Magazyn Sportowiec – wywiady, analizy, komentarze sportowe

Kinga Wojtasik i Kasia Kociołek napisały historię, teraz czas stworzyć kolejną. „Celem jest start na Igrzyskach”

Kinga Wojtasik i Katarzyna Kociołek po zakończeniu finałowego meczu

Przemysław Paszowski: Jak to jest przejść do historii? Pytam, bo osiągnęłyście historyczny sukces dla polskiej plażówki.                                                                                                                                                 Kinga Wojtasik: Dopiero po meczu ktoś nam powiedział, że to najwyższe miejsce polskiej pary na mistrzostwach Europy. To oczywiście cieszy, ale jest to dla nas jednak rzecz drugorzędna. Jesteśmy przede wszystkim szczęśliwe z tego w jaki sposób się zaprezentowałyśmy i że doszłyśmy tak daleko. Na pisanie historii przyjdzie jeszcze czas.

Jak rozumiem, chcecie wejść do historii z jeszcze większym przytupem. Dobra okazja będzie ku temu za rok w Tokio (śmiech).

(śmiech) Wiadomo! To marzenie chyba każdego sportowca. Ale na razie naszym największym celem jest zakwalifikowanie się na te Igrzyska.

Jak podchodzicie do tego srebra? Jest wielka radość czy czuć jednak nutkę rozczarowania? To złoto było bardzo blisko.

Od razu po meczu byłyśmy smutne. Wiedziałyśmy jednak, że miałyśmy swoje szanse. Żałowałyśmy, że to nie my wygrałyśmy. Ale ten niedosyt minął po kilkunastu minutach. Zrozumiałyśmy jak wielki jest to dla nas sukces. W końcu niecodziennie zdobywa się medale na takich imprezach.

Co twoim zdaniem zaważyło na tym, że to złoto uciekło? Zmęczenie dało o sobie znać?

Byłyśmy zmęczone, ale na pewno nie była to główna przyczyna. Spotkanie było bardzo wyrównane. Raz szala przechylała się na naszą korzyść, a raz na korzyść rywalek. Z perspektywy czasu myślę, że decydujące było kilka piłek w pierwszym secie. Dziewczyny zagrały wtedy dwa asy. Wierzę jednak, że jeszcze je kiedyś dopadniemy (śmiech).

Słaby występ na mistrzostwach świata was jakoś dodatkowo zmotywował?

Po części tak. Miałyśmy słaby początek sezonu. On nie wyglądał tak, jak to sobie założyłyśmy. Po mistrzostwach świata postanowiłyśmy to wszystko zostawić z tyłu. Chciałyśmy zacząć wszystko na nowo. Jadąc na mistrzostwa Europy nie miałyśmy większych oczekiwań. Naszym celem była po prostu dobra gra. Poczułyśmy większy luz na piasku. Sądzę, że takie podejście przyczyniło się do sukcesu.

Trzeba też podkreślić, że to srebro wywalczyłyście, mimo że Kasia Kociołek grała z kontuzją. Widać, że w walce o Igrzyska wszystkie ręce na pokład, nawet te nie do końca sprawne.

Zgadza się. To było z jej strony duże poświęcenie. Kontuzja Kasi ciągnie się przez cały sezon. Nie miałyśmy jednak innej opcji jak grać, bo przed nami była najważniejsza faza sezonu. Kasia z pomocą sztabu robiła wszystko, żeby stan tej ręki się nie pogarszał. Na szczęście – mimo dużej ilości turniejów – ręka współpracowała. A jak widać nawet zdołałyśmy się pokusić o medal.

Podczas tych mistrzostw pracowałyście już z Damianem Wojtasikiem. Skąd taka nagła zmiana?

Po mistrzostwach świata rozstałyśmy się z trenerem Srdjanem Veckovem. Zdecydowałyśmy się na taki krok, ponieważ nie było wyników, a miałyśmy poczucie, że możemy grać lepiej. To dla sportowca zawsze bardzo niekomfortowa sytuacja. Naszym nowym opiekunem został Damian i jak te wyniki drgnęły. Doszłyśmy nawet do finału mistrzostw Europy. Wydaje się więc, że ta zmiana wyszła nam na dobre.

Katarzyna Kociołek i Kinga Wojtasik z medalami /fot. fanpage Kingi Wojtasik/

To rozstanie przebiegło w pokojowej atmosferze czy iskry leciały?

Myślę, że nie było większych spięć. Trener był w Moskwie i nam kibicował. Sądzę, że cieszy się z naszego sukcesu.

Damian Wojtasik jako trener to opcja stała czy tymczasowa?

Na pewno będzie z nami pracował do końca roku. Myślę jednak, że pozostanie naszym trenerem również do końca kwalifikacji olimpijskich.

Nie jest tajemnicą, że Damian Wojtasik to prywatnie twój mąż.

Nie da się ukryć (śmiech).

Jak więc oddzielić życie prywatne od zawodowego?

To trudne pytanie, bo w takim układzie pracujemy dopiero miesiąc. W tym czasie głównie grałyśmy, więc mieliśmy mało treningów. Myślę, że będziemy mądrzejsi po jakimś czasie. Wiadomo, że ta sytuacja nie jest łatwa, ale mamy wspólny cel, jakim są Igrzyska. Mam nadzieję, że ta współpraca będzie szła w dobrym kierunku i się nie pozabijamy (śmiech).

W domu rozmawiacie o siatkówce plażowej czy starcie się unikać tego tematu?

Staramy się unikać. Do tej pory nam to wychodziło i mam nadzieję, że tak zostanie. Co prawda, czasem łapiemy się na tym, że pojawia się temat siatkówki plażowej, ale wtedy mówimy „chwila, chwila, mieliśmy o tym nie mówić w domu”.

Ten sukces na mistrzostwach Europy to nie tylko medal, ale również sporo punktów do rankingu olimpijskiego.

No tak. To ogromny plus tego sukcesu. Można powiedzieć, że dzięki temu srebru wyrównałyśmy się z parami, które lepiej zaprezentowały się na mistrzostwach świata. Przed nami jeszcze kilka turniejów. W tym roku zagramy jeszcze dwa-trzy razy, a w przyszłym około ośmiu. Będziemy próbować poprawiać nasze lokaty i przesuwać się w rankingu.

Walka o Tokio będzie bardzo trudna. Jak postrzegacie swoje szanse?

W cyklu olimpijskim poziom jest bardzo wyrównany. Każdy może wygrać z każdym. Z całą pewnością do końca będzie ostra walka. My nie zamierzamy odpuszczać!

Srebro utwierdziło was w przekonaniu, że dacie radę?

Na pewno dodało nam skrzydeł i pokazało, że stać nas na wiele.


Kinga Wojtasik (znana pod nazwiskiem Kołosińska). Siatkarka plażowa. Obecnie występuje w parze z Katarzyną Kociołek, a wcześniej Moniką Brzostek. Wicemistrzyni Europy z 2019 roku i brązowa medalistka z 2015 roku. Olimpijka z Rio de Janeiro.