. Robię zatem to co trenerzy mi mówią, czyli skupiam się na treningach i staram się nie rozpraszać innymi rzeczami. Wiem jednak, że koniec tej kariery już się zbliża i będę musiała określić drogę jaką będę w życiu podążać. Na pewno będzie to droga związana ze sportem. Zajmuję się tym już tyle lat, na tym się znam najlepiej.
Wracając do siatkówki plażowej, pomimo iż technicznie jest trudna do opanowania, to jednak wiele osób bardzo chętnie angażuje się w grę nawet w trakcie letniego wypoczynku.
Na wakacjach ludzie bardzo chętnie grają w plażówkę. Wystarczy słońce, piłka, siatka… Ja też to widzę będąc na urlopie.
Czytałem w jednym z wywiadów, że poza treningami i meczami nie lubisz grać rekreacyjnie.
Nie, gdyż jest to moja praca. Musiałabym mieć bardzo długą przerwę w treningach, bym mogła przyjść z kimś poodbijać i jednocześnie czerpać z tego przyjemność. Niezależnie, czy jest to ktoś nieznajomy, znajomy czy ktoś z rodziny. Patrzę na to zupełnie inaczej.
To tak jakby pracownik restauracji McDonald’s miał jeść tamtejszego hamburgera?
Właśnie tak to zazwyczaj tłumaczę gdy ktoś o to pyta (śmiech).
Teraz z zupełnie innej beczki. Od niedawna masz nową rolę. Jak spełniasz się w roli cioci?
(śmiech) Do tej pory tylko kilka razy widziałam bobaska, więc na razie nie mogę odpowiedzieć. Natomiast już w listopadzie zaczynam okres przygotowawczy w Spale. Będę tam trenować przez dwa miesiące i na pewno będę miała więcej okazji do spotykania się z bobaskiem i spełniania się w roli cioci.
Mówiąc o „bobasie” mówisz oczywiście…?
…o bobasie Moniki (Brzostek – przyp. red.)
„Monika(…)również jest najbliższą mi osobą – przyjaciółką – z którą wracam do wspólnych treningów”
Czy to jest pewien rodzaj przygotowania do roli bycia mamą? To Twoje marzenie?
Na razie jeszcze nie jest to marzeniem, ale coraz częściej o tym myślę. Jestem już w takim wieku (27 lat – przyp. red.), że „powinnam” albo „jest to najlepszy moment, żeby mieć dzieci”. Wiem natomiast, że teraz kolejnym etapem są już kwalifikacje do Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Wobec tego zważywszy na kwestię zawodową nie za bardzo jestem w stanie to zrobić. Poczekam cierpliwie, a później… Zobaczymy co się wydarzy.
Wspomniałaś już wcześniej o Monice. Gdy rozmawiałem z osobami sympatyzującymi z siatkówką i wypowiadałem nazwisko „Kołosińska”, to za chwilę dopowiadali nazwisko „Brzostek”. Kim zatem jest dla Ciebie Monika?
Przede wszystkim partnerką z boiska. Była nią przez kilka czy kilkanaście lat… Sama nie wiem nawet ile, bo i ja i Monika zawsze mamy problem, żeby trafnie określić jak długo razem gramy. Przez to ile spędzałyśmy i spędzamy tego czasu wspólnie również jest najbliższą mi osobą – przyjaciółką – z którą wracam do wspólnych treningów. Spędzałyśmy ze sobą blisko 300 dni w roku. Tak jak się spędza czas w rodzinie, tak my byłyśmy w podobnych relacjach przez te około 7 lat. Miałyśmy teraz roczną przerwę, całkowicie inaczej musiałam się zachowywać na boisku, ponieważ miałam do spełnienia inną rolę. Wszystko było dla mnie czymś nowym, pewnego rodzaju eksperymentem. Ale gdy teraz wiem, że Monia wraca do gry ze mną w parze to bardzo się z tego cieszę. Możemy kreować wspólną wizję na następne lata.
Z Moniką nauczyłyście się grać ze sobą „na pamięć”. Co takiego zmieniło się w Twojej grze i jaką rolę przejęłaś na boisku pierw po rozpoczęciu współpracy z Jagodą Gruszczyńską, a później z Kasią Kociołek?
Przez to, że byłam bardziej doświadczona, musiałam im więcej pomagać i tłumaczyć co się dzieje na boisku. Z Monią było to dla mnie coś normalnego, znałyśmy się na wylot, a dziewczyny dopiero wchodzą w tę seniorską siatkówkę i wielu rzeczy jeszcze nie dostrzegają. W związku z tym więcej im podpowiadałam pod względem taktycznym, ale także wspierałam je psychicznie. Starałam się je nieco „poluzować”, ponieważ rozumiałam jaki to był dla nich stres. Na pewno możemy być z siebie zadowolone. Jak widać moja rola była całkowicie inna, ale oceniam to in plus i to doświadczenie powinno zaprocentować w przyszłości.
