Przemysław Paszowski: Wiem, że zaczęłaś studia dziennikarskie, ale mam nadzieję, że nie obrazisz się za to, że tym razem to ja będę zadawał pytania. Adrianna Sułek: (śmiech) Nie!
Jak wyglądają w ogóle twoje relacje z dziennikarzami? Lubisz nas czy jednak za bardzo męczą cię rozmowy i spotkania z nami?
Jak najbardziej lubię, choć nie miałam dotychczas specjalnie dużo okazji się z wami spotykać. To się nieco zmieniło po zdobyciu medalu Mistrzostw Świata Juniorów w Tampere.
Jeszcze nie zdążyłaś nas za bardzo poznać, dlatego nas lubisz (śmiech).
(śmiech) Wcale nie! Po pierwsze lubię dlatego że każda rozmowa jest też formą promocji mnie jak i mojej dyscypliny. A po drugie zawsze cenię sobie taką wymianę opinii i poglądów z dziennikarzami.
Jak myślisz jakie cechy dobrego dziennikarza powinien mieć dobry sportowiec i na odwrót?
Na pewno determinację. Zdaję sobie bowiem sprawę z tego, że niektórzy sportowcy odmawiają udzielania wywiadu, a dziennikarz musi jednak uparcie dążyć do tego żeby wykonać swoje obowiązki.
Ja dostrzegam jeszcze jedną cechę. Dziennikarz sportowy powinien być jednak wszechstronny. To podobnie jak siedmioboistka.
Pewnie, że tak. To faktycznie bardzo duże podobieństwo między nami!
Czy łatwo jest godzić tak wiele różnych konkurencji?
Nigdy nie miałam z tym większego problemu. Wręcz przeciwnie! Chyba nie potrafiłabym w stu procentach skupić się na jednej konkurencji. Lubię tę różnorodność.
Codziennie na treningu ćwiczysz wszystkie konkurencje czy jest to jakoś rozłożone?
Jest to rozłożone. Na bieżąco plan zajęć układa trener. W związku z tym nie jest tak, że wiem co będę robiła za pół roku we wtorek czy poniedziałek. Ten grafik jest też oczywiście elastyczny. Jeśli trener widzi, że źle się czuję dokonuje zmian w planie. Ale przeważnie jeden dzień w tygodniu poświęcam na daną konkurencję.
Sprawdźmy więc twój grafik. Poniedziałek.
Biegam przez płotki.
Wtorek.
Siłownia i rzut oszczepem.
Środa.
Trening biegowy, ale skupiający się na wytrzymałości szybkościowej.
Czwartek.
Siłownia i skok w dal.
Piątek.
Skok wzwyż i pchnięcie kulą.
Sobota.
Bieg na osiemset metrów.
Niedziela.
Czas na regenerację.
Po Bożemu…
Dokładnie. Jest czas, żeby pójść do kościoła.
Która z konkurencji najbardziej ci odpowiada, a którą najchętniej wyeliminowałabyś z programu siedmioboju?
Bieg przez płotki, bieg na dwieście metrów i skok w dal – to są najbliższe mi konkurencje. Trenuję je zresztą najdłużej. Pchnięcie kulą i skok wzwyż mi jakoś nie przeszkadzają. Piętą achillesową jest rzut oszczepem. Gdybym mogła to zamieniałbym tę konkurencję na skok o tyczce.
Zwłaszcza że twój kolega Paweł Wojciechowski na pewno mógłby ci przekazać sporą wiedzę w tej kwestii.
(śmiech) Faktycznie. Paweł byłby moim asem w rękawie.
Co trzeba mieć w sobie, żeby osiągać sukcesy w siedmioboju?
Zawziętość i pracowitość. Siedmioboistka nie może zniechęcać się porażką w jednej konkurencji. My nie możemy zakończyć zawodów po jednej nieudanej próbie. Trzeba być też bardzo zdeterminowanym. Zwłaszcza że treningi są długie i ciężkie. Na pewno należy to lubić, aby móc się temu poświęcić w stu procentach.
