Przywykliśmy już do tego, że polscy skoczkowie w ostatnich latach nie zachwycają w Pucharze Kontynentalnym i zawodach FIS Cup. Tak fatalnego początku zimy jednak jeszcze nie było. Po najgorszej od blisko dekady inauguracji Pucharu Kontynentalnego, przyszedł czas na najgorszy w historii początek zimowej odsłony FIS Cupu (zaliczamy do tej statystyki pierwsze starty Polaków w tym cyklu danej zimy).
Do Nottoden pojechało sześciu reprezentantów Polski – Kacper Stosel, Mateusz Gruszka, Stanisław Ciszek, Jarosław Krzak, Szymon Jojko i Adrian Niżnik. To obecnie najlepsi skoczkowie młodego pokolenia w naszym kraju. Z tego grona w Norwegii do drugiej serii awansował jedynie Kacper Stosel. Pozostali zakończyli zmagania w czwartej i piątej dziesiątce wyprzedzając niemal wyłącznie egzotycznych rywali z Chin, USA, Korei Południowej, Ukrainy czy Kazachstanu.
Kacper Stosel w pierwszej kolejce skoczył 96,5 metra, co pozwoliło mu na zajęcie 27. lokaty. W drugiej serii jednak już tak dobrze nie było. Polak skoczył zdecydowanie najsłabiej ze wszystkich (82,5 metra) i uplasował się na 30. miejscu.
Wygrał Austriak Stefan Rainer z odległościami 97 i 91,5 metra. Drugi był Rosjanin Ilja Mankow, a trzeci Norweg Vossan Eriksen. W czołowej „30” znalazło się piętnastu Norwegów, ośmiu Austriaków, dwóch Niemców i Amerykanów, a także Rosjanin i Słoweniec.