Mówiąc krótko – zmiany wyszły Ci na dobre?
Myślę, że tak. Na pewno nauczyłam się dużo przez ten rok i rozwinęłam się jako siatkarka.
Wiemy już o tym co robisz gdy wstajesz z łóżka, jak wygląda Twój czas zarezerwowany na siatkówkę. A co robisz w czasie wolnym? Jesteś duszą towarzystwa, spędzasz czas z rodziną czy wolisz jednak poświęcić czas na rozwijaniu swoich zainteresowań?
Mam bardzo mało tego „wolnego czasu”. Nie jestem duszą towarzystwa, wolę przebywać w zaciszu swojego domu. Czasami też bywa tak, że potrzebuję spędzić czas z przyjaciółmi czy znajomymi, czyli ogólnie mówiąc „wyjść do ludzi”. Oprócz tego próbuję ten czas wykorzystać na spotkania z rodziną – głównie z moimi rodzicami w Lublinie, skąd pochodzę. Zdarza się to niestety bardzo rzadko, zwykle kilka razy do roku. Raz na jakiś czas staram się spotkać z moją siostrą, która mieszka na Malcie. Cieszę się bardzo, że udało się tam pojechać w czasie urlopu i połączyć odpoczynek z zacieśnianiem rodzinnych relacji. To jest dla mnie najlepsze „combo” (śmiech).
„Moi rodzice nigdy mi niczego nie zabraniali(…)i to również dzięki nim jestem w tym miejscu, w którym jestem”
Jesteś w stanie określić Twoje relacje rodzinne i ich wpływ na rozwój twojej pasji jaką jest siatkówka?
Moi rodzice nigdy mi niczego nie zabraniali, nie mówili nic w stylu: „To jest zły wybór”, „Nie idź w tą siatkówkę, bo nie wiadomo co to jest”, „Nie będzie z tego pieniędzy”. Od zawsze mnie wspierali i to również dzięki nim jestem w tym miejscu, w którym jestem. Nie oponowali również w sytuacji kiedy zmieniałam siatkówkę halową na plażową, pomimo iż wiązało się to – jak już wcześniej wspomniałam – z pewnym ryzykiem. Co by się nie działo wiem, że mam w nich duże wsparcie.
I chciałabyś przekazać tą postawę swojemu dziecku?
Zdecydowanie tak.
A co robisz w trakcie przebywania w zaciszu swojego domu?
Standardowo – czytam książki, słucham muzyki, oglądam seriale w TV. Lubuję się także w robieniu „ładnych zdjęć”, znaczy jeszcze tego nie potrafię, ale lubię „ładne zdjęcia”, lubię fotografię… Zawsze chciałam się tego nauczyć, więc to będzie następny kurs, na który się wybiorę.
Jakie książki najbardziej lubisz czytać?
Czytam dużo książek związanych ze sportem – biografie, autobiografie. Dla odmiany sięgam również po lekkie kryminały, które zawierają wiele wątków i zagadek. To lubię!
Wspomniany przez Ciebie gatunek literacki często spowity jest mrokiem. Jak i w życiu człowieka, jego osobowość zawiera w sobie „światło” (zaletę, aspekt siły), jak i „cień” (wadę, aspekt słabości). Opowiedz proszę w jakich momentach Twoje „światło” świeci najjaśniej, a w jakich „cień” rzuca największy mrok? Podaj przykład.
Hmm… Trudne pytanie… Pierwsze co przychodzi mi do głowy to to, że jestem uparta. Mogę powiedzieć, że z jednej strony jest to moja zaleta, szczególnie gdy dążę do osiągnięcia założonego celu. Czasami jednak przez to, że jestem uparta, nie pozwalam sobie na przyjmowanie feedbacku (czyt. Informacji zwrotnej), który mógłby mi pomóc. Widzę to jako plus i jako minus w moim charakterze.
Od kiedy rozpoczęłaś współpracę z psychologiem sportu?
Tak regularnie od początku sezonu 2016/2017. I jest pewne, że będę mogła korzystać z jego pomocy w następnych latach.
Gdyby pomoc psychologa była dla Ciebie dostępna kilka lat wstecz, czy miałabyś szansę osiągnąć większe sukcesy sportowe?
Na pewno ta pomoc pomogłaby mi dojść do pewnych wniosków dużo szybciej. Każda z nas na boisku ma mnóstwo myśli i problemów, których nie jest w stanie rozwiązać. Teraz pani psycholog pomaga nam to zrobić. Faktycznie gdyby pojawiła się wcześniej, będąc młodsza dostrzegłabym wtedy problemy, które widzę dzisiaj.
