Przemysław Paszowski: Okres przygotowawczy do sezonu dobiegł końca. Jak go pani przepracowała? Czy różnił się on znacząco od tych z poprzednich lat?
Monika Hojnisz: W tym roku okres przygotowawczy opierał się głównie na większej ilości treningów interwałowych. Myślę, że to był bardzo wartościowy czas, który przepracowałam na sto procent. Na szczęście żadna kontuzja ani choroba nie wykluczyła mnie z realizowania założonego planu. To już jest powód do radości.
W tamtym sezonie strzelała pani gorzej niż jeszcze kilka lat wcześniej. Czy nad poprawą tego elementu skupiała się pani najbardziej?
Ma pan rację. Nie byłam wyborowym strzelcem. W związku z tym faktycznie musiałam nad tym elementem popracować. Dużo uwagi poświęciliśmy na strzelaniu „na presji”, czyli bezpośredniej rywalizacji strzeleckiej. Na pewno bardzo tego potrzebowałam. Widzę już tego efekty, zwłaszcza w pozycji leżącej. Jednak wszystko zweryfikują dopiero zawody, gdzie strzelać trzeba będzie w większym stresie.
Po raz pierwszy do sezonu przygotowywałyście się z trenerem Tobiasem Torgersenem. Jak układała się ta współpraca? W ostatnich latach właśnie komunikacja była poważnym kłopotem w naszej reprezentacji.
Trener Torgersen jest wyluzowanym i pozytywnym człowiekiem. Jednak kiedy trzeba bywa stanowczy i konsekwentny. Na pewno trzyma się swoich zasad. Jego dużo zaletą jest to, że potrafi słuchać i liczy się ze zdaniem danego zawodnika. To ważne. A poza tym naprawdę świetnie motywuje!
A czy Norweg wprowadził jakieś nowe elementy do treningu?
Wiadomo, że wraz z nowym trenerem zmieniły się system i jakość treningów. Jeśli chodzi o te nowości to faktycznie kilka ich wprowadził. Nie było jednak ich aż tak wiele. Myślę, że trener Torgersen chce po prostu wdrażać nowe metody stopniowo. Jestem jednak przekonana, iż Norweg ma jeszcze masę pomysłów. Dla mnie jest to pierwsza zmiana trenera i takiego systemu, więc tym bardziej jestem ciekawa nadchodzącego sezonu.
Pytanie, które teraz zadam nie jest zbyt lubiane przez sportowców, ale przed pierwszymi zawodami zawsze musi paść. Jakie są cele na nadchodzący sezon?
Z racji faktu, że jest to sezon olimpijski najważniejszym celem jest wyjazd na Igrzyska do Pjongczangu. Na pewno chciałbym w Korei zaprezentować szczytową formę. Poza tym, takim celem jest też systematyczne wchodzenie do dwudziestki Pucharu Świata. To jest coś co bardzo by mnie cieszyło. Przede wszystkim jednak, tak jak co roku, życzę sobie równej i dobrej formy.
No właśnie forma. Czy ona szykowana jest w ten sposób, że zaczniecie przeciętnie, a ten szczyt będzie stopniowo wzrastał? Czy może od początku powinniśmy spodziewać się waszej dobrej postawy w Pucharze Świata?
Chciałoby się prezentować wysoki poziom od samego początku. Priorytetem są jednak Igrzyska Olimpijski. Zatem to właśnie na tę imprezę powinna przyjść najlepsza dyspozycja. Ale z drugiej strony kto powiedział, że jedno wyklucza drugie? Może obie te kwestie są do pogodzenia? Bardzo bym sobie tego życzyła…
Ostatnie dwa sezony nie były zbyt udane dla naszego biathlonu. W związku z tym presja na zrobienie dobrego wyniku w Pjongczangu jest niższa. Czy to pomaga czy może jednak trochę demotywuje?
Wysokim oczekiwaniom nigdy nie jest łatwo sprostać. Jeśli więc jest tak jak pan mówi, to znaczy nie ma presji, to tylko się z tego powodu cieszę. Ja bez względu na ubiegły sezon jestem zmotywowana i pozytywnie nastawiona. Wydaję mi się, że mam zdrowe podejście do tej sytuacji.