Przemysław Paszowski: Spodziewałaś się, że mistrzostwa Europy w Glasgow tak się potoczą?
Alicja Tchórz: Jechałam tam z nadzieją na medal. Zresztą mówiłam otwarcie, że są na to realne szanse zarówno indywidualnie, jak i w sztafetach. Ale muszę przyznać, że ten ostatni dzień i to złoto w sztafecie 4×50 przerosło najśmielsze oczekiwania i nasze marzenia.
Złoto w sztafecie było trochę nieoczekiwanie, ale wywalczyłyście je w naprawdę pięknym stylu. Poza tym co rzadkie, było widać między wami jakąś chemię.
Ja na co dzień trenuję z Dominiką i Kornelią, natomiast z Kasią jeżdżę od ponad dziesięciu lat na różne imprezy. To miało ogromny wpływ na to, że potrafiłyśmy się tak zgrać i dać z siebie nie sto, a sto pięćdziesiąt procent. A to co zrobiła Kasia na ostatniej zmianie to już było prawdziwe mistrzostwo.
Co się musi zgrać w sztafecie, żeby mogła ona wywalczyć złoty medal?
Tak naprawdę wszyscy muszą w tę sztafetę mocno uwierzyć. Każdy w tym zespole stanowi ważne ogniwo. Muszą być bardzo dobrze dograne zmiany. W pływaniu to być może nie jest tak dobrze widoczne jak w lekkoatletyce, ale te zmiany są równie istotne. Można tam dużo zyskać, ale i jeszcze więcej stracić.
Zdobywając brąz indywidualnie powiedziałaś jednak, że tym razem było cię stać tylko na tyle. Ten wynik był rozczarowujący?
Finał stał na najwyższym poziomie. W końcu rekord świata był blisko. Bardzo się cieszę, że mogłam znaleźć się w tym gronie. Zwłaszcza że po moim wyścigu półfinałowym było ryzyko, że nie wejdę do finału. Ostatecznie jednak weszłam z siódmym czasem. W finale nie miałam nic do stracenia i wiedziałam, że muszę dać z siebie wszystko. I z pierwszego toru udało mi się wywalczyć krążek. To nie zdarza się często.
Mam wrażenie, że w Glasgow znów miałaś taką radość z pływania.
Z pewnością dojrzałam emocjonalnie. Jestem pewna, że gdybym miała na tyle mocną głowę osiem lat temu to wyniki na imprezach docelowych byłyby lepsze. Fantastycznie, że tak udanie powrócili Kasia Wasick i Marcin Cieślak. Oni wnieśli dużo energii i pozytywnego podejścia do kadry. Ten entuzjazm widać było podczas mistrzostw.
Z czego wynika fakt, że tak dobrze wypadli ci najbardziej doświadczeni zawodnicy, którzy jednak mieli przerwę od basenu.
Chyba wolna głowa i brak presji czy oczekiwań. Marcin cieszył się z każdej możliwości wejścia na słupek. Poza tym krótki basen jest znacznie bardziej techniczny niż basen olimpijski. Tutaj duże znaczenie ma doświadczenie.
Myślisz, że te mistrzostwa Europy w Glasgow będą dla ciebie takim przebiciem szklanego sufitu? Że dadzą ci takiego pozytywnego kopa na przyszły rok?
Te sukcesy wlały we mnie wiele pozytywnych emocji. Pokazaliśmy, że nie jesteśmy chłopcami do bicia i stać nas na walkę o najwyższe cele.
Jak wyglądają twoje relacje z Polskim Związkiem Pływackim?
Jak widać na moim profilu facebookowym są fantastyczne (śmiech). A tak na serio, to oczywiście nie jestem ulubienicą Polskiego Związku Pływackiego. Jednak staram się zawsze działać na rzecz polskiego pływania i naszych zawodników. Wydaje mi się, że troszeczkę udało mi się pozmieniać wygląd tej dyscypliny w Polsce. Chciałabym i będę dążyć do tego, żeby pływanie wróciło na tory, na których było w czasach Otylii Jędrzejczak.
