Szymon Kastelik: Niedawno zajął pan trzecie miejsce podczas Grand Prix w Hadze, tydzień wcześniej zdobył pan brązowy medal Młodzieżowych Mistrzostw Europy. Ma pan świetną końcówkę sezonu. Skąd taka forma?
Rafał Kozłowski: Ostatni okres to największy progres w całej mojej szesnastoletniej karierze. Ta sportowa forma z pewnością nie bierze się bez przyczyny. Od lipca reprezentuję KS AZS AWF Wrocław i zdecydowanie była to odpowiednia zmiana. Ukierunkowała mnie na konkretne szczegóły w moim stylu walki i jak można zauważyć to rozwiązanie przyniosło efekty. Generalnie bardzo dobrze współpracuje mi się z trenerami klubowymi Wiesławem Błachem i Pawłem Koryckim. We wspomnianych wynikach naturalnie istotne znaczenie mieli również trenerzy kadry narodowej: Zbigniew Pacholczyk i Paweł Zagrodnik, którzy umożliwili i pokierowali całościowymi przygotowaniami do Mistrzostw Europy, a także zdecydowali o stworzeniu dla mnie szansy startowej podczas Grand Prix w Hadze.
Brązowy medal Młodzieżowych Mistrzostw Europy to dużo czy mało dla Pana?
Wystarczająco. Od 2011 roku bez przerwy znajdowałem się w czołówce Polski w grupach młodzieżowych. Można powiedzieć, że przez te wszystkie lata byłem w pogoni za medalem z międzynarodowej imprezy mistrzowskiej. Do tej pory zawsze czegoś mi brakowało, upraszczając, powiedzmy, że szczęścia. Tym samym brązowy medal Młodzieżowych Mistrzostw Europy jest dla mnie spełnieniem marzenia towarzyszącego mi od dawna.
Na co trzeba zwracać szczególną uwagę, aby być przygotowanym do stoczenia pięciu pojedynków w jeden dzień?
Na wszystko. Tak naprawdę mam nikłe pojęcie o planowaniu cyklu treningowego. Dobrze mi z tym, że nie muszę analizować każdego aspektu przygotowań i pomagają mi w tym odpowiednie osoby. Myślę, że wymienieni wcześniej z imienia i nazwiska trenerzy mieliby dużo do powiedzenia na ten temat, ewentualnie możemy do tego grona dodać Grzegorza Widuna, który choć z judo miał niewiele wspólnego, to zrewolucjonizował moje podejście do treningu i na co dzień zdaję się na niego zupełnie w kwestii przygotowania motorycznego. Jako zawodnik muszę mądrze planować siły, nie używać jej niepotrzebnie, a już perfekcją w tym jest podążanie zgodnie z zasadą „ustąp aby zwyciężyć”. Jeżeli pozwolisz sobie na uchwyt przeciwnika, to zawsze ty się szybciej zmęczysz niż on sam. Jaki to ma wpływ na wynik pojedynku chyba nie muszę tłumaczyć.
W tym roku zdobył pan również akademickie Mistrzostwo Europy. Zatem może pan mówić o udanym sezonie?
Po tym co powiedziałem na początku naszej rozmowy można spokojnie wywnioskować, że był udany. Od siebie dodam, że do tej pory najlepszy był rok 2015, w którym zostałem wicemistrzem Polski w kategorii juniorów i seniorów, a także wywalczyłem siódme miejsce na juniorskich Mistrzostwach Świata. Ale obecny rok jest po prostu bezkonkurencyjny.
Który z tych dwóch mistrzowskich turniejów był trudniejszy?
Młodzieżowe Mistrzostwa Europy bez porównania były trudniejsze. Przyjemnie było zostać Akademickim Mistrzem Europy, natomiast ten turniej nie ma aż takiego przełożenia na światowe judo. To znaczy na próżno w nim szukać chociażby uczestników Igrzysk Olimpijskich. Na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy pojawił się na przykład siódmy zawodnik poprzednich Igrzyskach Beka Gviniashvili. Odnosząc się jeszcze do turniejów rangi akademickiej. W pełni popieram ich inicjatywę i uważam, że są one potrzebne. Wiem jak ciężko jest łączyć studia wraz z treningiem na międzynarodowym poziomie, nie każdy wyróżniający się zawodnik czy zawodniczka będzie w stanie przebić się na imprezie mistrzowskiej sportowców wyczynowych.
