Przemysław Paszowski: Już odpoczął pan po trudach sezonu? Damian Czykier: I tak, i nie. Kontuzja troszkę pokrzyżowała plany wypoczynku. Muszę dużo leżeć w łóżku i wypoczywać, a ja jednak preferuję wypoczynek aktywny. Niestety nie było mi to dane w tym roku.
Na jakim obecnie etapie jest rehabilitacja?
Wygląda to dobrze. Codziennie współpracuję z fizjoterapeutą. Jest znacząca poprawa. Trzeba być jednak cierpliwym. Mimo to powoli staram się wracać do treningów. Co prawda nie biegam, ale już regularnie ćwiczę na siłowni.
Nie usiedzi pan na miejscu.
Oj, nie!
Wrócił pan na studia?
Tak. Staram się powoli je zakończyć. Wszystkie ćwiczenia mam już za sobą, ale niestety we wrześniu nie zaliczyłem ostatniego egzaminu. Będę go poprawiał w listopadzie lub zimą.
I argument o sporcie nie zadziałał? (śmiech)
Nie (śmiech). Zrobiłeś błąd matematyczny, nie zdajesz. A ja niestety zrobiłem taki błąd. I nie ma przebacz. Tak to jest na studiach inżynieryjnych.
Czytałem, że podczas pisania pracy inżynierskiej częściej biegał pan za autobusami niż po bieżni.
Może częściej to nie, ale faktycznie wiosną trochę przejazdów autobusowych zaliczyłem. Wynikało to z tego, że wykonywałem pomiary do mojej pracy badawczej. W szczycie porannym jeździłem autobusami, a potem szedłem na trening.
A co pana bardziej kręci? Bieganie czy inżyniera lądowa?
Na obecnym etapie bardziej kręci mnie sport. To on od kilku lat jest moim priorytetem. Mam wiele marzeń sportowych. Dopiero, gdy je spełnię to zastanowię się nad karierą naukową.
Pomówmy, więc o sporcie. W nim jakoś przylgnęły do pana czwarte miejsca.
Mam nadzieję, że nie na stałe. Już ich za dużo. To był ostatni rok z tymi czwartymi miejscami! Od przyszłego roku tylko pierwsze! (śmiech)
To czwarte miejsce na Mistrzostwach Europy w Berlinie pana nie zdemotywowało? A może wręcz przeciwnie dało jeszcze większego kopa?
Takie negatywne myśli się pojawiły. Zwłaszcza gdy zobaczyłem na powtórkach, że dużą część biegłem na medalowym miejscu. Trochę mnie to zabolało. Ale jestem pozytywnym człowiekiem. Nie przeżywam tego. Dla mnie to jest bodziec, żeby wziąć się na maksa do roboty.
Czy po upływie tych kilku tygodni ma pan poczucie, że w Berlinie można było zrobić coś lepiej? Czy jednak wszystko co pan mógł zrobić to zrobił?
To był bieg idealny.
Zastanawiam się czy po czasie docenia pan jakoś ten wynik z Berlina czy jednak jest on rozczarowujący, gdyż zapowiadał pan walkę o najwyższe cele.
Liczyłem na pewno na więcej od całego sezonu. Zwłaszcza że początek poprzedniego był niezwykle udany. Myślałem, że ten sezon będzie jeszcze lepszy. Niestety tak się nie stało. Nie ukrywam, że jestem tym zawiedziony. Błędy zostały popełnione na etapie przygotowawczym. Eksperymenty, które miały wyjść na plus, przyniosły odwrotny efekt.
Czy to jest kamyczek do ogródka trenera?
Nie. Tamte decyzje zostały podjęte przez nas obu. Ja zgodziłem się na te zmiany. Okazały się błędem i ja również ponoszę za to odpowiedzialność. Współpraca z trenerem jest jak najbardziej okej. Wyciągnęliśmy wnioski. Do naszej ekipy dołączyliśmy fizjoterapeutę i trenera od przygotowania fizycznego. Miejmy nadzieję, że efekty przyjdą w przyszłym sezonie.
Z jakimi założeniami pan do niego przystąpi?
Jeśli chodzi o halę to ona będzie trochę z przypadku. Nie traktujemy jej do końca na poważnie. Od marca będziemy natomiast koncentrować się na lecie. Chcemy wyćwiczyć mechanizmy, które będziemy powtarzać w roku olimpijskim. Nie ukrywam też, że fajnie byłoby awansować do finału mistrzostw świata. To byłby dobry prognostyk przed walką o najwyższe cele w Tokio.
Ambitnie.
Tak jest! Finał Mistrzostw Świata to mój cel. Byłbym pierwszym Polakiem, który tego dokonał.
Damian Czykier. Lekkoatleta. Specjalizuje się w biegu na 110 metrów przez płotki. Legitymuje się trzecim wynikiem w historii polskiej lekkoatletyki w tej konkurencji. Olimpijczyk z Rio de Janeiro. Na Mistrzostwach Europy w Amsterdamie (2016) i Berlinie (2018) Damian Czykier zajmował czwarte miejsce. Wielokrotny medalista Mistrzostw Polski.