Rozmawiasz z prezesem Pawłem Słomińskim?
Tak, jest moim zagorzałym fanem (śmiech).
Pytam na serio.
Rozmawiamy. Oczywiście nasze relacje nie są jakoś specjalnie zażyłe, ale nie zachowujemy się jak dzieci.
Czyli nie ma sytuacji takich jak w polskim kolarstwie, gdzie niektórzy zawodnicy nie mówią prezesowi „dzień dobry”.
Jestem z dobrego domu i zawsze będę mówiła prezesowi Słomińskiemu „dzień dobry”.
Jak rozumiesz dalej pozostaniesz naczelną buntowniczką kadry?
(śmiech) Skoro już mam taką łatkę to w porządku (śmiech). Ale wiesz, ja naprawdę uważam, że każdy mój bunt był czymś powodowany. Nie podnosiłam danego tematu bez przyczyny. A jeśli tak, to nie żałuję żadnego z moich buntów.
A nie masz czasem takiego poczucia, że to pewna walka z wiatrakami? Nie chce ci się czasem już machnąć ręką? Wielu tak robi i to nie tylko w pływaniu.
Ja wolę pozostać przy powiedzeniu, że kropla drąży skałę.
Z drugiej strony wielu uważa, że ktoś kto krytykuje powinien mieć duży dorobek, aby móc to robić. Dlatego nie wszystkim podoba się, że zawodnicy negują Pawła Słomińskiego, który doprowadził polskie pływanie na wyżyny.
Nikt nie mówi, że metody Pawła Słomińskiego są złe. Nikt mu też nie zamierza odbierać dokonań. Tylko, że trzeba iść z duchem czasu. Dzisiaj nie można trenować tak jak piętnaście lat temu. Trzeba dokonywać zmian. Nie można się ich bać. My właśnie o tym mówimy. Poza tym krytykowaliśmy model kwalifikacji. To jak to wyglądało do tej pory bardzo mocno utrudniało nam życie.
Ale związek w tej kwestii poszedł wam na rękę. Czyli jednak tak źle nie jest.
Uważam to za swój osobisty sukces, że w końcu można się kwalifikować na Igrzyska Olimpijskie przez trzy miesiące, a nie przez dwa dni.
Zaraz święta, więc to czas, aby emocje odpadły i w tej rozmowie. Jak będziesz spędzać święta?
Z rodziną w Kaliszu. Wyłączę telefon i postaram się wyciszyć. Myślę, że to będzie spokojny i leniwy czas. Może w końcu skończę książkę.
Będzie możliwość, żeby zjeść coś więcej czy obowiązuje ścisła dieta?
Myślę, że będę mogła sobie pozwolić na jakieś domowe jedzenie. Oczywiście z umiarem (śmiech).
Ulubiona potrawa?
Chyba pierogi albo zupa grzybowa.
A kiedy powrót na basen?
Myślę, że zaraz po świętach wejdę się delikatnie rozpływać.
A czego byś życzyła polskiemu pływaniu na przyszły rok?
Komfortowych przygotowań, braku kontuzji i jak największej ilości kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich. A na nich z kolei jak największej ilości rekordów życiowych.
Nie wspomniałaś o medalach. Czyżbyś w nie powątpiewała? (śmiech)
Pokazałyśmy na tych mistrzostwach Europy, że wszystko jest możliwe. Sport jest w końcu nieprzewidywalny. Ale myślę, że każdy półfinał czy finał w Tokio to już będzie sukces.
Alicja Tchórz. Pływaczka. Olimpijka z Londynu i Rio de Janeiro. Czterokrotna medalistka mistrzostw Europy na krótkim basenie. Podczas imprezy tej rangi w Glasgow w 2019 roku Alicja Tchórz zdobyła złoto w sztafecie 4×50 metrów stylem dowolnym. Znana z krytycznych wypowiedzi pod adresem Polskiego Związku Pływackiego.
Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.