Przemysław Paszowski: Na wrześniowych mistrzostwach Europy byłeś piąty, miesiąc później na mistrzostwach świata wywalczyłeś brąz. Jest progres. Iwo Baraniewski: To prawda. Cieszę się, że tak się to potoczyło.
Co się stało przez ten krótki okres, że udało się cię wskoczyć pułap wyżej?
Wszystko siedziało w głowie. Wcześniej chciałem szybko kończyć walki. Przez to w pojedynkach o trzecie miejsce popełniałem wiele błędów. Tym razem byłem bardzo skoncentrowany. Potrafiłem wyczekać odpowiedni moment.
Czy w tak krótkim okresie da się w ogóle coś zmienić, poprawić?
Chyba jest to trudne. Można poprawić tylko pewne niuanse.
Jadąc na mistrzostwa świata w jakie miejsca celowałeś?
Wiedziałem, że jadę po medal. Zawsze wyznaczam sobie takie cele. Wolę jechać z nastawieniem, że jestem w stanie wygrywać z najlepszymi na świecie.
Nie bałeś się, że znowu będzie to piąte miejsce? W tym sezonie trochę ich miałeś.
Rzeczywiście, sporo tego było. Troszkę siedziało mi to w głowie przed walką o trzecie miejsce. Ale trwało to chwilę, później zacząłem skupiać się na przeciwniku.
Trochę musiałeś czekać na swój start. Czy trudno jest utrzymać koncentrację w sytuacji, gdy większość kolegów i koleżanek jest już po startach?
Momentami bardzo się stresowałem. Gdy oglądałem walki moich kolegów i koleżanek już nie mogłem się doczekać. Chciałem też już walczyć.
Gdy siedziałeś na trybunach i widziałeś, że Ola Kaleta wywalczyła medal, pomyślałeś sobie „teraz czas na mnie”?
Pomyślałem. Poza tym bardzo się cieszyłem, że Ola sięgnęła po ten medal.
Gdy się obudziłeś w dniu zawodów, wiedziałeś, że stać cię na wiele?
Czułem, że jestem bardzo dobrze przygotowany psychicznie i fizycznie. Myślałem cały czas o pierwszej walce.
Żałujesz trochę tego półfinału?
Trochę tak. Miałem do siebie pretensje, że nie zawalczyłem lepiej taktycznie. Ale dzisiaj łatwo to powiedzieć. Nie ukrywam, że wtedy już trochę opadłem z sił. Po prostu mnie odcięło.
Podchodząc do walki o medal dalej czułeś to zmęczenie czy adrenalina zrobiła swoje?
Po walce półfinałowej miałem dwie godziny przerwy. Mogłem się więc zregenerować. Czułem się trochę zmęczony, ale myślałem tylko i wyłącznie o walce. Byłem bardzo zdeterminowany.
Brązowy medal smakuje lepiej przez fakt, że zrewanżowałeś się Madsenowi za kilka poprzednich porażek?
Zdecydowanie. Zrewanżowałem mu się na najważniejszej imprezie roku. Lepiej przegrywać na mniejszych zawodach, ale na tym docelowym turnieju zwyciężyć.
Jaka była twoja pierwsza myśl po wywalczeniu medalu? Docierało to do ciebie?
To było niesamowite uczucie. Emocje wzięły górę. Ale nie dowierzałem co się stało. To wszystko docierało do mnie dopiero po czasie.
Ten medal jest takim miłym prezentem urodzinowym?
Rzeczywiście ten medal jest bardzo przyjemnym prezentem na dwudzieste urodziny. Na pewno prezentem wyjątkowym, bo brąz z tych mistrzostw jest moim największym sukcesem w karierze.
Co zrobić aby na kolejne urodziny dostawać kolejne prezenty tego typu?
Trzeba ciężko trenować i być dobrze przygotowanym psychicznym. Jeśli spełni się te warunki to wszystko może się udać. Chciałbym teraz dobrze walczyć wśród seniorów. Miło byłoby gdyby udało się wywalczyć jakieś krążki już na tych najważniejszych zawodach.
To przejście z juniora na seniora nigdy nie jest łatwe.
Jeszcze nie miałem okazji się przekonać (śmiech). Ale na pewno będę musiał jeszcze ciężej pracować i dodać jakieś nowe techniki do swojego repertuaru.
Jak planujesz świętować urodziny?
Raczej skromnie. W gronie rodzinnym. Może gdzieś wyjdę ze znajomymi.
A czego ci życzyć?
Więcej takich sukcesów! No i zdrowia, bo już miałem operowane dwa kolana.