Polskie piłkarki ręczne były murowanymi faworytkami tego spotkaniu. Rezultat inny niż zwycięstwo byłoby nie tylko niespodzianką, ale wręcz sensacją. Do niej jednak nie doszło, bo biało-czerwone od początku dominowały na parkiecie.
Mimo przewagi Polek, drużyna Wysp Owczych nieźle wyglądała w pierwszej połowie. Rywalki na czele z Maritą Mortensen często atakowały naszą bramkę. Zbliżyły się nawet do biało-czerwonych na dwa punkty. Podopieczne Arne Senstada grały natomiast za wolno, a w ich grze brakowało harmonii. W rezultacie na przerwę schodziły z wynikiem 12:8.
Druga połowa była o wiele lepsza. Aktywniejsze były skrzydłowe. Akcje Anny Łabudy kończyły się bramkami, a przewaga zaczęła rosnąć. Końcowe minuty to już pogrom rywalek, które przyciśnięte pod ścianę zaczęły się gubić. Ostatecznie Polki wygrały 28:16.
Triumf zadowala, ale prawdziwe eliminacje dopiero się zaczną. Już za trzy dni Polki zmierzą się z Ukrainkami. To spotkanie pokaże obiektywnie ile jeszcze pracy czeka na Arne Senstada. Norweg na razie nie miał bowiem specjalnie dużo czasu, aby popracować z naszą drużyną.