Przemysław Paszowski: W fazie finałowej to rywalki były tak silne czy coś złego stało się w naszej grze? Aleksandra Jagieło: Na pewno rywalki były z najwyższej półki. Patrząc po przebiegu spotkań, to zarówno Turczynki, jak i Włoszki zasłużyły na te wygrane. Szkoda na pewno półfinału. Moim zdaniem w meczu z Turczynkami była ogromna szansa na wygranie czwartego seta i doprowadzenie do tie-breaku, a później być może triumfu w całym spotkaniu. Gdyby Polki bardziej je przycisnęły mogłoby być różnie. Niestety rywalki wykorzystały wszystkie swoje atuty. A i my popełniłyśmy sporo niepotrzebnych błędów.
W Ankarze tych błędów było naprawdę sporo. Nie miał też kto pociągnąć gry. Agnieszka Kąkolewska mówi wprost, że w Turcji nie były tą samą drużyną.
W Ankarze w nasze poczynania wkradło się zbyt dużo prostych błędów. Były też momenty, gdy pojawiały się duże problemy z przyjęciem. Rywalki to okrutnie wykorzystywały. Spotkania z Turcją i Włochami pokazały, że jest jeszcze kilka rzeczy do poprawy.
Były selekcjoner Jerzy Matlak powiedział, że Polkom w Ankarze zabrakło szaleństwa i iskry. Zgadza się pani z tą opinią?
Nasze rywalki były bardzo ostro zmobilizowane. Wiedzieliśmy to po Turczynkach, które reagowały bardzo emocjonalnie. Nam może zabrakło takiego animuszu. Jednak na pewno dziewczynom nie można zarzucić braku chęci i walki. Możliwe, że dziewczyny po prostu czuły zmęczenie po łódzkiej części imprezy.
A może dziewczyny za bardzo się usztywniły lub miały kłopot z presją? Narzekały, przecież że w Ankarze czuły się przytłoczone.
Coś w tym może być. W końcu tylko Paulina Maj-Erwardt i Joanna Wołosz grały meczach o najwyższą stawkę w europejskiej siatkówce. Trzeba pamiętać, że spotkania o medale mają już znacznie inny ładunek emocjonalny niż te w grupie. Presji zewnętrznej nie było, bo każdy wiedział, że dziewczyny zaszły już bardzo daleko. Jednak zawodniczki mogły wytworzyć sobie presję wewnętrzną. Zawsze, gdy się walczy o medale, to chce się je zdobyć, ale takie myślenie potrafi przytłoczyć. Do tego ta atmosfera w meczu z Turczynkami mogła w jakiś sposób paraliżować.
Jest pewien niedosyt, ale wydaje się, że paradoksalnie ten brak medalu może pomóc tej drużynie. Gdyby Polki go zdobyły, on by rzecz jasna cieszył, ale byłby jeszcze trochę nieadekwatny do możliwości. To wywołałoby gigantyczną falę oczekiwań, a tak jest materiał do ciężkiej pracy.
Zgadzam się z panem. Niestety wyniki spotkań pokazały, że nasze zawodniczki, w fazie finałowej, były słabsze w tym turnieju od zespołu z Turcji i Włoch. Jak wspomniałam Polki popełniały sporo błędów, miały przestoje w grze. Dlatego skończyły na czwartym miejscu. Dzięki temu dziewczyny mają jeszcze większą mobilizację, aby eliminować te błędy i gonić przeciwniczki. Zdobycie medalu zawsze trochę usypia.
Niezależnie od tego, należy wyraźnie powiedzieć, że czwarte miejsce i tak jest gigantycznym sukcesem.
Tak właśnie uważam. Tym bardziej, że jeszcze nie tak dawno wszyscy tę reprezentację skreślali. Ciągle mówiono, że nie ma dobrych zawodniczek. Okazało się to nieprawdą. Dziewczyny na pewno czują jakiś niedosyt, ale z czasem zdadzą sobie sprawę, że wykonały kawał dobrej roboty. Na ten moment po prostu zrobiły maksa. Musimy się naprawdę bardzo cieszyć z tego co dziewczyny dokonały. Zwłaszcza że to najlepszy wynik w kobiecej siatkówce od dziesięciu lat.
Co było kluczowe w osiągnięciu tego sukcesu?
Dziewczyny stworzyły fajny kolektyw, a atmosfera w grupie jest bardzo ważna. Drużyna ma ogromny atut w postaci bloku. Niezła jest też zagrywka, pod warunkiem, że im siądzie. Chciałbym też zwrócić uwagę na Magdalenę Stysiak. Ta dziewczyna ma osiemnaście lat, a już robi dużą robotę. Dzięki temu mamy już nie tylko odejście do Malwiny Smarzek-Godek, ale też do Magdy. Do tego jest Asia Wołosz, która jest klasą samą w sobie. Te wszystkie elementy budują zespół i złożyły się na to, że zaszedł on tak daleko.