Czy w siedmioboju psychika odgrywa większą rolę niż w pojedynczych konkurencjach?
Sądzę, że psychika chyba w każdym sporcie odgrywa ważniejszą rolę niż praca wykonana na treningu. W siedmioboju jest o tyle trudniej, że tam zawsze może pójść coś nie tak. Nie wolno się tym załamywać. Trzeba walczyć do końca. Niektórzy tego nie potrafią.
Wymieniłaś cechy idealnej siedmioboistki. Ty chyba je wszystkie masz, bo za tobą świetny sezon.
Dość dobry, ale jeszcze nie tak dobry jakbyśmy chcieli z trenerem. Mieliśmy inne cele. Przede wszystkim nie chcieliśmy wrócić z Tampere z brązem. Oczywiście ten medal cieszy, bo został wywalczony po walce, jednak celem było złoto lub srebro. W związku z tym jest niedosyt po tym sezonie. Do tego doszła kontuzja, która wyeliminowała mnie z Mistrzostw Europy w Berlinie. Ale to wszystko mobilizuje do dalszej pracy. Na pewno w tym sezonie nie pokazałam wszystkiego na co byłam przygotowana.
Mówisz, że w Tampere celem było złoto. To bardzo odważna deklaracja jak na taką młodą zawodniczkę.
Może i tak, ale ja od początku swojej kariery chciałam osiągać sukcesy na arenie międzynarodowej.
Gdyby nie udało się wywalczyć medalu w Tampere to miałabyś do siebie duże pretensje wobec tych deklaracji?
Dzisiaj trudno już na to pytanie odpowiedzieć. Ale na pewno do dzisiaj sobie pluję w brodę przez skok wzwyż na tych mistrzostwach. Trener przed konkursem kazał mi skoczyć z przeciwnej nogi. Ja czułam się jednak dobrze i nie posłuchałam. Myślałam, że wystarczy się rozskakać…
Nie wystarczyło i zrobiło się gorąco…
Gdy zobaczyłam, że poprzeczka w trzeciej próbie spada nie byłam w stanie powstrzymać łez. W tym momencie mój świat się zawalił.
Płacz ci pomógł wyrzucić z siebie te złe emocje?
Mnie łzy zawsze osłabiają, ale czasem nie potrafię sobie inaczej poradzić ze swoimi emocjami i nerwami. Jednak zawsze później odczuwam jakąś ulgę.
W jaki sposób wyszłaś z tego dołka? W siedmioboju nie ma zbyt wiele czasu na rozpamiętywanie.
Na moją korzyść zadziałała przerwa obiadowa. Po tym jak się wypłakałam i chwilę zdrzemnęłam spotkałam się z trenerem. Przeanalizowaliśmy wszystko i zrozumiałam, że czasu się nie cofnie. Rozpisaliśmy wyniki kilku dziewczyn i omówiliśmy ich słabe strony.
To musiała być skuteczna analiza, bo wywalczyłaś brąz. Choć przed ostatnią konkurencją, czyli biegiem na osiemset metrów byłaś dopiero szósta.
Wiedziałam, że zawodniczka z piątej pozycji biega bardzo wolno. W związku z tym nie była ona żadnym zagrożeniem. Duże obawy miałam natomiast co do Kubanki i Australijki. Nie wiedziałam jak one rozegrają ten bieg. Myślę, że je zaskoczyłam, bo one chyba nie podejrzewały, że mogę zaatakować z szóstej pozycji. W rezultacie nawet nie podjęły walki. To bardzo dziwne, ponieważ miały brązowy medal na wyciągnięcie ręki.
Chyba mogłaś być wdzięczna opatrzności, że spadł w tym dniu deszcz. Dla rywalek był to duży problem.
Rzeczywiście one nie były przygotowane na bieganie w takich ulewach. Chyba wszystko zadziałało wtedy na moją korzyść.