Czy w tym sezonie były jakieś zawody, które kompletnie nie poszły po pana myśli?
Jeżeli jakieś zawody idą kompletnie nie po mojej myśli to znam tego przyczynę. W tym roku takimi był seniorski Puchar Europy w Celje w Słowenii, zakończony po drugiej walce. Pojechałem na niego bez przygotowania, wolałbym pominąć przyczyny tego zjawiska.
Analizując tegoroczne występy, co pan musi poprawić przed kolejnym sezonem?
Na pewno powinienem uczestniczyć w większej ilości akcji szkoleniowych niż dotychczas. Jeżeli chodzi o detale ufam sztabowi szkoleniowemu i naszej współpracy mającej na celu moje doskonalenie.
Jak pan godzi ze sobą treningi i wyjazdy na zawody ze studiowaniem na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu?
Jest trudno pod względem łączenia edukacji z treningiem, zwłaszcza że staram się nie ograniczać wyłącznie do obowiązkowego planu zajęć. Jeszcze trudno jeżeli chodzi o zawody czy zgrupowania, aktualnie jestem na trzecim roku studiów licencjackich. Czeka mnie napisanie pracy dyplomowej i zwiększona liczba dni wyjazdowych, także dużo jeszcze przede mną. Do tej pory podejmowane przeze mnie działania łączące obie dziedziny życia szły pomyślnie i bezproblemowo za co jestem wdzięczny kadrze naukowej oraz władzom Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.
Kierunek studiów „analityka gospodarcza” świadczy o tym, że jednak nie łączy pan dalszej przyszłości z pracą w sporcie?
Do niedawna nie łączyłem nawet sportu jeszcze z tą jej bliższą częścią. Pewne zdarzenia, oprócz oczywistych wyników sportowych, wpłynęły na zatrzymanie sytuacji i póki co sprawa jest otwarta. Jestem na tyle mocnym psychicznie zawodnikiem, że moje nastawienie do sportu nie rzutuje na walki podczas turniejów. Myślę, iż ogólna finansowa świadomość na temat sportu w Polsce jest znana, dlatego wypowiedzi takie jak moje nie są w żaden sposób zadziwiające. Oprócz kwestii finansowej dochodzi również sprawa moich wewnętrznych ambicji co do sprawdzenia się jeszcze w innym aspekcie życia niż sport wyczynowy, które nie kończą się na ukończeniu studiów.
Z Piotrem Kuczerą stanął pan na najniższym stopniu podium Młodzieżowych Mistrzostw Europy. Jak wygląda wasza wewnętrzna rywalizacja? Uczycie się od siebie nawzajem?
Krajowa rywalizacja skutecznie wpływa na podwyższenie poziomu sportowego wśród jej uczestników, co jest równoznaczne z obustronną nauką. W naszej kategorii wagowej współzawodnictwo na wysokim poziomie trwało od lat i poskutkowało to konkretnymi osiągnięciami. Oprócz mnie i Piotra Kuczery mam na myśli między innymi Patryka Ciechomskiego, Jakuba Ozimka, a także Tomasza Szczepaniaka.
Komu chciałby podziękować Rafał Kozłowski?
Z tego miejsca pozwolę sobie na wyróżnienie moich najważniejszych sponsorów, bez których wyniki byłyby nieosiągalne, czyli rodziców. Szczególnie moja mama, pomimo zerowego zaangażowania w social media, trafiła na mój wpis pełen podziękowań po Mistrzostwach Europy na Facebooku. Była zszokowana faktem, że podziękowania publiczne zachowałem dla osób korzystających z wspomnianego portalu społecznościowego, a jej dziękowałem wyłącznie personalnie. Kocham Cię mamo!