Ranking CEV: Serbia utrzymała prowadzenie. Polska ósma. https://t.co/puinbG79DC pic.twitter.com/0R63kPh0lu
— POLSKA SIATKÓWKA (@PolskaSiatkowka) 10 września 2019
Przez lata mieliśmy indywidualności, które nie do końca komponowały się z drużyną. Teraz te indywidualności tworzyły jej trzon. To też chyba przyczyniło się do sukcesu, bo już nie było zespołu i kogoś obok.
Jackowi Nawrockiemu na pewno bardzo dobrze udało się wkomponować te indywidualności do zespołu. Gdy na parkiecie jest sześć gwiazd, ale nie ma drużyny, to nie ma też wyników. Siatkówka to jednak sport zespołowy i jeśli chce się osiągać sukcesy potrzebny jest kolektyw.
A zgodzi się pani z opinią, że ten sukces pośrednio jest też zasługą tego, że definitywnie zamknął się etap „Złotek”? Ten zespół nie niósł na sobie już tego brzemienia, które znacząco przytłaczało jeszcze ekipy Jerzego Matlaka, Alojzego Świderka czy Piotra Makowskiego.
Teraz to jest zupełnie inny, nowy zespół. Wtedy przez obecność poszczególnych zawodniczek z drużyny „Złotek” presja znacząco się zwiększała. To czasem paraliżowało, zwłaszcza że jak pan wspomniał te indywidualności nie zawsze się zgrywały z resztą. Ale to już przeszłość. Ten zespół ma swoją czystą kartę. Mam nadzieję, że zacznie pisać własną, piękną historię. Nie ma już sensu wracać do ery „Złotek”.
Być może największe powody do zadowolenia po tym turnieju ma Jacek Nawrocki. W końcu słuchał komplementów, a nie narzekań. Wreszcie też nikt nie mówił o jego zwolnieniu.
Na pewno trener Nawrocki czuje teraz satysfakcje, gdy pomyśli o tym, jak go jeszcze do niedawna traktowano. Tymczasem on w spokoju układał tę drużynę. To bardzo ważne, że miał ten czas, bo nie da się wszystkiego zbudować w jeden sezon. Szczególnie po okresie kryzysu.
Ale trzeba też oddać działaczom, że nie pękli w tych trudnych momentach.
Zdecydowanie tak. Działacze mogą sobie tylko przyklasnąć, że nie podejmowali gwałtownych ruchów. Pozostawienie trenera na stanowisko było najlepszym ruchem jaki można było zrobić. Teraz mamy tego efekty.
Choć niektórzy złośliwie twierdzą, że do zmiany trenera, bo nie było nikogo innego na rynku.
(śmiech) Zawsze się znajdzie ktoś, kto dorobi temu jakąś historię.
Czy pani zdaniem możemy powiedzieć, że w tym roku w tych bojach wyklarowała nam się drużyna będąca kolektywem, a nie zlepkiem zawodniczek?
Mam taką nadzieję. Na pewno widać, że w tej grupie coś drgnęło. Na przestrzeni ostatnich lat zauważalny jest ogromny postęp. Pojawiły się liderki, które w tym momencie ciągną ten zespół. Chciałabym, żeby do tej ekipy dołączyły jeszcze młodsze zawodniczki, bo wiem, że w kadrach juniorskich mamy kilka perełek. To wszystko może dać naprawdę dobry efekt. Obyśmy po tych latach kryzysu wreszcie doczekali momentu odbicia.
Oboje byliśmy w Łodzi podczas tych mistrzostw. Widzieliśmy jak ta hala żyła. I chyba największym sukcesem tej drużyny już teraz jest przywrócenie mody na żeńską siatkówkę.
To prawda. Sam fakt, że tylu kibiców przychodziło do Atlas Areny świadczy o tym, że to zainteresowanie się odbudowuje. Fani na pewno zauważają progres.
Przed nami kwalifikacje olimpijskie. Na co będzie stać biało-czerwone? Ścieżka jest bardzo trudna.
Dziewczyny pokazały na tych mistrzostwach, że stać je na wyjazd na Igrzyska. Pytanie tylko czy są w stanie zagrać kilka spotkań na najwyższym poziomie bez popełniania błędów. Na tych turniejach już nie będzie Ukrainek, za to będzie kilka ekip na poziomie Turcji czy Serbii. Stawka jest o wiele bardziej wyrównana. Myślę, że tutaj będzie też ogromnie ważne przygotowanie mentalne, bo presja będzie gigantyczna. W końcu na Igrzyska chce pojechać każdy.
Aleksandra Jagieło. Była siatkarka. W 2003 i 2005 roku zdobyła wraz z zespołem Andrzeja Niemczyka mistrzostwo Europy. W 2009 roku była w drużynie, która sięgnęła po brąz na mistrzostwach Europy w Polsce. Ośmiokrotna mistrzyni Polski.
Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.