3 lata, 2 miesiące i 4 dni – tyle Aleksander Zniszczoł czekał na kolejne punkty Pucharu Świata. Ostatni raz punktował w grudniu 2016 roku, gdy zajął 22. miejsce w Lillehammer. Później nastąpiła wielka smuta, która charakteryzowała się również coraz rzadszymi występami w Pucharze Świata.
W tym sezonie również mu nie szło. Nie zdołał wejść do „30” w Wiśle, Titisee-Neustadt, Zakopanem, Sapporo i Willingen. Mimo to Michal Doleżal konsekwentnie na niego stawiał.
Przełamanie nastąpiło dopiero na austriackim mamucie Kulm, na którym w przeszłości nie zawodził. W sobotę Aleksander Zniszczoł zajął 30. miejsce, natomiast w jednoseryjnym niedzielnym konkursie uplasował się na 28. lokacie.
„Powrót do czołowej trzydziestki i lot ponad dwieście metrów. Przede mną dużo pracy, ale po takim ładowaniu „baterii” na mamucie, aż się bardziej człowiekowi chce” – mówił zadowolony skoczek.
Ta radość nie dziwi. Być może dzięki zdobyciu punktów, Aleksander Zniszczoł wreszcie się odblokuje. A że ten zawodnik umie daleko skakać nikt nie ma wątpliwości. Udowodnił to w sezonie 2014/2015, gdy dość regularnie meldował się w drugiej serii.