Przemysław Paszowski: Chyba mamy prawo do optymizmu. Tak dobrze na mistrzostwach świata nie było od ośmiu lat. Beata Sokołowska-Kulesza: Bez wątpienia te mistrzostwa były dla nas bardzo udane. Na pochwałę zasługują przede wszystkim panie. Nie ma natomiast co ukrywać, że kajakarze wypadli poniżej oczekiwań, bo nie zdobyli żadnej kwalifikacji. Na pewno trenerzy muszą przeanalizować co się stało i jak najszybciej wyciągnąć z tego wnioski. Naszym kajakarzom pozostaje walczyć o bilety do Tokio w przyszłym roku, bo liczenie na „dziką kartę” jest bardzo ryzykowne.
Cichym bohaterem naszej ekipy jest Tomasz Kaczor. Zawodnik, który nie tak dawno chciał kończyć karierę, teraz jest wicemistrzem świata. To piękny finał tej poruszającej historii.
Mam nadzieję, że piękny finał to będzie dopiero na Igrzyskach. Tomek na pewno wykonał kawał dobrej roboty. Zrobił w tym roku ogromny postęp, który widać po wynikach. To srebro cieszy tym bardziej, że zostało wywalczone w bardzo silnie obsadzonej konkurencji. Jednak grunt, że Tomek wywalczył już kwalifikację. To mu zapewni spokój w przygotowaniach. W końcu nie bez przyczyny mówi się, że czasem trudniej jest się na Igrzyska zakwalifikować niż wywalczyć na nich medal. Oczywiście z przymrużeniem oka, bo tam jadą najlepsi z najlepszych i każdy stojąc na starcie w finale myśli o zdobyciu medalu, a nie jedzie na igrzyska tylko po to, żeby w nich tylko wystartować.
W głośnym wywiadzie, jakiego Tomasz Kaczor udzielił „Magazynowi Sportowiec”, mówił między innymi, że teraz wreszcie pływa na luzie, bawi się tym sportem.
To po nim widać. Nie ma co ukrywać, że głowa ma bardzo duży wpływ na wynik sportowy. Doskonale wiemy, że gdy człowiek za bardzo się stara, to często mu nie wychodzi. Co innego, gdy ma się świadomość swoich możliwości i dobrze przepracowany okres przygotowawczy. Wtedy głowa nabiera spokoju, a nastawienie jest znacznie bardziej optymistyczne, wzrasta pewność siebie i poczucie sprawstwa.
Myśli pani, że Tomek zdoła powtórzyć tak wysoką formę w roku olimpijskim? We wspomnianym wywiadzie mówił, że chce w Tokio wywalczyć złoto.
Sądzę, że jeśli Tomek będzie szedł obecną ścieżką to powinno być dobrze. Z pewnością nasz kanadyjkarz będzie jednym z pretendentów do medalu. Ale trzeba pamiętać, że na Igrzyska każdy jedzie po jak najlepszy wynik. Rywalizacja będzie zatem jeszcze ostrzejsza niż w Szegedzie. Poza tym, kajakarstwo jest obecnie na takim poziomie, że o składzie podium decydują ułamki sekund i czasem o medalu decyduje dyspozycja dnia i optymalny wypoczynek czy regeneracja po poprzednim starcie. W takiej sytuacji wpływ na wynik ma właściwie nawet najmniejszy detal.
W Szegedzie srebro wywalczyła też Marta Walczykiewicz. W wypadku tej zawodniczki najbardziej cieszy powtarzalność i nieustępliwość. W końcu to jej kolejny medal w tej konkurencji, a tym razem sięgnęła po niego, mimo kontuzji.
Zgadza się. Bardzo się cieszymy, że Marta Walczykiewicz cały czas utrzymuje się w pierwszej piątce na świecie. Sama jednak jestem ciekawa, jak popłynęłaby nasza zawodniczka, gdyby nie ta kontuzja. W końcu Marta straciła dwa miesiące z okresu przygotowawczego. To jest naprawdę mnóstwo straconego czasu treningowego.
Sądzi pani, że Marta zdołałaby pokonać Lisę Carrington?
W Szegedzie Lisa Carrington wydawała się być poza zasięgiem, ale może Marta miałaby do niej mniejszą stratę. Natomiast myślę, że na pewno nie mielibyśmy tej nerwówki w końcówce. Moim zdaniem, Marta w pełnej dyspozycji mogłaby wyprzedzić rywalki o pół łódki. Ale oczywiście dzisiaj to już tylko zwykłe gdybanie.
Pewien status quo utrzymała nasza osada na 500 metrów. Widać, że ta czwórka już się dotarła i chyba na stałe zameldowała się w czołówce.
Potencjał tej kadry jest ogromny. Widać, że mamy świetny system szkolenia, bo w sytuacji, gdy wypada jakaś zawodniczka, od razu pojawia się dobra zmienniczka. Ten zespół już teraz jest bardzo silny, a będzie jeszcze silniejszy. W końcu do trenowania wróciła Beata Rosolska, jedna z najlepszych kajakarek w Polsce i na świecie. To bardzo mocna i doświadczona zawodniczka. Jej powrót na pewno wzmocni rywalizację w kadrze i w osadzie.
