Przemysław Paszowski: Gdzie lepiej spędza się grudzień? W Polsce czy na Antypodach? Urszula Łoś: Stanowczo na Antypodach! Jestem osobą, która bardzo lubi ciepłe kraje i dla mnie mogłoby być zawsze gorąco.
W Nowej Zelandii specjalnie nie czuć chyba świątecznego klimatu, ale za to jaki hojny tam Mikołaj!
Nie czuć, choć pierwsze co zobaczyliśmy na lotnisku to była właśnie choinka. W dniu Mikołajek sami wprowadzaliśmy świąteczny nastrój. W hotelu słuchaliśmy i śpiewaliśmy świąteczne piosenki. Założyliśmy też czapki Mikołaja. I nastrój sam się stworzyły. A co do hojności to bardzo dobrze. Takie prezenty na Mikołajki bardzo mile widziane!
Srebrny medal i rekord Polski musi na pewno was cieszyć. A może jest jednak niedosyt po tym finale?
Niedosyt zawsze pozostaje. Złoto przegrałyśmy zaledwie o dwadzieścia dwie tysięczne części sekundy. Prowadziłyśmy przez pierwsze półtorej rundy. Na ostatnich metrach Nowozelandka bardziej dokręciła, a mi zabrakło. Mimo to, nie tylko cieszymy się ze srebrnego medalu, ale z czasów jakie osiągnęłyśmy. Dwa razy, po raz pierwszy zeszliśmy poniżej trzydziestu trzech sekund! Teraz tylko musimy to utrzymać na kolejnych zawodach.
Podnoszone są głosy, że w Nowej Zelandii nie wszystkie ekipy były w najsilniejszych składach. To chyba jednak nie powinno umniejszać waszego sukcesu. Tym bardziej, że systematycznie poprawiacie swoje lokaty, ale i czas. Trochę rekordów Polski pobiłyście ostatnio.
To fakt. Nie przyjechały wszystkie ekipy, a część obecnych nie była w najmocniejszych obsadach. Jednak z takimi czasami na każdych minionych zawodach mogłybyśmy walczyć o medale. W ciągu dwóch tygodni poprawiłyśmy rekord Polski aż trzy razy. Dwukrotnie w Hongkongu, tydzień później kolejny raz w Nowej Zelandii. A przed nami kolejny start w Australii.
Urszula Łoś i Marlena Karwacka ze sztabem trenerskim /fot. fanpage Urszuli Łoś/
Nie ma jednak co ukrywać, że te puchary są ważne, ponieważ zbiera się cenne punkty do rankingu olimpijskiego. Na ile obecnie oceniasz wasze szanse na start w Tokio?
Teraz każdy start i każda zajęta lokata jest na wagę złota. Po Pucharze Świata w Cambridge aktualnie zajmujemy ósme miejsce. Czekają nas jeszcze dwa Puchary Świata, po których wszystko może się zmienić. Bardzo mocno walczymy z Nową Zelandią, Ukrainą i Litwą. Miedzy naszymi miejscami jest bardzo niewielka różnica punktowa. Trzeba pamiętać, że nie liczą się wszystkie puchary, tylko trzy najlepsze. Będziemy walczyć do końca.
Chciałbym jeszcze spytać o twoje występy indywidualne w Hongkongu i w Cambridge. Jesteś z nich zadowolona? Jak mogłabyś je ocenić?
Z indywidualnych występów w Hongkongu jestem zadowolona. Wystartowałam w sprincie, który traktujemy jako dodatek i przepalenie przed keirinem. W eliminacjach na dwieście metrów pojechałam zbliżony czas do życiówki i rekordu Polski, co pokazuje ze utrzymuje cały czas poziom. W keirinie minimalnie zabrakło mi do wejścia do finału A, ale zdecydowanie wygrałam finał B z czego bardzo się cieszę. W finałach zawsze jadą najmocniejsze zawodniczki, a tym pokazuje i udowadniam przede wszystkim sobie, że stać mnie na wygrywanie.
W Nowej Zelandii wystartowałam w keirinie, gdzie już z pierwszego biegu weszłam do półfinałów. Ostatecznie skończyłam tę konkurencję na dziesiąty miejscu. To zdecydowanie nie był mój dzień. Walczyłam i do tej pory walczę z przeziębieniem. Mimo iż wiem, ze mogło być lepiej, to się cieszę. Jeszcze niedawno marzyłam o finałach w keirinie, a teraz na każdych zawodach nie brakuje mnie w nich.
Jakie cele na start w Australii?
Sprint drużynowy. To nasz cel. Mam nadzieję, że powtórzymy wynik sprzed tygodnia.
Urszula Łoś i Marlena Karwacka na starcie
Od kilku tygodni jesteś w drodze. Ciągle zmieniacie strefę czasową. Jak sobie z tym radzisz?
To ja wygrywam ze strefą czasową (śmiech). Szczerze mówiąc, rzadko ją odczuwam i dobrze się czuję na drugim końcu świata. Czasami mam wrażenie, ze ściganie się w „nocy” lepiej nam wychodzi. Do tej pory wszystkie rekordy i medale zdobywałyśmy właśnie w innych strefach czasowych.
A jak się spędza cały czas z tą samą ekipą to nie pojawiają się jakieś zgrzyty, zmęczenie sobą?
Takiego długotrwałego przebywania ze sobą też trzeba się nauczyć. Zgrzyty i niedomówienia zawsze były, są i będą. Czasami ze swoja grupa spędzamy więcej czasu niż z rodziną. Fakt, jest to trudne, ale w końcu jesteśmy jedną drużyna i walczymy o to samo z tego samego miejsca. Myślę, że dzięki posiadaniu wspólnego celu, mimo wszystko umiemy się wspierać i spełniać razem marzenie każdego z nas!
To zakończmy również wątkiem świątecznym. Urszula Łś w liście do świętego Mikołaja, że chcesz wystąpić w Tokio?
Święty Mikołaj już wie z jakiego prezentu byłabym zadowolona. Mam nadzieje, ze nie znajdę go pod choinką, tyle tylko, że kilka miesięcy później!