Przemysław Paszowski: Jakie nastroje panują w kadrze, bo tak dobrej serii? Ewa Trzebińska: Atmosfera jest bardzo dobra. Jesteśmy zmotywowane. Mamy wspólny cel i widzimy, że jest on do zrealizowania. Wspieramy się nawzajem. Jest duże zaufanie, jeśli chodzi o trening i zawody. Jest naprawdę dobrze.
Gdy rozmawialiśmy dwa lata temu niechętnie mówiłaś o Tokio, tłumacząc że to zbyt odległa perspektywa. Teraz już chyba wprost mówicie, że celem są Igrzyska.
To prawda. Teraz już mówimy o tym wprost, ale wynika to po prostu z faktu, że zaczęły się kwalifikacje olimpijskie.
Rywalizacja w drużynie jest dla was priorytetem?
My indywidualnie nie jesteśmy obecnie na takim poziomie, aby walczyć o pojedyncze kwalifikacje. Tych miejsc jest bardzo mało. Kwalifikacja drużynowa daje możliwość indywidualnego startu trzem zawodniczkom. Poza tym na Igrzyskach startuje tylko osiem drużyn, więc pierwszy wygrany mecz premiuje nas do strefy medalowej. Dlatego ta kwalifikacja drużynowa jest taka ważna. Być może przez to ostatnie wyniki indywidualne są trochę słabsze, bo każda z nas ma z tyłu głowy, że to występ drużynowy jest, jak powiedziałeś, priorytetowy.
>> POLSKIE SZPADZISTKI NAJLEPSZE W DUBAJU!
Starty indywidualne idą trochę w odstawkę?
Nie. My wciąż rywalizujemy między sobą. Jest nas pięć, a miejsc w drużynie cztery. Musimy więc bardzo mocno między sobą konkurować.
Wygranie w Dubaju stawia was w bardzo komfortowej sytuacji.
Za ten triumf przyznano nam bardzo dużo punktów. De facto jeszcze dwa dobre wyniki zagwarantują nam kwalifikację.
Jednak to chyba wciąż za wcześnie, aby mówić, że już możecie bukować bilety do Tokio.
Trzeba jeszcze cierpliwości. W szpadzie jest bardzo wyrównana stawka. Niemki wygrały poprzedni Puchar Świat, a mimo to są dopiero na ósmym miejscu w rankingu. To dlatego że wcześniejsze starty miały słabe. Jak widać, trzeba cały czas trzymać równy poziom. My, jeśli chcemy myśleć o kwalifikacji to musimy znaleźć się w szóstce.
Jeszcze kilka lat temu nasza drużyna była daleko w rankingu. Co się od tego czasu wydarzyło, że osiągacie najlepsze wyniki od dawna.
Wydaje mi się, że jest bardzo dobra dynamika między nami. Każda ma jasno określone role. Jest ogromne wsparcie. Nie ma między nami żadnych niesnasek, które potem powodują problemy.
Wspomniałaś o rolach, jakie macie w zespole.
Jedna z zawodniczek otwiera mecz. Jestem to zazwyczaj ja albo Renata Knapik-Miazga. To bardzo ważny moment, aby wypracować przewagę już na starcie.
Choć ostatnio pokazałyście, że w odrabianiu jesteście znakomite.
(śmiech) Coś w tym jest. Gdy się przegrywa, to najważniejsze jest, aby nie wpaść w panikę. Nam się to wcześniej często zdarzało. Wtedy następowała próba szybkiego odrabiania, a to nigdy nie kończyło się dobrze. Turniej w Dubaju pokazał, że nie traciłyśmy zimnej krwi. To naprawdę duży postęp w porównaniu do poprzednich lat. O tym jak ważne jest panowanie nad nerwami świadczy też mecz z Rumunkami. My byłyśmy strasznie zestresowane. Trzęsły nam się ręce, miałyśmy blade twarze. Stres wyszedł i przez to spotkanie przebiegało bardzo nerwowo.
A czy ty się w jakiś sposób czujesz liderką tego zespołu?
Myślę, że wszystkie jesteśmy liderkami tej drużyny.
Spodziewałem się tej odpowiedzi.
Wiem, dlaczego zadałeś mi to pytanie. To ja kończę mecze i odpowiedzialność, która na mnie spoczywa jest olbrzymia. Jeśli ja nie wygram swojej ostatniej walki to najpewniej drużyna przegra całe spotkanie. Jednak, żeby nasz zespół zwyciężał w kolejnych meczach nie wystarczy dobra postawa tylko jednej z nas. Możemy zajść daleko, jeśli wszystkie trafimy z dobrą formą.
Na razie dobrze trafił ze skompletowaniem tej drużyny Bartłomiej Język. Stworzył bowiem bardzo dobrą mieszankę doświadczenia z młodością, a to zawsze dobrze rokuje.
To prawda. Myślę, że naszym największym atutem jest jednak różnorodność i to nie tylko ta charakterologiczna. Chodzi mi o różnice w stylu walki. W Polsce nie ma za bardzo szkoły szermierczej. Na przykład we Włoszech nauka szermierki jest bardzo spójna. Są pewne założenia realizowane przez wszystkich trenerów w całym kraju. Gdy zawodnicy dorastają mają wiele cech wspólnych. U nas w każdym klubie trenuje się inaczej.
Jesteście więc trochę beneficjentkami tego bałaganu szkoleniowego.
Trochę tak, ale widzisz, Włosi czy Francuzi przez swoją spójność szkoleniową mają dużo większą regularność w osiąganiu dobrych wyników.
Ale teraz to wy możecie je w pewien sposób zaskoczyć, a nie one was.
Zgadzam się. Gdy walczymy ze wspomnianymi Włoszkami czy Francuzkami, to wiemy jaką obrać taktykę, bo wszystkie zawodniczki z tych drużyn walczą podobnie. Z kolei, gdy takie Włoszki wychodzą na mecz przeciwko nam, mają znacznie trudniej, bo każda z nas jest kompletnie inna. Jesteśmy bardzo niewygodne dla rywalek i to jest nasz największy atut.
Powrót Magdy Piekarskiej był chyba ważnym bodźcem.
Bez dwóch zdań. To był bardzo ważny bodziec życiowy, a jej historia niezwykle inspirująca dla wielu ludzi. Powrót „Pieksy” do zespołu był niezbędny. Od razu, gdy zachorowała, powiedziałam jej, żeby się nie martwiła, bo ma swoje miejsce w drużynie. Dla nas jest po prostu niezbędna. To bardzo doświadczona i dobrze wyszkolona zawodniczka. Ma duże atuty, jeśli chodzi o wzrost i zasięg. W momencie, gdy prowadzimy w meczu, nie ma możliwości, aby przeciwnik odrobił na niej dużo trafień. A wręcz przeciwnie!
Na mistrzostwach Europy celem numer jeden drużyna czy start indywidualny?
Oba występy traktujemy priorytetowo. Między tymi startami jest kilka dni. Będzie więc czas na relaks i regenerację. Na taki turniej zawsze jeździe się po to, żeby zwyciężać. Stawka jest jednak bardzo wyrównana.
Ewa Trzebińska. Szpadzistka. Indywidualna wicemistrzyni świata z 2017 roku. Drużynowa wicemistrzyni świata z 2009 roku i brązowa medalistka mistrzostw świata z 2017 roku. Ewa Trzebińska to także drużynowa mistrzyni (2010 r.) i wicemistrzyni Europy (2018 r.).