Srebro w kajakowej dwójce na 500 metrów wywalczyły Ania Puławska i Karolina Naja, czyli takie połączenie rutyny z młodością. Wydaje się, że Tomasz Kryk miał nosa, że zdecydował się tak ułożyć tę osadę. Warto bowiem przypomnieć, że obie panie nie pływały razem w dwójce.
Myślę, że ta koncepcja kiełkowała w głowie trenera już od dłuższego czasu. Ania i Karolina dobrze się uzupełniły w tej osadzie i zaowocowało to medalem.
Trenera bronią wyniki, ale chciałbym zapytać jak pani ocenia decyzję o przesunięciu Justyny Iskrzyckiej na jedynkę? To jednak ona w ostatnim czasie była etatową zawodniczką w dwójce.
W tym wypadku trzeba było wystawić najsilniejsze osady, bo to są kwalifikacje olimpijskie. Tu nie można eksperymentować. Moim zdaniem trener postąpił słusznie, decydując się na taki układ. Możemy teraz oczywiście gdybać, co by było.
Indywidualnie Justyna spisała się jednak naprawdę bardzo dobrze.
Ta dziewczyna zrobiła wielki postęp. Widać to było chociażby po tym jak rozegrała wyścig na 1000 metrów. Trochę szkoda tej olimpijskiej konkurencji. Moim zdaniem Justyna popłynęła bardzo dobrze i do uzyskania finału zabrakło jej trochę szczęścia, bo w kolejnym półfinale, teoretycznie mocniejszym, w którym płynęła Lisa Carrington i Danuta Kozak, czas jaki popłynęła dawał jej finał A. I jeśli już dalej gdybamy to czas z jakim Justyna wygrała finał B dawał jej trzecie miejsce w finale A. Gdyby wywalczyła kwalifikację olimpijską, to nikt by nie zadał pytania, czy to było słuszne posunięcie.
Kolejny sukces mają za sobą natomiast Arsen Śliwiński i Michał Łubniewski. Ich postawa cieszy, choć na konkurencje nieolimpijskie zawsze u nas patrzy się mniej emocjonalnie.
Pewnie, że cieszy. Medal jest medalem. Arsen i Michał z każdej imprezy przywożą krążki i to jest fakt. Panowie muszą jednak mocniej powalczyć z Michałem Kudłą i Mateuszem Kamińskim na 1000 metrów, bo to jednak dystans olimpijski, a na igrzyskach popłynie najlepsza osada z kraju.
Największą niespodziankę zrobiła chyba dwójka Bartosz Grabowski i Piotr Mazur. Ułamki sekundy i mogłoby być nawet złoto.
Ta osada w Szegedzie spisywała się doskonale, więc po cichu liczyliśmy, że może się uda wskoczyć na podium. Zwłaszcza że 200 metrów rządzi się jednak swoimi prawami. To spora loteria. Chłopaki wywalczyli medal i na pewno zasługują na brawa. To jest jeszcze młoda osada i możemy mieć z niej dużo pożytku w przyszłości.
Bez medalu, ale z kwalifikacją olimpijską wyjeżdża Dorota Borowska. Ona sama liczyła jednak chyba na coś więcej.
Na pewno Dorota liczyła na więcej, ale tak naprawdę do tego medalu nie zabrakło jej dużo. Nie sądzę, żeby była jakoś zmęczona sezonem czy żeby popełniono błędy w przygotowaniach. Być może Dorota nie trafiła z formą dnia, może jakaś chwilowa dekoncentracja, trudno mi to ocenić nie będąc tam, na miejscu, ale tak niestety się zdarza. Taki jest sport. Najważniejsze jednak, że zdobyła kwalifikację olimpijską.
Czy jeśli w sezonie przedolimpijskim wszystko układa się dobrze, to warto jeszcze coś udoskonalać? Niektórzy sportowcy twierdzą, że lepsze jest wrogiem dobrego.
Moim zdaniem zawsze, jeśli jest szansa coś poprawić to warto próbować. Trzeba jednak pamiętać, że należy ewentualne zmiany przeprowadzać dużo wcześniej. Nie wolno eksperymentować tuż przed docelową imprezą, bo nie ma na to już czasu i można popsuć coś, na co się pracowało cztery lata.
Beata Sokołowska-Kulesza. Była kajakarka. Razem z Anetą Pastuszką (ob. Konieczną) zdobywała brązowe medale na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney i Atenach. Mistrzyni świata z 1999 roku, a także wielokrotna wicemistrzyni świata i brązowa medalistka. Multimedalistka mistrzostw Europy. Obecnie sędzia kajakarski. Beata Sokołowska-Kulesza gościnnie komentuje też zawody kajakarskie w Telewizji Polskiej.
Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.