Zastanawiam się, co daje ci większe powody do radości. To, że zdobyłaś ten medal czy jednak to, że wyrwałaś go w wielkim stylu w ostatniej konkurencji.
Nie wiem. Ten medal ma dla mnie kilka znaczeń. Jest to nagroda za wiele lat ciężkiej pracy, za te wszystkie wyrzeczenia. Cieszę się też, bo udowodniłam sobie, że potrafię biegać bardzo dobrze na osiemset metrów. Jak dotąd osiągałam świetne czasy na treningach, ale na zawodach coś nie wychodziło. Tutaj się udało. No i teraz chyba najważniejsze. Pokazałam, że jestem w stanie pokonać moment podłamania. Teraz wiem, że trzeba walczyć do końca. Te mistrzostwa pod tym kątem są dobrą nauką.
Jak słyszysz, że jesteś trzecią zawodniczka mistrzostw świata to co myślisz?
Wow!
Przylgnął do ciebie po tym starcie do przydomek wojowniczka. Słusznie?
Chyba tak. Jak wyznaczam sobie cele to staram się do nich dążyć. Jestem w stanie dla nich dużo poświęcić.
Nie było ci przykro, że nie pojechałaś na Mistrzostwa Europy do Berlina czy jednak masz takie poczucie, że jeszcze przyjdzie czas na takie imprezy?
Podłamana nie byłam, ale byłam trochę rozczarowana decyzją trenera. Z kontuzjowaną nogą było o niebo lepiej. Poza tym nastawiłam się już, że oddam skoki z nogi przeciwnej. Bardzo chciałam skończyć przygodę z kategorią juniorki z przekroczoną barierą sześciu tysięcy punktów. Poza tym na pewno zebrałabym bezcenne doświadczenie. Jednak trener postanowił, że trzeba leczyć nogę. Zakończyliśmy więc sezon nie realizując pewnych celów.
Po upływie kilku tygodni bardziej rozumiesz decyzję Wiesława Czapiewskiego?
Teraz już nie żałuję tak bardzo. Dobrze się stało, że wyleczyłam nogę. Ale proszę się nie dziwić moim pierwszym reakcjom. Jestem młoda i tych startów mam bardzo mało. Rywalki mają ich więcej. Może dlatego łatwiej znoszą niepowodzenia i są ustabilizowane na równym poziomie.
Co należy teraz zrobić aby ta kariera dalej rozwijała się w tak dobrym kierunku? Masz na to jakąś receptę?
Zobaczymy co pokaże czas. Na pewno ten medal otworzył mi jakąś furtkę do bardziej profesjonalnego sportu. Może zacznę się bardziej liczyć wśród seniorek. Ale na pewno będzie ciążyła na mnie też większa presja. Często będę musiała udowadniać swoje umiejętności. Razem z trenerem teraz już wiemy, że chcemy powalczyć o poziom światowy. Wcześniej nie mówiliśmy głośno o swoich celach nawet w rozmowach ze sobą.
I pomyśleć, że jeszcze do niedawna miałaś być siatkarką.
Do teraz siatkówka jest bardzo bliska memu sercu. Przyznam, że jeśli skończę przygodę z lekkoatletyką w młodym wieku to chciałabym jeszcze wrócić na parkiet. Choćby i dla rekreacji. Gra w siatkówkę dawała mi naprawdę sporo radości. Poza tym ja bardzo lubię sporty zespołowe, bo nie wszystko ciąży na moich barakach.
Nie żal ci było porzucić siatkówki?
Nie. Naprawdę. Pozostało bardzo wiele wspomnień. To był super czas, ale cieszę się, że zdecydowałam się przejść do lekkoatletyki. W siatkówce ze względu na warunki fizyczne chyba nie byłabym w stanie wejść na najwyższy poziom.
A kto szybciej pojedzie na Igrzyska. Adrianna Sułek czy polskie siatkarki?
Mam nadzieję, że ja i one (śmiech). Chociaż w sporcie indywidualnym łatwiej wywalczyć kwalifikację.
Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.