Adam Nawałka przychodził do Lecha Poznań niemal jako wybawiciel. Drużyna grała źle, a w szatni nie działo się najlepiej. Osławiony pracą z reprezentacją trener miał niczym machnięciem czarodziejskiej różdżki wszystko zmienić. Na pierwszej konferencji prasowej mówiono wszak o walce o mistrzostwo. Zarząd klubu chyba naprawdę wierzył w magiczne moce Nawałki, skoro zgodził się zakontraktować za gigantyczne pieniądze cały sztab byłego selekcjonera.
Kasa miała się jednak zwrócić, bo drużyna miała grać lepiej. A sam Adam Nawałka w końcu miał być trenerem na lata. Rekordowy kontrakt podpisano do 30 czerwca 2021 roku. Marzenia jednak mają to do siebie, że trzeba długo pracować na ich realizację. Rzadko kiedy udaje się je osiągnąć od razu. Szefostwo Lecha chyba o tym nie wiedziało. W rezultacie w gabinecie prezesa musiało panować spore rozczarowanie, że lokomotywa nie stała się z dnia na dzień Pendolino.
W ten oto sposób trener na lata okazał się ponownie trenerem na chwilę. Po remisie z Koroną Adam Nawałka musiał pożegnać się z pracą. Kibice pewnie pożegnają go bez żalu, bo Lech pod jego wodzą grał fatalnie. Dość powiedzieć, że na siedem spotkań w tym roku Kolejorz wygrał tylko dwa. To zdecydowanie za mało jak na mocarstwowe aspiracje klubu. Gdyby Nawałka został zwolniony w kolejnym sezonie wysokość odszkodowania byłaby gigantyczna. A tak, na mocy klauzuli – na którą nomen omen nalegał Nawałka – odszkodowanie będzie tylko trzykrotnością pensji.\
TAKICH MATERIAŁÓW MOŻESZ JUŻ NIE PRZECZYTAĆ W PRZYSZŁOŚCI. „MAGAZYN SPOROWIEC” NIE PRZETRWA BEZ WASZEGO WSPARCIA! PROSIMY O POMOC!
Władze mogą więc odetchnąć. Przynajmniej finansowo, bo teraz znów czeka je bardzo trudna przeprawa z kibicami. Nic dziwnego. Wizerunkowo szefostwo klubu jest skompromitowane. Ileż to już było rewolucji, ileż to już razy klub miał wrócić na mistrzowskie tory. Za każdym razem natomiast kończyło się jeszcze większą wtopą.
Zatrudnienie Adama Nawałki miało być wreszcie momentem przełamania, a skompromitowało władze Lecha jeszcze bardziej. Jak można bowiem liczyć, że trener w ciągu kilku miesięcy zmieni całkowicie oblicze drużyny. W Lechu są wieloletnie zaniedbania, których nie da się naprawić w cztery miesiące. Choćby i na Bułgarską przyszli najwybitniejsi szkoleniowcy, nie daliby rady tego zrobić. Zostaliby zwolnieni po kilku miesiącach.
Jest to zresztą prztyczek do innych klubów Ekstraklasy. Zbyt często w Polsce pokutuje przeświadczenie, że sukces da się wypracować w jedną chwilę. A jeśli tak się dzieje to jest to jedynie efekt przypadków, a nie systematyczności, co zawsze pokazuje następny sezon. Dlatego tęż – aby było tu i teraz – do klubów ściąga się zagranicznych piłkarzy w sile wieku. I mimo że ich CV już przyblakło, to w Polsce mogą liczyć na ogromne pensje. Żyć nie umierać. Mając taką kadrę nie da się zajść daleko. A trener ma pecha, bo zawsze to on będzie winien. Choć na przykład w Lechu aspiracje trenerskie zgłaszało też szefostwo klubu.
Nad kondycją polskiej piłki klubowej można byłoby napisać nie jeden dramat. Jedno jest jednak pewne. Jeśli zatrudnia się trenera na lata, to niech faktycznie te lata popracuje. I niech to on bierze na siebie pełną odpowiedzialność za to jak drużyna prezentuje się na boisku. Inaczej na tym ekstraklasowym łez padole zmieni się niewiele.