„Duża w tym rola trenera, który zamiast tylko stać nad zawodnikami i poganiać przysłowiowym batem, powinien ich również zrozumieć”
Czy elementy treningu mentalnego powinny być podstawą w szkoleniu młodzieży?
Myślę, że tak. W szczególności jest to związane z naszą narodową mentalnością, która w większym stopniu nie pomaga w uprawianiu sportu. Nazywając to ogólnie, większość zawodników nie wierzy we własne możliwości, postrzegają siebie jako słabszych niż są w rzeczywistości i przez to nie są w stanie być na poziomie zwycięzcy. Tego podejścia nabywamy z faktu bycia Polakiem. Cały czas nam coś nie pasuje, marudzimy, zrzędzimy… W kółko powtarzamy, że jesteśmy tacy i tacy. Uważam, że podejścia do uprawiania sportu jak i do życia powinniśmy się uczyć od Amerykanów. Wiadomo, że jest ono nieco przejaskrawione, że wszystko jest „cool”, „ok”, to można by przynajmniej zaczerpnąć odrobinę z pozytywnego nastawienia do świata i pewności siebie od samego początku. Duża w tym rola trenera, który zamiast tylko stać nad zawodnikami i poganiać przysłowiowym batem, powinien ich również zrozumieć. To na pewno mogłoby nam tylko pomóc.
„Nigdy się nie poddawaj! – to przekłada się na moje podejście nie tylko na boisku, ale i w życiu”
Wypunktowałaś tu jedną z najczęściej spotykanych przypadłości naszej nacji. Jako kontrę jesteś w stanie wskazać silną, pozytywną cechę drzemiącą w Polakach, z którą i Ty się utożsamiasz?
„Nigdy się nie poddawaj!” – to przekłada się na moje podejście nie tylko na boisku, ale i w życiu. Co by się nie działo, my Polacy, będziemy walczyć do końca.
Pozostańmy przy młodzieży. W tym roku zostałaś zaproszona jako Ambasador do akcji #programSKS. Co skłoniło cię do udziału w tej akcji? Jaki był tego cel?
Firma PKN Orlen S.A. – nasz główny sponsor – zgłosił się do mnie i zapytał czy chcę zostać Ambasadorem #programSKS. Bardzo często biorę udział w spotkaniach z młodzieżą i dziećmi w szkołach, w prowadzeniu dla nich treningów. Robię to już od trzech lat i bardzo się cieszę kiedy mogę się z nimi zobaczyć. Dzieci są bardzo chętne i pozytywnie nastawione. Jeśli będą one w przyszłości trenować tak jak ja to teraz obserwuję, to będziemy mieć już niedługo przyszłych mistrzów! Najważniejszym celem dla mnie jest szerzenie aktywności fizycznej wśród wszystkich dzieci, niezależnie od tego, czy będą chciały wiązać swoją przyszłość ze sportem, czy też nie. Ta aktywność może takiemu dziecku tylko i wyłącznie pomóc, na pewno nie zaszkodzić.
Takie spotkania z młodzieżą dają Ci „kopa”? Postrzegasz to jako ten pozytywny efekt pracy sportowca, która jest wymagająca i pełna wyrzeczeń?
Zdecydowanie! Zawsze jestem pozytywnie naładowana tą energią od dzieciaków po tych spotkaniach. Bardzo się cieszę kiedy mogę się z nimi spotykać, porozmawiać i zobaczyć ich zaangażowanie oraz ciekawość świata. Chętnie pytają o różne rzeczy, czasami zabawne, czasami praktyczne.
Zbliżając się ku końcowi naszej rozmowy, spróbujmy wspólnie ją podsumować. Pierwsza myśl jaka mi się nasunęła to ta, że sportowiec jest przede wszystkim człowiekiem. Ma obowiązki, z których musi i chce się wywiązywać…
…ma też rodzinę, z którą chce się jak najczęściej spotykać, choć nie ma tego czasu zbyt wiele. Dzięki temu, że jestem sportowcem mogę pomagać młodym ludziom, szerzyć wśród nich aktywność fizyczną. To, że mogę coś od siebie dać przyszłemu pokoleniu jest dla mnie tym dużym plusem.
Co chciałabyś przekazać młodym adeptom piłki siatkowej? Co byś mogła doradzić jako Coach Kinia?
Coach Kinia radzi: „Nigdy się nie poddawajcie! Początki zawsze są trudne, jeszcze wiele razy zdarzy Wam się upaść, jeszcze wiele razy zdarzy się, że coś Wam nie wyjdzie. Ale właśnie dlatego musicie być wytrwali i jeżeli chcecie osiągnąć cel, to go osiągniecie! Musicie w to bardzo mocno wierzyć! Ja jestem tego przykładem”.