Przemysław Paszowski: Pamiętam, że gdy rozmawialiśmy po mistrzostwach świata miałaś w sobie taką dużą chęć powetowania sobie tej imprezy. Beata Pacut: Czekałam na pewno na kolejny start. Miałam bardzo mocne przygotowania. Widziałam u siebie dużą poprawę, przede wszystkim w taktyce. To był długi proces, ale teraz w końcu widzę spory progres. Wiedziałam, że jest dobrze i liczyłam, że podczas kolejnego startu będę mogła więcej powalczyć.
W Abu Zabi odegrałaś się za mistrzostwa świata?
Myślę, że odegrałam się już wcześniej. W końcu na Grand Prix zajęłam piąte miejsce. W dodatku wygrałam tam z Brytyjką Natalie Powell, która jest druga w rankingu światowym. To na pewno podniosło mnie na duchu po mistrzostwach światach. Teraz do tego doszedł medal z Grand Slam. Czuję, że jestem na fali. Czuję, że coraz mocniej zagrażam światowej czołówce i chciałabym żeby to dalej szło w tym samym kierunku.
W związku z tym można powiedzieć, że mistrzostwa świata były wypadkiem przy pracy?
Nie mogę i nie chcę nazywać tamtej porażki jakimś wypadkiem przy pracy. To brzmiałoby jak jakieś tandetne wytłumaczenie. Trzeba było pogodzić się z tamtą porażką. Ja się pnę do w górę, a nie bronię tytułu. W drugiej walce tamtych mistrzostw przegrałam na skutek błędu w dogrywce. Pech chciał, że moje losowanie było takie, iż na tej walce zakończyłam swój start. Ale ja każdą imprezę traktuję jako zdobywanie doświadczenia i potrzebnej mi pewności na macie.
Wiesz jednak, że na wynik z Abu Zabi i tak będzie się patrzeć przez pryzmat tamtej imprezy?
Nie uważam tak. Owszem, nie zdobyłam medalu imprezy mistrzowskiej, ale dla mnie teraz najważniejsze są kwalifikacje do Igrzysk. Szkoda, że nie ma medalu, jednak cieszę się, że zdobywam punkty do rankingu. Uważam, że najważniejsza jest ciągłość w ich zdobywaniu. Na razie mi się to udaje. A co do medalu to wierzę, że przyjdzie na to jeszcze czas.
Wspomniałaś o tej regularności. Wydaje się, że jednak w polskim judo jej brakuje.
Myślę, że nie do końca tak jest. Punktujemy na każdym turnieju, dzięki czemu mamy coraz lepszy dorobek w rankingu zwykłym jak i olimpijskim. A to jest dla nas najważniejsze. Poza tym turniejów jest bardzo dużo, więc też nie można oczekiwać, że na każdym z nich będzie medal. W grudniu jest jeden z najbardziej prestiżowych turniejów, na który pojedzie tylko pierwszych szesnaście osób z rankingu. Aktualnie zakwalifikowanych na niego jest kilka osób z Polski, więc chyba nie jest tak źle.