Po oficjalnym ogłoszeniu, że to właśnie Łukasz Kruczek będzie prowadził kobiecą kadrę, w Internecie komentatorzy rozpoczęli żywiołową dyskusję nad słusznością tej decyzji. Pośród mądrych i roztropnych wypowiedzi dominują jednak takie, które muszą budzić poważne zdziwienie i zasmucenie. Oto bowiem Łukasz Kruczek jawi się w nich jako szkoleniowiec nieudolny i niekompetentny. Trudno nie wzburzać się na takie opinie, zwłaszcza gdy nie mają one potwierdzenia w twardych faktach.
Łukasz Kruczek ma trochę pecha, że schedę po nim objął Stefan Horngacher. Austriak swoimi wielkimi dokonaniami przyćmił bowiem dorobek poprzednika. Co więcej, na kadencję Kruczka patrzy się obecnie tylko i wyłącznie przez pryzmat Horngachera. No bo skoro Austriak osiągnął w ciągu trzech lat więcej niż Polak przez osiem, to może jednak ten nasz trener nie był taki dobry jak się wydawał.
Dzisiaj można się spierać, który z tych panów więcej zrobił dla polskich skoków. Można też dywagować nad tym, co by było, gdyby Stefan Horngacher rozpoczął pracę z kadrą dwa lata wcześniej. To wszystko jednak nie może umniejszać sukcesów Łukasza Kruczka. To w końcu pod jego wodzą Kamil Stoch dwukrotnie został mistrzem olimpijskim, wywalczył złoto mistrzostw świata, a także Kryształową Kulę. Warto pamiętać, że za kadencji Polaka nasza drużyna dwukrotnie zajmowała też trzecie miejsce na mistrzostwach świata.
I może Kruczek jest gorszym szkoleniowcem niż Horngacher, ale gdyby nie znał się na rzeczy – jak twierdzą internetowi guru – to nigdy takich sukcesów nasi skoczkowie by nie osiągnęli. Nie jest prawdą, że Stoch zostałby mistrzem olimpijskim nawet gdyby trenowała go Adamiakowa. Każdy talent wymaga bowiem oszlifowania. Koniec kropka. Poza tym należy pamiętać, że Łukasz Kruczek nie mógł też liczyć na takie drogie wsparcie technologiczne. To fakt, nie opinia.
Według co po niektórych pozycją Łukasza Kruczka zachwiała praca z włoską kadrą. Bo w końcu skoro jest taki dobry, to czemu sobie nie poradził na innym gruncie? A rzeczywiście Polak na włoskiej ziemi wiele nie ugrał. Wicemistrzostwo świata juniorów Alexa Insama to stanowczo za mało, aby zamknąć usta krytykom.
Trzeba jednak na włoską przygodę Łukasza Kruczka spojrzeć nie jako pasmo niepowodzeń, lecz jako nowe, cenne doświadczenie. W końcu, patrząc obiektywnie, chyba nikt nie liczył, że Polak wprowadzi Italię na salony. Zwłaszcza że Włosi skoków nie kochają i kochać raczej nie będą. A brak miłości oznacza jedno – brak finansowania i brak zainteresowania. Z resztą przejechał się na tym już były trener Adama Małysza – Hannu Lepistoe. Tym samym praca z reprezentacją Włoch nie może być wyznacznikiem umiejętności trenerskich Kruczka.
Wybór Łukasza Kruczka na stanowisko trenera kadry skoczkiń to dobry ruch. Tym bardziej, gdy chcemy upatrywać w tej konkurencji szans medalowych. Nowy szkoleniowiec daje realne nadzieje, bo zagwarantować nie można niczego, że kobiece skoki w Polsce znacząco przyspieszą. Jest o co walczyć, bo Igrzyska w Pekinie przyjdą szybciej niż się wydaje. Dotychczasowy trener Marcin Bachleda – niczego mu nie umniejszając – zapewniał rozwój, ale stopniowy, a na to czasu nie ma.
Najbliższe lata pokażą czy Łukasz Kruczek poradzi sobie w nowej roli. To duże wyzwanie, ale na pewno znacznie mniej stresujące jak praca z męską kadrą. Wydaje się przy tym, że Kruczek na nowym stanowisku może tylko zyskać. W końcu nawet jak, jeśli nie uda mu się stworzyć teamu na miarę walki o medale, nikt mu nie zabierze osiągnięć z lat 2008-2016.