Reprezentacja Polski w swojej historii sześciokrotnie grała z Japonią i pięciokrotnie z Kolumbią. Ostatnie konfrontacje z tymi ekipami nie są może zamierzchłą przeszłością, ale do najnowszej na pewno też się nie zaliczają. Zagadką pozostaje natomiast Senegal. Z tym zespołem przyjdzie nam się zmierzyć po raz pierwszy. Na pocieszenie można jednak dodać, że zawsze gdy na mundialu mieliśmy w naszej grupie zespół z Czarnego Lądu awansowaliśmy dalej.
Japońskie wojaże seniorskiej młodzieżówki
Statystyka starć z Japonią jest korzystna dla biało-czerwonych. Polacy wygrali czterokrotnie, a dwa razy schodzili z boiska pokonani. Także w bramkach jesteśmy lepsi. Strzeliliśmy ich 13, tracąc 10. Ten bilans trudno nazwać jednak obiektywnym. Wszystko dlatego że w 1981 roku reprezentacja Polski zagrała z Japonią aż… cztery raz i to ciągu tygodnia. Był to zresztą jeden z najdziwniejszych epizodów w historii naszej piłki.
Po słynnej „aferze na Okęciu” w grudniu 1980 roku posadę selekcjonera stracił Ryszard Kulesza. Jego miejsce zajął Antoni Piechniczek. Nowy szkoleniowiec postanowił zabrać swoich podopiecznych na zgrupowanie w Karpaczu. Nie było to nic zaskakującego, zwłaszcza że biało-czerwoni mieli w perspektywie kolejne mecze o punkty. Pojawił się jednak zgrzyt. PZPN już wcześniej bowiem podpisał umowę na cztery spotkania wyjazdowe z Japonią. W tej sytuacji do Kraju Kwitnącej Wiśni jako pierwszą drużynę wysłano reprezentację młodzieżową prowadzoną przez Waldemara Obrębskiego.
Ta poradziła sobie nad podziw dobrze. Polacy wygrali 2:0, 4:2, 4:1 i 3:0. Bramki dla naszej drużyny strzelali między innymi zapomniani już Kazimierz Buda czy Krzysztof Baran. Z tamtej ekipy niewielu piłkarzy przebiło się do seniorskiej reprezentacji. Ta sztuka udała się na przykład Jackowi Kazimierskiemu, Markowi Ostrowskiemu czy Waldemarowi Matysikowi.
Kolejne starcia między Polską a Japonią nie są jednak już tak przyjemnym wspomnieniem. W lutym 1996 roku biało-czerwoni przegrali z Niebieskimi Samurajami aż 0:5. W tym spotkaniu na stanowisku selekcjonera zadebiutował Władysław Stachurski. Pierwszy mecz stał się zarazem początkiem jego końca w tej roli. Polacy ponownie zmierzyli się z Japonią w 2002 roku na dwa miesiące przed mundialem. Dla drużyny Jerzego Engela miał być to ważny sprawdzian przed starciem z Koreą Południową. Nie wypadł on jednak zbyt dobrze, a nasza drużyna przegrała w Łodzi 0:2. Co było potem nie trzeba nikomu przypominać.
Pamiętać o Górskim, zapomnieć o Kuszczaku
Oficjalny bilans meczów z Kolumbią jest dla nas niekorzystny. Polska wygrała dwa razy, a trzy przegrała. W statystyce bramkowej minimalnie lepiej wypadają natomiast biało-czerwoni. Gdyby wziąć jednak pod uwagę spotkania rozgrywane na Igrzyskach Olimpijskich te proporcje rozkładałaby się inaczej.
Pierwszą styczność z Kolumbijczykami nasza ekipa miała podczas turnieju olimpijskiego w Monachium. W pierwszym spotkaniu na Igrzyskach drużyna Kazimierza Górskiego wygrała aż 5:1. Dwie bramki zdobył wówczas Kazimierz Deyna, a hat-tricka ustrzelił Robert Gadocha. Wtedy jeszcze mało kto przypuszczał, że rozpoczyna się polski marsz po złoto. Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby i tym razem historia się powtórzyła.
Kolejne dwa mecze z Kolumbią również były zwycięskie dla biało-czerwonych. W lipcu 1980 roku reprezentacja prowadzona przez Ryszarda Kuleszę wygrała 4:1. Trzy bramki w tym spotkaniu strzelił Stanisław Terlecki. Co ciekawe cały mecz rozegrał wówczas nasz obecny selekcjoner Adam Nawałka. W lutym 1985 roku Polacy rozegrali dwumecz z Plantatorami Kawy. W pierwszym spotkaniu dzięki trafieniom Andrzeja Pałasza wygraliśmy 2:1. W kolejnym przegraliśmy 0:1.
Od tego czasu nigdy więcej Kolumbii już nie pokonaliśmy, a okazje były jeszcze dwie. W maju 1990 roku drużyna Andrzeja Strejlaua uległa na wyjeździe 1:2. Bardziej bolesna i brzemienna w skutkach była porażka poniesiona w maju 2005 roku. Reprezentacja Polski przygotowująca się do MŚ w Niemczech po raz pierwszy w historii zagrała z Kolumbią na własnym stadionie. Przedostatni test podopiecznych Pawła Janasa mówiąc delikatnie nie wypadł jednak najlepiej. Biało-czerwoni byli tłem dla rywali i ostatecznie przegrali 1:2. Jedynego gola dla Polski tuż przed końcem zdobył Ireneusz Jeleń. Spotkanie przeszło jednak do historii z powodu innego trafienia. W 63. minucie kolumbijski bramkarz pokonał wybiciem spod swojej bramki Tomasza Kuszczaka.