Jak to się stało, że Bartłomiej Kwiatek oddał serce koniom i razem z nimi reprezentuje Polskę na arenie międzynarodowej?
Bartłomiej Kwiatek: To wszystko dzięki mojej siostrze, która zaczęła swoją przygodę jeździecką przede mną. Jako młody powożący wiedziałem, że to jest ta droga do spełnienia marzeń. Praca z końmi sama w sobie daje mi radość. Nie potrafię tego wyjaśnić, bo jest to moje wewnętrzne powołanie, które jest w moim sercu. Ja tym jestem.
Jak wygląda praca z koniem podczas przygotowań do sezonu?
Z takim koniem pracuję sześć dni w tygodniu. Treningi są intensywniejsze, aby mógł podołać wydolnościowo trzem próbom na zawodach. Podstawą w pracy z każdym koniem jest ujeżdżenie. Temu poświęcam najwięcej czasu. W dużym uproszczeniu jest to prawidłowa reakcja konia na moje pomoce oraz ulepszanie jakości wykonywania konkretnych zadań. Mówiąc praca, nie mam oczywiście na myśli ciężkich dwóch godzinnych treningów. Podobnie jak wszyscy ludzie, również sportowcy oraz konie potrzebują odpoczynku dla mięśni, jak i dla umysłu. W zależności od potrzeb danego konia, raz lub dwa razy w tygodniu otrzymują luźniejszy dzień, podczas którego w zaprzęgu udajemy się na spacer do lasu.
Na co należy zwrócić szczególną uwagę podczas pracy z młodym i początkującym koniem, który dopiero uczy się wszystkiego?
Przede wszystkim nie wolno zrazić takiego konia. Trzeba pokazać mu, że praca jest fajna. Nie stawiać zadań niemożliwych dla niego do wykonania. Jeżeli chodzi o aspekt fizyczny, to nie można przeciążyć konia. Młode zwierzęta uczą się swojego ciała, powoli nabywają równowagi i siły. Ale zbyt forsowny trening może doprowadzić do szeregu kontuzji w przyszłości.
Bartłomiej Kwiatek tworzy z tymi pięknymi zwierzętami już taką więź, która pozwala wam zrozumieć się praktycznie bez komend?
Należy pamiętać, że moja praca polega na powożeniu, czyli siedzę na koźle bryczki, a koń ma okulary, więc nie może mnie zobaczyć. Porozumiewam się z koniem poprzez kontakt. W nomenklaturze jeździeckiej jest to połączenie między rękami powożącego a pyskiem konia poprzez lejce, bat oraz głos. W trakcie pracy z koniem dochodzi do minimalizacji pomocy, moje sygnały dla konia są coraz subtelniejsze, ponieważ obydwoje się poznajemy.
Zdobył pan w tym roku między innymi Mistrzostwo Świata w powożeniu zaprzęgami jednokonnymi. Ale w poprzednich latach osiągnął pan również wiele innych laurów. Czy ten rok jest najlepszy dla pana, czy jednak w przeszłości bywało lepiej?
Tak, zdobyłem wiele tytułów. W 2010 roku w Pratoni del Vivaro byłem drugi na Mistrzostwach Świata. W latach 2007 – 2017 byłem zwycięzcą Rankingu Światowego Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej FEI. W latach 2005 – 2018 sięgnąłem po złoto w Mistrzostwach Polski w Powożeniu Zaprzęgami Jednokonnymi. A w 2017 i w 2018 roku zostałem również Mistrzem Polski w Powożeniu Zaprzęgami Czterokonnymi. W 2016 roku sięgnęliśmy drużynowo po srebrny medal Mistrzostw Świata w Powożeniu Zaprzęgami Jednokonnymi w Piber. Jak widać zwycięstw jest wiele, natomiast zdobycie tytułu Mistrza Świata zawsze było moim marzeniem. Jest on moim najważniejszym sukcesem w karierze. Dlatego zdecydowanie ten rok jest dla mnie najlepszy.
Ostatniego dnia rywalizacji był pan pewny swego i zdobycia mistrzostwa? A może pojawiło się mnóstwo wątpliwości i nerwów?
Zdecydowanie druga opcja. W sporcie nigdy nie wiadomo jaki będzie finał. Starałem się traktować te zawody jak każde inne, żeby zachować chłodną głowę. Nie jechałem po złoty medal, lecz jechałem na maksimum swoich umiejętności.
Jak przedstawia się sytuacja tej dyscypliny sportowej w Polsce, która mimo wszystko nie jest za bardzo popularnym tematem dla mediów?
W porównaniu do innych sportów jeździeckich jest to zdecydowanie mniej popularna dyscyplina. Nie zmienia to faktu, że regionalne ligi amatorskie są licznie obsadzone. Corocznie mamy powoływane kadry narodowe w zaprzęgach jednokonnych i parokonnych. W roku 2017 pierwszy raz od 26 lat zostały zorganizowane Mistrzostwa Polski w Zaprzęgach Czterokonnych. Wszystko wskazuje na to, że dyscyplina ta rozwija się i zyskuje coraz większe zainteresowanie.
Ta dyscyplina sportowa daje szansę na spokojne utrzymanie siebie, a nawet rodziny?
Finansowo utrzymanie siebie jest jak najbardziej możliwe. W przypadku utrzymania rodziny wiąże się to oczywiście z jeszcze większą ilością wyrzeczeń. Przez wyrzeczenia mam na myśli czas. Oprócz tego, że pracuję sześć dni w tygodniu z około dwunastoma końmi, to na dodatek prowadzę cykliczne weekendowe szkolenia powożeniowe. A w sezonie zawodów otwartych bywa, że przez trzy miesiące wracam do domu tylko, żeby przespać się i kolejnego dnia ruszyć na kolejne zawody. Okres zimowy nie jest prostszy. Wtedy przygotowuję się do Halowego Pucharu Polski, który również składa się z cyklu zawodów.
Komu chciałby Pan podziękować za te wszystkie osiągnięcia?
Moje starty nie byłyby możliwe bez finansowego wkładu prezesa zarządu Wiktora Karola oraz Krajowego Ośrodku Wsparcia Rolnictwa. Na zdobycie przeze mnie tytułu Mistrza Świata pracowało wielu ludzi. Z pewnością do najważniejszych należy moja siostra, Weronika Kwiatek, która była trenerem kadry narodowej. Wspólnie dobraliśmy odpowiedni plan treningowy dla mnie i Soneta, co nie byłoby możliwe bez jej doświadczenia jako trenerki i zawodniczki. Na co dzień Sonetem zajmują się moi luzacy, którzy również są niezaprzeczalną częścią tego medalu. Chciałbym również podziękować sponsorom, ponieważ to oni zaopatrują mnie w najlepszy sprzęt potrzebny do treningu oraz uczestnictwa w zawodach. Są to firmy Glinkowski, Arden, Man-Mat oraz Optifeed, który jest odpowiedzialny za prawidłowe żywienie koni sportowych. Także dziękuję mojej ukochanej ekipie, która na co dzień pracuje na te wszystkie wyniki.