Mecz Polska – Słowenia był ważny co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, Łukasz Piszczek na Stadionie Narodowym miał się pożegnać z biało-czerwonymi barwami. Po drugie, zespół Jerzego Brzęczka chciał w dobrych nastrojach zakończyć eliminacje i zapewnić sobie spokojną zimę.
Spotkanie zaczęło się dla nas idealnie, bo szybkiego prowadzenia. W 3. minucie Piotr Zieliński wykonywał rzut rożny, a Jan Oblak niepewnie interweniował. Słoweniec wypiąstkował jednak piłkę przed szesnastkę, a tam dopadł do niej Sebastian Szymański, który strzelił wprost do siatki. Chwilę później nastroje w polskim obozie się pogorszyły, bo na skutek kontuzji boisko musiał opuścić Kamil Glik. Stopera zastąpił Artur Jędrzejczyk.
Kolejne minuty to okres wzajemnej walki. Niestety w 14. minucie Słoweńcy posłali długą piłkę do wbiegającego w pole karne Illicia. Ten oszukał obrońcę, odegrał na środek do Matavża i Wojciech Szczęsny musiał wyciągać piłkę z siatki.
Później na boisku działo się sporo, ale żadna z drużyn nie stworzyła groźnej sytuacji. W związku z tym najciekawszym momentem tej części spotkania było pożegnanie naszego prawego obrońcy. Łukasz Piszczek nie zszedł jednak z boiska po 30 minutach gry, a dopiero w doliczonym czasie. Kibice żegnali go owacją na stojąco, z kolei piłkarze obu ekip ustawili mu szpaler.
Druga połowę lepiej zaczęli Polacy. W 54. minucie kapitalnie zachował się Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji ograł kilku Słoweńców, wszedł w pole karne i strzelił na bramkę Oblaka. Piłka zmieściła się przy lewym słupku i było 2:1. Chwilę później wynik mógł podwyższyć Piotr Zieliński, ale jego strzał wybronił jedną ręką Jan Oblak.
Słoweńcy nie zamierzali się jednak poddawać. W 61. minucie zamieszanie w naszym polu karnym wykorzystał Matavż, który dograł do Ilcicia. Ten z kolei z bliskiej odległości pewnie pokonał Wojciecha Szczęsnego. Gol ten jednak należy przede wszystkim zapisać na konto nieporadnej polskiej obrony.
Dwadzieścia minut później kolejny cios wyprowadzili Polacy. Robert Lewandowski oszukał dwójkę słoweńskich obrońców, po czym przerzucił piłkę na prawo do Kamila Grosickiego. On natomiast dograł ją na środek do wbiegającego Jacka Góralskiego. Jan Oblak był bez szans, a biało-czerwoni ponownie wrócili na prowadzenie. Pięć minut później Kurtić dostał czerwoną kartkę, czym znacząco osłabił zapędy Słoweńców. Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie.