Szymon Kastelik: Kolejny tytuł mistrzowski we wspinaczce na czas – co jest trudniejsze? Zdobyć mistrzostwo po raz pierwszy czy je obronić?
Aleksandra Mirosław: Zdecydowanie obrona tytułu jest trudniejsza. Wydaje mi się, że dzieje się tak ze względu na presję. Ona oczywiście nie jest do końca świadoma, ale gdzieś przez cały okres przygotowań, czy też w czasie zawodów czułam, że mam w stosunku do siebie zdecydowanie większe oczekiwania niż rok temu. Tym bardziej, że wiedziałam, że jestem w bardzo dobrej formie i chciałam to pokazać. To były pierwsze zawody w mojej karierze, kiedy na obu drogach eliminacyjnych popełniłam błędy i wtedy pojawił się prawdziwy stres, iż to co pobiegłam może nie wystarczyć na wyjście z pierwszej pozycji. Jest też trochę tak, że znalazłam się w zupełnie nowej dla mnie sytuacji. Jeszcze nigdy, w całej mojej karierze sportowej nie broniłam tytułu mistrzowskiego, więc musiałam znaleźć sposób na to aby opanować stres i emocje.
Przygotowania do mistrzostw w tym roku różniły się od tych z poprzedniego sezonu?
Przygotowania zawsze się różnią. Nie możemy robić cały czas tego samego i oczekiwać innych rezultatów czy też postępów.
Czy jeszcze kilka lat temu potrafiła sobie wyobrazić pani występ na Igrzyskach Olimpijskich?
Nie do końca. Gdy byłam juniorką nie myślałam o tym. Marzenie o zostaniu olimpijką narodziło się w mojej głowie dopiero w 2016 roku, kiedy została wydana decyzja MKOLu o włączeniu mojej dyscypliny w program IO. Nie ukrywam, że gdy zobaczyłam w jakiej formie, to poczułam pewne rozczarowanie. Pamiętam jak wtedy mówiłam o tym, że nie podejmę się rywalizacji o kwalifikację olimpijską. Jednak jak wiemy, życie lubi weryfikować nasze plany. Dla mnie walka o start na IO stała się realna dopiero po MŚ w Innsbruku w 2018 roku, kiedy dzięki wygranej w konkurencji „na czas” w klasyfikacji generalnej „trójboju” znalazłam się na 10 pozycji. Wtedy wraz z trenerem Mateuszem Mirosławem podjęliśmy decyzję, że spróbujemy i się udało. Start w IO jest marzeniem każdego sportowca. Moje właśnie się spełnia. Przede mną dużo pracy, ale jestem szczęśliwa, że bardzo dobrym występem na MŚ w Tokio zagwarantowałam sobie bilet na IO.
Jakie emocje towarzyszyły pani, gdy wywalczyła olimpijską kwalifikację?
Wszystkie po kolei. Na początku były łzy, potem ogromna radość i niedowierzanie. Przez pierwsze minuty w ogóle nie byłam w stanie uwierzyć w to co się wydarzyło. Pamiętam jak razem z trenerem wracaliśmy do hotelu po eliminacjach w „trójboju” i patrzyliśmy na siebie, kompletnie nie wiedząc co powiedzieć. Z jednej strony byłam szczęśliwa bo spełniłam swoje największe marzenie i to przy pierwszej możliwej okazji. Z drugiej zaś strony zdałam sobie sprawę, że właśnie stałam się prawdziwym sportowcem.
W kombinacji zajęła pani 4. miejsce – to najgorsze chyba pozycja dla sportowca?
Nie do końca. Dla mnie 4. miejsce w klasyfikacji „trójboju” to więcej niż bym oczekiwała. Szczerze mówiąc nie do końca byłam przygotowana do walki o medale w tej konkurencji. Razem z trenerem podjęliśmy świadomą decyzję, że stawiamy na czasówki. Wiedzieliśmy, że świetny start w czasówkach da mi przepustkę do eliminacji w kombinacji, a w rezultacie możliwość walki o kwalifikację olimpijską. Z drugiej strony w finale znalazłam się z samymi specjalistkami w boulderingu i prowadzeniach. Byłam jedyną sprinterką. Start obok tych zawodniczek był dla mnie dużym wyróżnieniem i cenną lekcją. Byłam szczęśliwa, że mogłam wziąć w tym udział.
Liczyła Pani na podium w tej konkurencji?
W stosunku do kombinacji nie miałam żadnych oczekiwań. Zarówno na eliminację jak i finały przyjęłam taktykę, że muszę wygrać czasówkę. W eliminacjach było to o tyle trudniejsze, że oprócz mnie były jeszcze dwie sprinterki – Francuska i Chinka. Wiedziałam, że muszę biegać szybko, bo ta wygrana może dać mi przepustkę na olimpiadę. W pozostałych konkurencjach chciałam się jak najwięcej nauczyć, zobaczyć to wszystko z bliska i po prostu bawić się wspinaniem. Dla mnie był to pierwszy start w życiu w tym formacie więc nie wiedziałam kompletnie czego się spodziewać.
Wierzy Pani w medal na Igrzyskach Olimpijskich?
Oczywiście, że tak. Jaki sens miało by trenowanie bez wiary w sukces?